Specjalnie w tym celu Sojusz zwołał partyjną konwencję. A ona, stosunkiem głosów 111:3, podjęła decyzję o wejściu w koalicję z PO. Sztandaru nie wyprowadzano. Jeszcze. Pamiętam nie tak całkiem dawne czasy, gdy funkcjonowała koalicja LiD, czyli Lewica i Demokraci. Były w niej SLD, SdPL, Unia Pracy, no i Demokraci, czyli resztówka po Unii Wolności. Ich było niewielu, garstka, ale oni straszliwie kłuli w oczy aparat SLD, cały czas ich pytano, kiedy sobie pójdą itd. Na tej fali pojawili się tzw. "patrioci SLD", z Grzegorzem Napieralskim na czele, którzy opowiadali, jaka to zdrada lewicowych ideałów tę partię spotkała. No i ile miejsc na listach wyborczych trzeba było tym "obcym" odstąpić. W końcu, w marcu 2008 roku, ówczesny szef SLD Wojciech Olejniczak, żeby się ratować, wypowiedział Demokratom koalicję. Niepotrzebnie i bez sensu, bo i tak stanowisko przewodniczącego stracił. A ten sam Napieralski, "patriota SLD", jest dziś senatorem z łaski Platformy, i pewnie drży, żeby go jesienią przy układaniu list nie pominęli. Duch "patriotów SLD" cały czas później w Sojuszu trwał, zresztą, walcząc o schedę po Leszku Millerze, tak właśnie prezentował się Włodzimierz Czarzasty. "Jestem patriotą SLD" - mówił. A aparat się cieszył. A teraz ci sami w przeważającej części ludzie zagłosowali, żeby wejść do koalicji, w której Sojusz będzie miał niewiele do powiedzenia, pewnie mniej niż Demokraci w LiD-zie. Gwałtu na swoich przekonaniach tym razem nie widzą. Nawiasem mówiąc, jeśli chodzi o miejsca na listach, to też nic aparatowi nie skapnie, bo trzech byłych premierów i dwóch europosłów, akurat wypełni limit. Więc po co to wszystko? Żeby żyć. Sojusz balansuje dziś w okolicach 5 proc., więc można spokojnie zakładać, że gdyby wystartował samodzielnie (lub w ramach tzw. lewicowej koalicji) to albo nie dostałby nic, albo może dwa mandaty. Tak czy inaczej, szykowała się kolejna klapa, której Włodzimierz Czarzasty, jako szef SLD, mógłby nie przeżyć. W takiej sytuacji lepiej uchylić się od wyborczej weryfikacji. Koalicja Europejska odniesie sukces - Czarzasty będzie się chwalił, jakim jest strategiem. Nie odniesie - będzie można wszystko zwalić na Schetynę. I tak czy inaczej, potem negocjować nową koalicję z PO, do Sejmu, i miejsca na listach. Tak oto, sprzedając SLD, Czarzasty kupił sobie spokój i czas. A goście z aparatu ułudę, że jeszcze coś zakręcą. A Platforma? Też ma swój aparat, który teraz zgrzyta zębami, że musi ustąpić miejsca "komuchom". Ale inne przesłanki są tam ważniejsze. Po pierwsze, Schetyna walczy o to, żeby być liderem PO, liderem opozycji, i kandydatem na premiera. Pozycja człowieka, który zorganizował wielką koalicję, i poprowadził ją do sukcesu, do tego celu go zbliża. A, pamiętajmy, Donald Tusk czuwa. I jeżeli Schetynie omsknie się noga, to chętnie partię mu z rąk wyjmie. Po drugie, Schetyna chce zrealizować strategiczny zamiar PO, czyli trwale zwasalizować lewicę. Przejąć liczący ponad milion wyborców elektorat. Żeby głosowali na PO i cicho siedzieli. Nie bez przyczyny od lat, przed wyborami, liderzy PO apelują do wyborców lewicy, żeby nie marnowali głosu, i oddali go na Platformę. O to prosił Donald Tusk po debacie z Aleksandrem Kwaśniewskim w roku 2007. Potem w roku 2011. A rytuału dopełniła w roku 2015 Ewa Kopacz, apelując, żeby nie głosować na "małe" partie, tylko na kandydatów PO, bo tylko oni zatrzymają PiS. Myślę, że jej słowa lepiej trafiły do wyborców lewicy, niż telewizyjne wystąpienie Adriana Zandberga z Partii Razem. Więc, z dzisiejszej perspektywy, był to najgłupszy apel polityka PO w historii. Bo