A jeżeli tak jest, to na pewno do tych absolutnie najważniejszych zaliczyłbym sprawę mieszkań. Że wciąż jest ich za mało. Że w Unii Europejskiej jesteśmy, jeśli chodzi o liczbę mieszkań na 1000 mieszkańców, na szarym końcu, z Rumunią. I jest to sytuacja, która wpływa praktycznie na wszystko inne, określa i pozycję Polski i demografię, i poziom społecznych napięć. "Mieszkanie prawem, a nie towarem" O! Nie jestem w tej opinii odosobniony. Lewica zorganizowała w tej sprawie konwencję programową, pod hasłem "mieszkanie prawem, a nie towarem". Tego samego dnia, podczas konwencji PiS-u o mieszkaniach mówił też Jarosław Kaczyński. Że to jedna z niewielu spraw (cóż za skromność...), której nie udało się PiS-owi rozwiązać. Faktycznie, nie udało się. Z raportu NIK o programie Mieszkanie Plus, wynika, ze przez 5 lat nie zbudowano obiecywanych 100 tys. mieszkań na tani wynajem, lecz mniej niż 15 tysięcy, ale tylko kilkaset z nich można było wynająć poniżej cen rynkowych. Ale dla Kaczyńskiego to nic, bo opowiadał, naginając fakty, że za PiS-u powstaje niemal tyle mieszkań, co za Gierka. Mój Boże, za Edwarda Gierka... Mieszkań tyle co za Gierka Łapię się za głowę, w roku 1979 wybudowano ponad 300 tys. mieszkań. Za PiS-u, w roku 2021, zbliżono się do tej granicy. Ale wtedy, za Polski Ludowej, mieszkanie się dostawało. Za niewielkie pieniądze. Owszem, trzeba było na nie czekać, w zależności od miasta i zakładu pracy, od dwóch-trzech lat do kilkunastu. Możemy na tę niedogodność narzekać i wołać, że dziś możemy kupić mieszkanie od ręki. Ale to słaby argument, bo za Gierka, też można było kupić mieszkanie od ręki. Albo od państwa, za dolary (takie były czasy). Albo z drugiej ręki, jak dziś się mówi - z rynku wtórnego. Więc, jak ktoś miał wielkie pieniądze (np. 5 tys. dolarów) to mógł mieć mieszkanie od zaraz. I teraz pytanie zasadnicze - dlaczego w dzisiejszej Polsce, żeby mieć własne M, młodzi ludzie muszą zadłużać się na całe życie? Chyba, że ktoś odziedziczy lokum po babci... Dlaczego tamta Polska, biedna, zmuszona u swego zarania dźwigać się z powojennych ruin, potrafiła budować, a dzisiejsza nie potrafi? Odpowiedź na to pytanie jest chyba prosta - dlatego, że w sprawie budownictwa mieszkaniowego i - co też ważne - ładu przestrzennego, III RP abdykowała. I uznała, że jeśli chodzi o ład przestrzenny - to wolnoć Tomku w swoim domku, a jeśli chodzi o mieszkania - to "kolega Rynek" sprawę załatwi. Otóż, nie załatwił. To znaczy, dla garstki najbogatszych - załatwił. Ale dla garstki. "PiS woli opchnąć problem kolejną darowizną" A przecież można inaczej! Tak się szczęśliwie złożyło, że przez jakiś czas mieszkałem na warszawskim osiedlu WSM. To osiedle, spółdzielcze, PPS-owskie, zaprojektowano 100 lat temu, na wzór czerwonego Wiednia. Pomijam piękną architekturę, w samym osiedlu było - w promieniu paru minut spacerem - przedszkole, szkoła, poczta, kino, teatr, biblioteka publiczna, nie mówiąc już o sklepach czy kawiarniach. Czy dzisiejsi deweloperzy o takie sprawy dbają? Oczywiście, że nie dbają, dbają o zysk, i nie ma co im się dziwić. O inne sprawy, typu przedszkola, szkoły, komunikacja, powinno zadbać państwo. Choćby poprzez regulacje prawne. Ale kłopot w tym, że III RP takie rzeczy wyrzuciła ze swej agendy. To były dla niej sprawy socjalistyczne, podejrzane i kosztowne. Neoliberałom przeszkadzało wszystko co kosztowało, bo mieliśmy rozwój gospodarczy budować w oparciu o tanią siłę roboczą. A PiS do takich spraw głowy nie ma, woli dać 500 plus, czternastą emeryturę, i rzucić Kościołowi miliony, czyli opchnąć problem kolejną darowizną, kolejną awanturą, niż zajmować się żmudną, wymagającą wiedzy pracą nad ustawami czy instytucjami. Więc mamy co mamy. Jedne rodziny żyją na kupie, inne z pętlą kredytu na 30 lat, odkładając decyzję o dzieciach na później, sfrustrowane, wymęczone dojazdami do pracy, bo gdy się buduje bez ładu i składu, to wszędzie jest daleko, i droga jest niewygodna... Kryzys mieszkaniowy jak w soczewce pokazuje , że zbudowaliśmy sobie Polskę, która jest nieprzyjazna dla Polaków. W sprawie mieszkań, dojazdów do pracy, służby zdrowia (rekordowy wskaźnik śmiertelności w czasach covidu to pokazał), szkolnictwa, skąd odchodzą nauczyciele... Do tego dorzućmy cały szereg, męczących ludzi, opresyjnych działań, jak ostatnio zapowiadany rejestr ciąż. Tam gdzie powinno być państwo, tam go nie ma; tam gdzie obywatele powinni czuć się wolni, tam państwo wtrąca się nachalnie. I nic dobrego z tego nie powstanie.