Pisałem o tym już parokrotnie, więc nie będę się rozwodził. Rzecz jest prosta, jak prosta może być polityka. 25 państwom Unii ten zapis się podoba, nie widzą w nim nic podstępnego, wręcz przeciwnie. A Polska i Węgry żądają jego wycofania i grożą wetem. I wolą stracić miliardy (jeśli chodzi o Polskę jest to 94 mld euro z budżetu UE na lata 2021-27 i przede wszystkim 64 mld euro z Funduszu Odbudowy), niż poddać się jego zapisom. Śledzę te groźby i to przeciąganie liny z wielkim zainteresowaniem i pewnym rodzajem fascynacji. Zrezygnować z dziesiątków miliardów euro tylko po to, żeby Ziobro mógł robić z sędziami to, co mu się zechce, to naprawdę ekstrawagancja! Bo to jest jedyny powód awantury - walki wewnątrz Zjednoczonej Prawicy, między Ziobro i Kaczyńskim, i chęć całkowitego podporządkowania sobie władzy sądowniczej, przerobienie sędziów w urzędników PiS-u. Innej filozofii nie ma. Reszta to jest propaganda. I o tej propagandzie chciałbym parę słów powiedzieć, gdyż z tego wszystkiego - to ona jest najciekawsza. I daje wiele do myślenia. Bo jakimi hasłami obóz rządzący swoją walkę z mechanizmem "pieniądze za praworządność" przykrywa? Ludzie władzy opowiadają, że tu nie chodzi o sędziów, ale że to jest walka o suwerenność Polski, walka z Niemcami, z Zachodem, bo oni - gdy stracimy niezależność - będą nam wciskać swoją "ideologię", czyli zrównanie praw osób LGBT z resztą Polaków, możliwość małżeństw homoseksualnych, adopcji przez te pary dzieci itd. Do tego dochodzi walka z Kościołem, z religią, wpychanie uchodźców... Innymi słowy, propaganda władzy przekierowuje spór. O sądach czy o "reformie sądownictwa" nie wspomina, tylko powtarza, że to bój o suwerenność, żeby obcy nami nie rządzili. A także bój o "polską duszę", o zachowanie naszych obyczajów, tradycji itd. Sięga więc do pewnych wyobrażeń, głęboko w wielu Polakach zakorzenionych. Wydobywa je. Nie dziwmy się temu. Jeżeli popatrzymy szerzej, to zauważymy, że podobny "bój" toczy się praktycznie na całym obszarze wpływów byłego ZSRR. Podobne nastroje są tam obecne. Zapraszam zresztą do ciekawego eksperymentu. Oto pewna wypowiedź: (Cywilizacja zachodnia) "wyrzekła się swoich chrześcijańskich korzeni: odrzucane są pierwiastki moralne i tradycyjna tożsamość - narodowa, kulturalna, religijna, a nawet płciowa. Prowadzona polityka stawia na jednej płaszczyźnie wielodzietną rodzinę i jednopłciowe związki partnerskie, wiarę w Boga i w szatana. Model ten usiłuje się agresywnie narzucić całemu światu. [...] Bez wartości wywodzących się z chrześcijaństwa i innych religii, bez kształtujących się przez tysiąclecia norm moralnych, ludzie nieuchronnie stracą ludzką godność. Uważamy obronę tych wartości za rzecz naturalną i słuszną". I teraz proszę odgadnąć, kto tak pięknie mówi? Jędraszewski? Kaczyński? Braun? Otóż, to są słowa Władimira Putina, wygłoszone w roku 2013 podczas posiedzenia Klubu Wałdajskiego, czyli rosyjskiego Davos. Rosją w Polsce interesuje się garstka, i to widać choćby podczas różnych debat. W polskiej opinii Moskwa częściej wymieniana jest jako stolica światowego komunizmu, niż jako rosyjskiego konserwatyzmu. Osobiście nie nazwałbym tego konserwatyzmem, ale to mniej istotne. Ważniejszy jest opis świata, który