PiS zyskał sejmową większość. Choć nie sądzę, by w PO ktoś tego żałował - przekonanie, że trzeba przejąć elektorat lewicy, i że to się po prostu Platformie należy, jest wpisane w platformerskie DNA. O tych trikach PO mówił zresztą nie tak dawno Czarzasty. Oto jego słowa: "Koalicja Obywatelska odnosi się zawsze do postulatów lewicy na półtora miesiąca przed wyborami i minutę potem zapomina. Jeżeli ktoś tego nie widzi, jest debilem". To teraz, Platforma już nic nie będzie musiała o tych postulatach mówić, wystarczy że pomacha wyborcom mordkami kandydatów. No właśnie - czy wystarczy? Akces SLD do Koalicji z PO ma kilka poziomów. Pierwszy, to poziom towarzyski. Obok siebie znajdą się Barbara Nowacka, Włodzimierz Czarzasty, Grzegorz Napieralski... Ciekawy jestem bardzo, jak będą się obściskiwać i cieszyć, że są razem. No i jak traktował ich będzie Grzegorz Schetyna, kogo wyróżniał, a kogo pomijał. Bo może sobie wybierać... To się wiąże też z tzw. siłą przebicia. Barbarze Nowackiej udało się załatwić posadę wicedyrektora aquaparku w Łodzi dla Dariusza Jońskiego, swego współpracownika. Więc warto przyuważyć, jakie posady przywlecze swoim druhom Włodzimierz Czarzasty... To będzie dowód jego skuteczności. I rzecz najważniejsza. Otóż idąc do koalicji z PO szef SLD mówił - ja ważę milion głosów, które pada na moją partię. Tyle wnoszę. Ale czy rzeczywiście Czarzasty jest dysponentem głosów dotychczasowych wyborców SLD? W świetle ostatnich sondaży, trzeba wiele optymizmu, by tak wpływ Sojuszu szacować. Po pierwsze, wyborcy SLD potrafią się zbiesić. Przykładem są tu wybory prezydenckie, kiedy zignorowali kandydaturę Magdaleny Ogórek, padło na nią 2,38 % głosów, czyli około 350 tys. wskazań. Więc pytaniem dnia jest, czy będą mieli ochotę głosować na listę z dominującą pozycją PO? Czyli partii, której zawdzięczali podniesienie wielu emerytalnego, niskie płace (tym Polska miała konkurować w Europie...), uległość wobec Kościoła, IPN, politykę historyczną, poniżanie PRL, brak wrażliwości na sprawy kobiet i ruchów LGBT... Z tego punktu widzenia Platforma jest partią konserwatywną, której jest bliżej do PiS niż do lewicy, więc interesujące jest, jak zwykły wyborca SLD to sobie we wnętrzu poukłada. Zwłaszcza, że ma alternatywę. Wiosna Biedronia to partia, której szefem jest były działacz młodzieżówki SLD, a obok niego stoi dwoje byłych wiceprzewodniczących SLD... Myślę zresztą, że Grzegorz Schetyna doskonale zdaje sobie sprawę, że wciągając Czarzastego na pokład, nie wciąga wraz z nim miliona wyborców SLD. Że wielu z nich (pytanie - jak wielu?) pójdzie gdzie indziej. Ale jednocześnie SLD jest mu potrzebne, żeby walczyć z tym, kto w ostatnich tygodniach dokonał wręcz blitzkriegu na wyborcze tereny PO. Czyli z Robertem Biedroniem, który w sondażach zbiera kilkanaście procent poparcia. I żywi się lewicowymi wyborcami, którzy wcześniej głosowali na SLD i na PO. Więc teraz, mając u boku Czarzastego, byłych premierów z SLD, i sprzyjające media (a jest ich sporo i są zawzięte, chętne do tresury), Grzegorz Schetyna będzie mógł wyruszyć na bój ze swoim największym wrogiem. Nie, nie z Jarosławem Kaczyńskim. Tylko z Biedroniem. Bo to on realnie zagraża jego pozycji, odbiera mu wyborców. Teraz, przeciwko Biedroniowi uruchomione zostanie wszystko. Żeby go zniszczyć, póki jeszcze nie okrzepł. Nie wiem czy on sobie zdaje z tego sprawę. W każdym razie, nie chciałbym być w jego skórze. A ponieważ zacząłem cytatem z Che, więc i zakończę takowym. Dla Biedronia, w prezencie, żeby go pocieszyć. "Można ścinać kwiaty, ale wiosny to i tak nie zatrzyma".