To westchnienie niewiele mówi o Piłsudskim i systemie politycznym, który stworzył, za to wiele o współczesnej Polsce i przede wszystkim o dzisiejszych Polakach. To jest westchnienie do tzw. rządów silnej ręki, do tego, żeby przyszedł ktoś i za nas wszystkich decydował i sądził. To jest też wyraz przekonania, że "twarde" rządy są lepsze od "miękkich", no i że Polska takich wymaga. Bo nie ma u nas odpowiedniej "twardości". Słucham tego i utwierdzam się w przekonaniu, że Polacy - jeśli chodzi o sprawy publiczne - żyją w fantasmagoriach. Już samo wyobrażenie II Rzeczpospolitej jako państwa ładu i porządku jest dość dziwne - tamta Polska była poukładana, ale tylko w propagandowych opowieściach. "Wodzu, prowadź na Kowno!", "Nie oddamy guzika", "Silni, zwarci, gotowi" - to wszystko pięknie brzmiało, ale niewiele za tym się kryło. II RP była silna, ale w gębie. To był kraj, w którym przeciwników politycznych wyganiano z kraju albo wsadzano do więzienia. Do tego zacofany i biedny. Gdynia czy COP to były rodzynki w zakalcu. Wystarczy zresztą sięgnąć do rocznika statystycznego z roku 1938, by to zobaczyć. Choćby takie dane, że jeśli chodzi o liczbę samochodów na 10 tys. mieszkańców, to tamta Polska była w ogonie Europy, za Rumunią. II RP skończyła marnie, choć w moim przekonaniu nie zabiła jej klęska wrześniowa, ale jej epizod - tzw. szosa zaleszczycka, którą do Rumunii uciekali dygnitarze, z Wodzem Naczelnym włącznie. Kolejnym błąkaniem się w nierzeczywistości jest naiwne przekonanie, że rządy silnej ręki są lepsze od tych liberalnych, a w każdym razie są bardziej sprawiedliwe i mniej skorumpowane. Tak przecież nie jest - istnieje cała masa przykładów świadczących o czymś dokładnie przeciwnym. Transparency International w swym światowym rankingu za najmniej skorumpowane kraje uznaje Nową Zelandię i Danię, w czołówce są też pozostałe kraje skandynawskie i Kanada. A na samym dnie Korea Północna i inne niedemokratyczne reżimy. Owszem, korupcja zależy w wielkiej mierze od panujących w danym kraju obyczajów, ale w zdecydowany sposób sprzyja jej brak demokracji, brak swobody wypowiedzi czy rządy jakichś klik. Gdy urzędnik czy policjant mają poczucie, że ich kariera zależy nie od tego, jak przestrzegają prawa, lecz od tego, jak wmontowani są w rządzący układ, to jest już zaproszenie do wyciągania łapy. Bo co wezmą, to ich, a i tak nikt się nie dowie. A nawet jak się dowie - to nie rozgłosi. Bo jak? Jest jeszcze jeden mit: że Polska to państwo łagodne, rozmemłane, z liberalną, dość słabą władzą. Ha, ha! Polska nie jest krajem ze słabą władzą! Przeciwnie, ta władza jest silna, jak mało kiedy wcześniej była. Co z tego, że większość Polaków nie chce Tuska za premiera? Nie ma to większego znaczenia - PO ma większość w Sejmie, a rząd robi, co chce. Spójrzmy na ustawę o OFE, którą w piątek Sejm przegłosował. Jak to się odbyło? Ustawa postała w rządzie, tam ścierały się racje, tam ją szlifowano. A Sejm ten projekt zaakceptował bez poprawek, bo tak chciał premier. Donald Tusk jest więc wystarczająco silny, żeby przepchnąć najtrudniejsze projekty. Nawet nie próbując rozmawiać z opozycją, przekonywać ją do czegokolwiek. Ze szkodą dla ustawy, bo niektóre propozycje SLD czy PiS były bardzo sensowne. To niejedyny pokaz Tuskowej siły. Oto premier może zmieniać skład rządu tak, jak mu się podoba. Ba, potrafi też poradzić sobie z nieprzychylnymi mediami. Jak? Rąbka tajemnicy uchyliła niedawna awantura wokół firmy PR, której szefowie byli zaprzyjaźnieni z byłym już ministrem Sławomirem Nowakiem. Reflektory na firmę zostały skierowane, gdy okazało się, że w ostatnich latach zarobiła na kontraktach z ministerstw i spółek skarbu państwa 52 mln zł. Bingo? Najciekawsza w tym wszystkim była rozmowa z jej szefem, podczas której tłumaczył, że wcale w jakiejś uprzywilejowanej sytuacji się nie znajduje, gdyż zdołał zdobyć tylko około 10 proc. kontraktów, jakie oferowały państwowe podmioty. Lód topnieje na Kilimandżaro! Przecież te słowa oznaczają, że na obsługę PR państwo przeznaczyło około 500 mln zł! Do tego dochodzą sterty ogłoszeń, typu całostronicowa kolumna w gazecie o sprzedaży starej ciężarówki... Dlatego jakoś mało mnie dziwi, że choć jeszcze parę lat temu media potrafiły rozszarpać partię rządzącą z powodu tzw. afery Rywina, to dziś niewiele widzą. I nadzwyczaj łatwo przechodzą do porządku dziennego nad kolejnymi skandalami, tymi, w których rzeczywiście dawano prawdziwe pieniądze, a nie o nich opowiadano. A przecież aferami, które wyprodukowała rządząca nam koalicja PO-PSL, można by obdzielić kilka ekip. Była afera hazardowa, były tzw. taśmy PSL, była afera Amber Gold, była też afera związana z kradzieżą materiałów potrzebnych do budowy autostrad. Teraz mamy aferę zegarkową ministra Nowaka, aferę na Dolnym Śląsku (też taśmową), no i przede wszystkim megaaferę związaną z przetargami informatycznymi. Andrzej M., były dyrektor Centrum Projektów Informatycznych, główny podejrzany, opowiada dziś przesłuchującym, jak ten cały system funkcjonował. I dodaje, że najbardziej skorumpowane było właśnie MSW, podejrzane były też transakcje przeprowadzane przez Komendę Główną Policji, ABW, Straż Graniczną i tak dalej. Czyli przez instytucje, mające pilnować tzw. porządku. "Wszystko wskazuje na to, że może to być największa afera korupcyjna w historii Polski" - mówił na temat info-afery rzecznik CBA. I co? I nic. To nikim nie trzęsie. W przeciwieństwie do tak ważnych spraw, jak tatuaż pani Bieńkowskiej czy kolejny wyczyn Palikota. Czyż nie jest to dowód na siłę państwa? Na to, że wszystko jest chwycone za twarz, poukładane, i bałaganu nie ma? Chyba jest! Tylko czy o taką siłę nam chodzi? Robert Walenciak