Ech! To jest jedno z najciekawszych wydarzeń we współczesnej historii Polski, rozkuwanie tamtego systemu, wielka geopolityczna zmiana, wydawałoby się więc, że i historycy i media przenicują ten okres do spodu. Nic z tych rzeczy, z roku na rok o Okrągłym Stole opowiadane są coraz większe banały i coraz większe głupoty. W tym roku błysnął na tym polu Andrzej Zybertowicz, który ogłosił, że była to umowa oficerów prowadzących i ich agentów. Domyślam się, że w tak mało wyszukany sposób pan Zybertowicz chciał podlizać się swoim obecnym dobrodziejom, poprzez przyklejenie łatki ich wrogom - Wałęsie, Mazowieckiemu, Geremkowi, Kuroniowi... Czyli liderom ówczesnej strony solidarnościowej. Zrobił to mało inteligentnie, bo przy Okrągłym Stole był także Lech Kaczyński, ba!, jeździł też do Magdalenki... Więc teraz zdjęcia z Lechem Kaczyńskim i Czesławem Kiszczakiem krążą po internecie, z prostym pytaniem - który to agent, a który oficer prowadzący? Tak to dyskusja o Okrągłym Stole sprowadzona została do dociekań, czy Lech Kaczyński, postać w tamtym czasie drugoplanowa, konsumował w Magdalence czy nie... Natomiast pytania najważniejsze, są zupełnie pomijane. Czyli jakie? Po pierwsze, ciekawe jest, dlaczego gen. Jaruzelski zdecydował się na Okrągły Stół? Czyli na wmontowanie solidarnościowej opozycji w oficjalny system polityczny, oraz na demokrację. Wprawdzie miała ona przyjść za cztery lata, gdy Sejm kontraktowy wypełniłby swoją kadencję, ale miała przyjść. To było w umowie Okrągłego Stołu zapisane - za cztery lata wolne wybory. Oczywiście, można sobie opowiadać, że Jaruzelski z Kiszczakiem bali się Solidarności, że ich obali, więc wybrali ucieczkę do przodu. Ale to są opowieści dla dzieci. Władza w tamtym czasie była wystarczająco silna. Poza tym, i w Polsce, i wokół, stacjonowały rosyjskie wojska. Ten ustrój mógł trwać długo, dusząc kraj, mógł też ewoluować, w jakąś z wersji modelu chińskiego. Można też opowiadać, że Jaruzelski przewidując społeczny wybuch, zareagował ucieczką do przodu, i to tak, by ludzie PZPR oddali władzę polityczną, sami uwłaszczając się na państwowym. Tak opowiada PiS. Cóż, to jest teoria wymyślona ex post, dogadując się przy Okrągłym Stole ludzie PZPR nie sądzili, że za chwilę władzę utracą. Ta teoria jest więc tak naprawdę ludowym mitem, że lud cierpi, a ci na górze kradną i się bogacą. Oczywiście, ten mit nie funkcjonował w próżni - w czasach wielkiej przemiany ludziom, którzy mieli jakieś wpływy, łatwiej było wykorzystać sytuację, by jakiś majątek przejąć. Tylko że okres, w którym ludzie z nomenklatury PZPR mieli takie możliwości był stosunkowo krótki. Szybko zastąpili ich ludzie z nalepką Solidarności. I co zrobili? Przykład spółki Srebrna i przejęcia "Expressu Wieczornego" dowodzi, że tzw. uwłaszczenie nomenklatury nie ma barw partyjnych. O czym PiS powinien pamiętać. Ale wróćmy do Okrągłego Stołu - sam fakt, że Jaruzelski chciał Okrągłego Stołu (gdyby nie chciał, to by go nie zorganizował) to w tamtym czasie było za mało. Musiał chcieć, i musiał wiedzieć, że Moskwa nie powie mu "niet". Historia PRL pokazuje, że kolejni sekretarze PZPR musieli liczyć się ze zdaniem Moskwy. Były czasy, gdy liczyli się całkowicie, były, gdy liczyli się trochę... Ale zawsze wiedzieli, nauczeni przykładem Węgier 1956 i Czechosłowacji 1968, że pewnych granic przekroczyć nie mogą. Czyli nie mogą wyjść z Układu Warszawskiego i nie mogą zmienić ustroju. O czym mówiła tzw. doktryna Breżniewa. A w tym kierunku rozmowy Okrągłego Stołu zmierzały. Cóż takiego więc się stało, że gen. Jaruzelski poczuł, że pole manewru gwałtownie mu się poszerza? Zastanowiło mnie, że w tych wszystkich dyskusjach o Okrągłym Stole niemal nie pada nazwisko Michaiła Gorbaczowa. A to przecież jego polityka, pierestrojka, doprowadziła