Temat poszedł w kraj! To wystarczyło, by media zainteresowały się młodzieżą, by zaświeciły reflektory. Trochę słusznie i trochę niepotrzebnie. Bo, oczywiście, warto przyjrzeć się pokoleniu urodzonych w latach 80. i 90. ubiegłego stulecia, ale nie ma sensu patrzeć na tych ludzi jak na mięso armatnie (przepraszam - wyborcze) i zastanawiać się, czy zagłosują na PiS czy na PO. Bo rzecz jest jednak poważniejsza. Otóż w Polsce od prawie 200 lat to właśnie dwudziestolatkowie narzucają reguły gry. Powstanie Listopadowe wywołali uczniowie szkoły podchorążych. Powstanie Styczniowe wybuchło, bo młodzież uciekła przed branką. Potem, w latach 80. wieku XIX, nowoczesne partie, endecję i PPS, tworzyli młodzieńcy 20 - 30-letni (było paru starszych, ale to młodzi byli napędzającą machiną). Z czasów I wojny światowej mamy legiony; one oczywiście żadnego militarnego znaczenia nie miały, ale po maju 1926 roku stały się rezerwuarem kadrowym II RP. Kolejna fala dwudziestolatków zginęła w Powstaniu Warszawskim i w wojnie domowej, ale już następna śpiewała w hufcach ZMP. I właśnie to pokolenie rządziło Polską po roku 1968. Pokoleniowym zrywem była też "Solidarność": Bujak, Frasyniuk, Lis - to byli chłopcy przed trzydziestką, a już trzęśli wielkimi strukturami. W roku 1989 motorem buntu było już następne pokolenie, urodzonych w latach sześćdziesiątych. Oni później budowali III RP i - jak patrzymy uważnie - to dziś ta generacja dominuje w Polsce. Rządzi w mediach, w reklamie, w bankach, i przejmuje władzę polityczną. A kolejni? No właśnie, tych kolejnych nie widać... Dlaczego? Czyżbyśmy się stali jako społeczeństwo wreszcie dorośli i nie dajemy się wodzić za nos zapalczywym młodzieńcom? To jest jedna z interpretacji obecnego stanu, ale ją odrzucam. Z przyczyn empirycznych. Bo ci "zapalczywi młodzieńcy" nie dali nikomu szans, by odrzucić ich bunt. Po prostu, w ogóle się nie zbuntowali, siedzą cicho. I to jest warte zastanowienia, bo jest to - jeśli chodzi o Polskę - ewenement! Po raz pierwszy od pokoleń mamy generację, która nie walczy o swoje i grzecznie ustawia się na końcu kolejki, czekając aż coś jej skapnie. "Dzisiejsza młodzież to nie jest pokolenie, które chce zasadniczo zmieniać świat, któremu ten świat się nie podoba. To są raczej ludzie, którzy wyraźnie chcą się zaadaptować do tego świata i realizować w nim swoje własne plany życiowe, aspiracje i dążenia" - napisała prof. Krystyna Szafraniec w raporcie "Młodzi 2011", wyprodukowanym w zespole ministra Boniego. Jak zrozumiałem, napisała to w tonie aprobaty. Bo pokorna młodzież to brak kłopotów. Bo takim czekającym w kolejce można wcisnąć taniochę. Na przykład umowę śmieciową, tłumacząc, że nadszedł czas elastycznego rynku pracy. Albo że dorosłe życie to wyścig szczurów, więc umowa śmieciowa to bilet na ten wyścig. I tak się łapie jelonka... Pamiętam rozmowę sprzed paru miesięcy z jednym z kadrowców wielkiej firmy. On zachwycał się młodym pokoleniem. Że biznesowe, że pracowite, że liczy na siebie, że ambitne... W sumie - świetny trybik do każdej korporacji. Mój rozmówca, dodam, taktownie przemilczał, że ta młoda fala ma jeszcze jedną, z jego punktu widzenia, interesującą cechę - nie wchodzi w jakiekolwiek związki zawodowe i tym podobne rzeczy. Taką młodzież można też łatwo ogarnąć politycznie. Z zawodowego obowiązku słucham debat publicznych, no i przy okazji tego, co mają do powiedzenia młodzi ludzie, i - z ręką na sercu - nie dostrzegam w ich wypowiedziach czegokolwiek oryginalnego. Klepią banały. Choć z zaangażowaniem. Obraz świata, który prezentują, został narysowany im przez innych. Ci wierzący, że żyją w najpiękniejszym ze światów. powtarzają komunały Platformy, ci kontestujący opowiadają o nomenklaturze, agentach, żołnierzach wyklętych i tak dalej, tak jakby czas zatrzymał się 20 lat temu. Jakiś błysk samodzielności można jedynie dostrzec w internetowych debatach, w komentarzach. To, zdaje się, jedyny bunt, który im pozostał - nabluzgać komuś w sieci. Ale w realu są grzeczni i spokojni. Ha! Już na sumeryjskich tabliczkach zapisane były skargi, że oto nadchodzą złe czasy, że młodzież jest nieposłuszna i nie słucha starszych. O tempora, o mores! - lamentowali Rzymianie. A teraz dożyliśmy zupełnie innych czasów. B o, owszem, możemy poskarżyć się na młodzież, ale nie dlatego, że nie słucha starszych, albo że wymyśla jakieś skandale. Tylko, przeciwnie, że za grzeczna i przewidywalna. Robert Walenciak