Rzut oka na sondaże pokazuje, że jest w Polsce znacząca siła, która mogłaby zmienić polityczny układ. Jest, ale jakby jej nie było, bo to elektorat, który jest źle zagospodarowany. Myślę tu o lewicy. Praktycznie od wyborów elektorat ten jest stały - jeśli zsumujemy wpływy SLD i Ruchu Palikota, to grupa zwolenników tych dwóch ugrupowań oscyluje w okolicach 20-25 proc., w przebłyskach dobijając do 30 proc. To potężna grupa wyborców. I zadziwia ona w dwojaki sposób. Po pierwsze, jej wpływy są znikome, czasami tylko ktoś puści do niej oko, tak jak Platforma, kiedy zapowiadała nowe zasady finansowania Kościoła. A kiedy, biskupi tupnęli nogą, to ucichła. To tylko drobny przykład ilustrujący szerszą tendencję - lewicowcy nie mają żadnego wpływu na państwo. Więcej - oni z pokorą wysłuchują , jak wmawia się im, że są gorzej urodzeni, że mniej im wolno, że mają przestarzałe recepty, że gospodarka tego nie udźwignie, że nic nie mają do zaproponowania, i tak dalej. To pachnie wręcz patologią - takie pokorne słuchanie pouczeń, i to wygłaszanych nie tylko w złej wierze, lecz przez ewidentnych loserów. Ale jest i po drugie! Otóż, słuchając radia i telewizji, i patrząc, co mówią do swych wyborców liderzy partii lewicowych, kręcę głową z podziwem - to jest bardzo zdyscyplinowany i wspaniałomyślny elektorat, skoro wciąż deklaruje, że na lewicowe partie chce oddawać głos. Bo to gesty desperacji... Ten głośniejszy z liderów partii lewicowych (lub inaczej: szukających na lewicy wyborców) to Janusz Palikot. W zasadzie nie ma dnia, by nie błyszczał w mediach, tylko co to za błysk? W ostatnim czasie Palikot: - zapowiedział, że po Świętach Wielkanocnych przejdzie do niego dwóch posłów PO - póki co, cisza; - nawymyślał Jarosławowi Kaczyńskiemu przy okazji 10 kwietnia; - powiedział, że arcybiskup Michalik to taki sam cham jak ksiądz Rydzyk - proszę jaki Wersal...; - ogłosił, że atakują go łyse bojówki Kościoła; wiadomo - męczennik...; - nazwał ministra Gowina katolicką ciotą; poseł Biedroń był pełen podziwu dla tak subtelnych porównań; - wcześniej, na 8 marca, rozdawał kobietom prezerwatywy; Wanda Nowicka była tym zachwycona; - zażądał też od Leszka Millera, by wycofał się z polityki, a to z powodu podejrzeń, że Miller-premier wiedział o amerykańskich więzieniach w Kiejkutach; póki co, nie wiemy, czy te więzienia w ogóle były, nie mówiąc już o tym, kto i ile o nich wiedział (jeśli istniały), ale Palikotowi to wystarcza, by wołać, że Miller ma krew na rękach i należy mu się trybunał i więzienie; - poparł Donalda Tuska w jego pomyśle wydłużenia wieku emerytalnego do lat 67; Z tych wszystkich gestów i oświadczeń tylko ten ostatni ruch (mało lewicowy, prawda?) ma znaczenie. Te poprzednie - to wygłupy albo zwykła chamówa. A lider drugiej partii, SLD? No, walczy z Palikotem. Mieliśmy więc konferencje prasowe, podczas których z triumfem ogłaszano, że jakaś grupka działaczy przeszła od Palikota do SLD. Ich nazwisk nie pamiętam, to były absolutne no name, podejrzewam, że już nigdy z ich powodu żadna konferencja nie zostanie zorganizowana. Poza tym, Leszek Miller oświadczył, że Palikot budzi jego pogardę i obrzydzenie. I błysnął w Sejmie, nazywając posłów RP - naćpaną hołotą. Nie sądzę, by taki język w ustach byłego premiera brzmiał odpowiednio. Nazywanie posłów ugrupowania, bądź co bądź bliskiego, naćpaną hołotą - jest niesmaczne. Ci posłowie mają swoje mandaty, ktoś na nich głosował, najczęściej byli to ci wyborcy, którzy mieli ochotę oddać głos na SLD, a których rozczarował Grzegorz Napieralski. Więc po co ich obrażać? Żeby trudniej było im wrócić? Oczywiście, jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Miller tak mówi, ale uważam, że strzela kulą w płot. Bo czy dla zarobienia paru punktów u kilkudziesięciu działaczy warto sobie robić tyły u tysięcy wyborców? Mało mądre są również ataki na Aleksandra Kwaśniewskiego, które z SLD wychodzą. Miller mówi, że były prezydent nie ma nic w SLD do powiedzenia. Sekunduje mu Napieralski, któremu wrócił dobry nastrój. I który oskarża byłego prezydenta, że trzyma z Palikotem, i że to on odpowiada za wyborczą klęskę Sojuszu. Proszę, jaka przenikliwość... Oto lewica w całej krasie - Palikot ze swoją biegunką inwektyw, i SLD - zachwycony sobą, swoim aparatem i wszędzie widzący wrogów. To nie ma powagi. Ani wagi. Więc czy to nie cud, że RP i SLD mogą liczyć na co czwartego wyborcę? Może i cud. Tylko że nie ma to znaczenia. Gdyby 25 proc. wzięła jedna siła, to ona dyktowałaby warunki Platformie, to byłaby wielka zmiana. Jak to rozbija się na dwie partyjki, kopiące się wzajemnie po kostkach, to wszystko jest po staremu. Robert Walenciak