najpierw do demontażu imperium, a potem samego ZSRR. I tu nasuwa się kolejne pytanie - do którego momentu Gorbaczow zwijał imperium świadomie, a kiedy ten proces wyrwał mu się spod kontroli? Bo to, że to on zdecydował, że czas na odejście od doktryny Breżniewa - to wiemy. On zakomunikował to publicznie, bodajże w roku 1988, że doktryna Breżniewa przestaje obowiązywać, i to w jego otoczeniu podjęto decyzję o wycofaniu się z Europy Środkowej. Powód był banalny - to się ZSRR przestało opłacać. I militarnie, bo w czasach rakiet, dywizje czołgów tracą na znaczeniu. I gospodarczo - bo kraje satelickie ciągle domagały się pomocy, chociażby w postaci preferencyjnych cen na ropę i gaz. I politycznie - bo Żelazna Kurtyna zamykała przed ZSRR możliwość gry, zwłaszcza ze zjednoczonymi Niemcami. Żeby unowocześnić gospodarkę. To była gra ekipy Gorbaczowa, którą krytykowali moskiewscy twardogłowi. Gen. Kiszczak opowiadał mi taką historię - przylatywał do Moskwy, z lotniska odbierał go szef KGB, gen. Kriuczkow, który już w samochodzie, w drodze do hotelu, krytykował Gorbaczowa, mówiąc o nim najgorsze rzeczy. To przecież był ewidentny sygnał, że sytuacja zmierza do starcia. Tak też się stało, w sierpniu 1991 roku mieliśmy pucz Janajewa, który skończył się po dwóch dniach. Było już za późno na zatrzymanie zmian. Ale gdyby pucz miał miejsce rok, dwa lata wcześniej? Więc rozpoznanie sytuacji w Moskwie, zwłaszcza w resortach siłowych, było w tym czasie najważniejsze. I to czyniono. Jaruzelski zbudował sobie szczególne relacje z Gorbaczowem, on sam w swoich wspomnieniach pisze o nim jako o bliskim politycznym sojuszniku, tym który dostarczał mu argumenty do rozmów z generałami i całym kompleksem militarnym. Po drugie, od czasów Gomułki działała w ZSRR, przy ambasadzie Polski, tzw. grupa "Wisła", czyli grupa oficerów MSW. Oni mieli współpracować z rosyjskim MSW, no i "nadzorować" Polaków pracujących w ZSRR. W ostatnich latach PRL grupa otrzymała inne zadanie. Rozmawiałem z jednym z jej szefów - miał polecenie spotykać się z wysokimi oficerami KGB, badać ich opinie, nastroje, na ile silna jest pozycja Gorbaczowa... Swoje meldunki przekazywał osobiście w Warszawie Kiszczakowi, miał zakaz używania środków łączności w ambasadzie. Podczas tych spotkań Kiszczak przekazywał mu kolejne zadania. Wszystko było na tzw. gębę, tak żeby nie było ani skrawka papieru... W tamtym czasie Jaruzelski należał więc do osób najlepiej poinformowanych, jeśli chodzi o zamiary Gorbaczowa, i jego pozycję w obozie władzy. Mając taką wiedzę, można było, mając za sąsiadów Honeckera i Husaka, i Ceausescu, który domagał się interwencji wojskowej w Polsce, rozpocząć operację wyciągania Polski z rosyjskiej strefy. Krok po kroku. Ostrożnie. Zresztą, już sam fakt, że Okrągły Stół prowadził gen. Kiszczak, a nie gen. Jaruzelski, tej ostrożności dowodzi. Świadom tej gry był prezydent Bush, który był w Warszawie w lipcu 1989 roku, i namawiał Jaruzelskiego, by kandydował na prezydenta. Żeby nie drażnić Moskwy, nie dawać betonowi argumentów... Ten marsz po kruchym lodzie zakończył się sukcesem. W październiku 1989 doktrynę Breżniewa zastąpiła doktryna Sinatry, i wszystkie twardogłowe reżimy w Europie Środkowej zostały wyekspediowane w kosmos. Moskwa ich nie broniła, wręcz przeciwnie... W ten sposób otworzona została droga do zjednoczenia Niemiec. Okrągły Stół był więc częścią globalnej rozgrywki. Bez aprobaty mocarstw by go nie było. I to powinniśmy wiedzieć, co absolutnie nie umniejsza historycznej roli jego uczestników. I Wałęsy, który przyspieszył zmiany. Mamy więc pasjonującą rozgrywkę, przy której te wszystkie "House of Cards" są jak plastikowe opowieści. I tylko żal, że różne mózgi sprowadzają to wszystko do pytań o agentów i oficerów prowadzących...