Niezbyt mądre rady Jarosława
Po zamachu w Londynie pojawiły się recepty na przerwanie serii zamachów. Dosyć podobne. W tę poetykę, jak zauważyła to jedna z gazet, wpisało się m.in. dwóch polityków - Donald Trump i Jarosław Kaczyński. Obaj proponując Europie "powstanie z kolan i koniec politycznej poprawności". Bliższy nam Jarosław, więc przytoczę jego słowa: "albo Europa, tu zacytuję panią premier, wstanie z kolan i zacznie rozważać przeciwdziałanie, ale to oznacza odrzucenie przede wszystkim poprawności politycznej, albo tego rodzaju wydarzenia będą się powtarzać. To będzie życie wśród ciągłego zagrożenia, kontroli. Państwa UE powinny rozpoznać zagrożenia i rozpocząć twardą walkę. Jest prowadzona przeciwko Europie wojna".
Ha! Bardzo interesuje mnie ciąg dalszy tych słów, zarówno Trumpa jak i Kaczyńskiego, i innych podobnie mówiących: co panowie macie na myśli? Na czym polegać ma owo "przeciwdziałanie" i "wstawanie z kolan"? Na czym "odrzucenie poprawności politycznej"? Czy możecie wyjaśnić tę ezopową mowę?
Bo jedynym uczciwym i jasno sformułowanym zdaniem, które zawarł Kaczyński w swej wypowiedzi jest stwierdzenie, że przeciwko Europie jest prowadzona wojna. Tak jest. A teraz zastanówmy się, jaka to jest wojna i skąd przyszła?
Wszyscy wiemy, przyszła ona z Bliskiego Wschodu. W odpowiedzi na terrorystyczny atak na Twin Towers Stany Zjednoczone zdemolowały Afganistan, zniszczyły Irak, przyłożyły rękę do rozwalenia Libii i upadku Syrii.
Miały ku temu dobre usprawiedliwienie - wojnę z terroryzmem. A zastępca sekretarza obrony Paul Wolfowitz ukuł nawet specjalną ku temu doktrynę - że jak się obali bliskowschodnich dyktatorów, to będzie można w ich miejsce zainstalować demokratyczne rządy (tak jak w Niemczech po upadku Hitlera) i zapanuje pokój i radość.
Dziś, po latach, wiemy, że doktryna Wolfowitza okazała się bzdurą, że Ameryka w pogoni za Osamą Bin Ladenem rozwaliła Bliski Wschód, tamtejszą chwiejną równowagę i sprokurowała morze wojen.
My, Europa, jesteśmy właśnie i ich uczestnikiem (tzn. nasze samoloty), i ich ofiarą, choć - nie ma co ukrywać - w niewielkim stopniu. Proszę przeczytać relacje z Syrii, z Iraku, z Afganistanu - zamach, w wyniku którego ginie siedem osób, nie robi tam na nikim wrażenia.
W wyniku wojen na Bliskim Wschodzie runęła na Europę fala uchodźców. Oni nie przebijają się tu, żeby nas podbijać, tylko żeby jakoś przeżyć. Uciekają z miejsc, gdzie przeżyć nie można, z regionów zdestabilizowanych. Nie uciekają z Egiptu, który rządzony jest twardą ręką, nie uciekają z Jordanii, która graniczy i z Syrią i z Irakiem, ale jest tam państwowy ład, nie uciekają z Algierii, i tak dalej... Uciekają z państw upadłych.
Jedynym więc racjonalnym sposobem, by falę uchodźców zatrzymać jest zaprowadzenie pokoju na Bliskim Wschodzie. Stabilizacja regionu. Czyli - z tym Europa już się pogodziła - zgoda na rządy twardej ręki, jakichś wojskowych junt, odłożenie marzeń o arabskiej demokracji na dalsze lata...
Stabilizacja - to jest klucz. Ba! Ale jak to osiągnąć?
Angażując wojsko? Strzelając? Ameryka wycofała się z Afganistanu i Iraku, bo nie była w stanie utrzymać tam własnego porządku. Straty były zbyt wielkie. Więc co dalej?
Dlatego pytam się, słysząc Trumpa, Kaczyńskiego i innych polityków, co tak naprawdę chcieliby zrobić? Bardziej bombardować Syrię? Wysyłać tam żołnierzy, by walczyli? Wierząc, że rozwalenie kolejnego miasta, razem z ludnością, zapewni Europie spokój?
Przypominam, tak właśnie robiliśmy i robimy. I co? George Bush jr zapewnił pokój Ameryce? No, nie dał rady...
A może Kaczyński, mówiąc o zerwaniu z poprawnością, idzie dalej? Może uznał, idąc tropem za skrajną prawicą, że trwa właśnie wojna cywilizacji - chrześcijaństwa z islamem?
Jeżeli tak myśli i mówi, to znaczy, że gra w scenariuszu wrogów naszego świata. O wojnie cywilizacji marzą wodzowie upadającego Państwa Islamskiego, szefowie różnych milicji na Bliskim Wschodzie, Al Kaidy i innych, bo jakże łatwo rządzić im w imieniu Boga i w obliczu wojny. Ha! O takim zagrożeniu mówi też Putin, grozi nim Erdogan. To pomaga skutecznie kontrolować poddanych. Wróg u bram, wróg wewnętrzny, wojna o przetrwanie - to są wszystko hasła znane od stuleci, za pomocą których można ukryć swoje słabości i trzymać poddanych za twarz.
Odłóżmy rozważania historyczne, spójrzmy na obecny świat. Wojna cywilizacji, gdyby została ogłoszona, od razu wepchnęłaby Europę Zachodnią w wojnę domową. Bo cóż oznaczałaby w praktyce? Pacyfikowanie zamieszkałych przez muzułmanów dzielnic, deportacje, czystki etniczne. Powrót do czasów III Rzeszy, wojen religijnych. Przecież o takiej Europie marzą wodzowie ISIS i Al Kaidy, zamachami chcą sprowokować odwet i wykopać rowy nie do przebycia. Żeby zarządzać nienawiścią i wojną.
Jarosław Kaczyński, Beata Szydło, nie muszą więc udzielać rad Europie. Bo nie są one zbyt mądre, po drugie - wiodą ku gorszemu. Nie rozwiązują problemu, przeciwnie, utrudniają jego rozwiązanie.
I pomijają jeszcze jeden fakt. Bo czy nie zastanawia ich, że zamachy mają miejsce w państwach, gdzie będą za chwilę wybory? Najpierw Francja, teraz Wielka Brytania, następne w kolejce będą pewnie Niemcy... Jeżeli ktoś lubi teorie spiskowe, to niech zastanowi się, jakiej to sile pasuje wpływanie w ten sposób na decyzje wyborców...
Myślę zresztą, że brytyjskie służby specjalne, jedne z najlepszych w świecie, wariant "zamachów na wybory" już dokładnie przeanalizowały i mają w tej sprawie dobrą wiedzę. Tak jak w sprawie komórek ISIS, które działają w Wielkiej Brytanii i w Europie. Wygrali wojnę z IRA, wygrają i teraz.
Europa również wygra z ISIS. To stary, doświadczony historią kontynent. Nie z takich opresji wychodził.
Robert Walenciak