Taki pogląd zaprezentowała na swych łamach "Gazeta Wyborcza", pismo liberalne, bliskie PO. I niektórzy zinterpretowali to jako okrzyk przerażenia przed nadciągającym prawicowym tsunami. Czy rzeczywiście młoda Polska jest coraz bardziej konserwatywna? Z lektury pism sympatyzujących z PiS i bliskich Kościołowi można wysnuć wnioski przeciwne. Tam z kolei biją na alarm, że młodzież ulega zachodnim modom, że rośnie nam pokolenie galerii handlowych. Puste, nastawione na przyjemności życia. Taka jest zresztą prawicowa diagnoza dotycząca drastycznego spadku przyrostu naturalnego. Dziś wskaźnik dzietności wynosi w Polsce 1,36, prawie najniżej w Europie. Jesteśmy więc narodem wymierającym, kurczącym się. I na pytanie, dlaczego tak się dzieje, prawica odpowiada, że to wina współczesnego stylu życia, nastawionego na przyjemności. W związku z czym kobiety nie chcą rodzić dzieci, bo wolą robić karierę albo lekko przejść przez życie. Do tej litanii dokłada się tradycyjny lament o upadku instytucji rodziny, podkopywanej przez modernizm, kręgi homoseksualne i tak dalej... Jak więc jest naprawdę? A może obie odpowiedzi są prawdziwe? Może jedni młodzi idą w jedną stronę, drudzy w drugą? I mamy Pokolenie Galerii Handlowych kontra Pokolenie Marszów Pogrzebowych? Mam na ten temat inną hipotezę. Otóż fakt, że młodzież chętnie wskazuje w sondażach, że odda głos na ugrupowania prawicowe, wcale nie oznacza, że jest konserwatywna. W sferze zachowań seksualnych, stosunku do Kościoła i jego nauki, młode pokolenie jest liberalne i coraz bardziej zachodnioeuropejskie. A dlaczego coraz częściej deklaruje, że będzie głosować na prawicę? Odpowiedź jest chyba prosta - młodzi są przeciwko establishmentowi, który utożsamia dziś PO. Więc głośno chcą powiedzieć "nie". Nie dziwię się takiej postawie. Wyrosło nam bowiem pokolenie, którego nikt nie chce, dla którego w dzisiejszej Polsce praktycznie nie ma miejsca. A jedyną propozycją jest "śmieciówka", czyli robota za 1500 zł, na umowę-zlecenie. Nie czarujmy się: jeżeli tak jest, to znaczy, że Polska popada w patologię. Chłopak, który zarabia 1500-1800 zł , i to dorywczo, raczej nie założy rodziny, nie stać go na mieszkanie, nie stać na wychowanie dzieci. Ba! Jak będzie chciał iść z dziewczyną do klubu albo gdzieś wyjechać, to też nic z tego, chyba że się zapożyczy. Tak naprawdę stać go jedynie na popijanie piwka z kolegami, gdzieś na rogu ulicy. I to jest prawdziwa przyczyna niskiego przyrostu naturalnego w Polsce: brak wiary w przyszłość, a nie brak wiary w Boga. Pan Bóg nie ma tu nic do rzeczy. Niewydolność naszej gospodarki (ponoć "zielonego tygrysa"), która nie potrzebuje rąk do pracy, determinuje całą resztę. Nieprzyzwoite szarpactwo, które widać na każdym kroku - od Sejmu poczynając i tych 45 tys. nagrody za nic, które sobie marszałkowie poprzydzielali - dopełnia obrazu spustoszenia. Wyobraźmy sobie: jak wychodzi człowiek z domu, w kieszeni ma 100 zł i zero szans na cokolwiek, a tu czyta o modelkach-prostytutkach, o lotnisku w Modlinie, które nie działa, o dziesiątkach tysięcy złotych, które sobie przytuliła władza, to co może czuć? I tak narasta wśród młodych poczucie zagubienia, odrzucenia i wreszcie - buntu. Co prawda, większość socjologów twierdzi, że buntu nie będzie, bo istnieje wentyl bezpieczeństwa w postaci otwartych granic, ale przecież wszyscy nie wyjadą... Ważniejsze jednak jest to, że państwo, które powstało po roku 1989 okazało się tak naiwnie beztroskie, jeśli chodzi o planowanie przyszłości, budowanie strategii rozwoju. Przez ponad dwadzieścia lat przytłoczyły nas mity: że najlepszą polityką gospodarczą jest brak polityki, że kapitał nie ma narodowości, że rynek wszystko rozwiąże i tak dalej. Już dawno okazało się, że te mity prowadzą nas w krzaki. Ale jedyną odpowiedzią na to było hasło "więcej wolności", czyli jeszcze więcej wolnego rynku, albo "powrotu do tradycyjnych wartości". Czyli kolejne mity. Wszystko wygląda więc tak, że choroba tkwi gdzie indziej. Że trawi ona pokolenie dzisiejszych czterdziesto- i pięćdziesięciolatków - to najważniejsze, które kieruje państwem, gospodarką i mediami. To oni są dziś najbardziej zagubieni, gdzieś tam Polskę zaprowadzili, nie za bardzo wiedzą gdzie, czepiają się więc schematów - że Europa, że duma narodowa i tak dalej. Ale to jest zagadywanie, a nie plan działania. Nie zwalajmy więc na młodych, nie straszmy nimi, bo... państwo ma taką młodzież, jaką sobie samo wychowało.