dziś ze Wschodu płynie. Po pierwsze, jest to zdecydowany atak na "zgniły" Zachód, który zrównał dobro i zło i niszczy tradycyjne wartości. Chce dominować. Moskwa więc deklaruje, że na dominację Zachodu - na świat jednobiegunowy - się nie godzi. Tę zmianę pokazuje zresztą ewolucja Klubu Wałdajskiego, który początkowo przypominał forum Rosja-Zachód, a teraz jest zwrócony w kierunku Azji. Putin i jego ideologowie tłumaczą, że Rosja jest specyficzna i że naturalnym stanem jest dla niej istnienie silnej władzy państwowej, która ma szczególny charakter, dominujący, a ta władza opiera się na cerkwi i na tradycyjnym modelu rodziny. A jak ktoś się temu sprzeciwia? Po aneksji Krymu wszystkich tych, którzy to krytykowali okrzyknięto w Moskwie "zdrajcami narodu". Ten model Rosja przeciwstawia modelowi liberalnemu, który - jak się podkreśla - służy dominacji Zachodu, i rozmiękcza miejscowe elity. Więc Moskwa z tym walczy, w imię różnorodności (bo liberalizm narzuca jeden model, np. praw człowieka), i obrony tradycyjnych wartości. "Wiemy, że na świecie przybywa ludzi, którzy nas popierają" - mówi Putin. Relacjonując to wszystko, mam świadomość, że niemal tymi samymi argumentami posługują się i Kaczyński i Ziobro. Mam też świadomość, że Tusk, Platforma - wyciągając te elementy - głośno wołają, że oto PiS mówi cyrylicą, że mówi i działa wedle scenariusza Kremla. Że chce osłabić Unię, Zachód i wciągnąć nas z powrotem w krąg rosyjskich wpływów. Być może Donald Tusk dysponuje jakąś większą wiedzą, która upoważnia go do stawiania takich tez, ja na to pozwolić sobie nie mogę. Raczej więc zwróciłbym uwagę, że takie antyzachodnie, podkreślające rolę tradycji, wiary, poglądy to nic nadzwyczajnego, że one funkcjonują w przestrzeni publicznej, w Europie Środkowej i Wschodniej, przynajmniej od 200 lat. Spójrzmy na Viktora Orbana. On dziś opowiada, że najbardziej pasująca Węgrom jest "demokracja nieliberalna". I tak jak Putin twierdzi, że największym nieszczęściem XX wieku był rozpad ZSRR, to dla niego największym nieszczęściem minionego stulecia był pokój w Trianon i rozbiór Węgier. I jeden i drugi marzą więc o wskrzeszeniu dawnych czasów. A o jakich czasach może myśleć PiS? Prawica, jej antyzachodnia część, ma swych duchowych ojców, wrogich Zachodowi. Henryk Rzewuski był i patriotą - to jego opowieści zainspirowały Mickiewicza do napisania "Pana Tadeusza" - i wysługiwał się Rosji, będąc urzędnikiem Paskiewicza. Polskę widział na wschodzie. I pisał w roku 1852 (cytuję za Jerzym Jedlickim): (Laicka kultura Zachodu) z jej nauką, filozofią, ekonomią, z jej mniemanym postępem, jest tworem Antychrysta i łudzą się ci katolicy, którzy by ją chcieli pojednać z duchem wiary chrześcijańskiej. Na nic to: tu trzeba walczyć z samą cywilizacją i walczyć bez spoczynku. Bo ona jest w gruncie zła, bezbożna, może skonać, ale nigdy siebie nie da uzdrowić". A jak ocenić Dmowskiego, posła do Dumy carskiej, który w czasie rewolucji 1905 roku beształ Piłsudskiego i PPS-owców, że idą na niemieckim pasku? Podkreślę jeszcze jeden element - Rzewuski wieszczył zbliżający się upadek Zachodu, że zgnije niebawem. Nasi współcześni prawicowcy też wciąż powtarzają, że Unia się chwieje, że Zachód padnie za chwilę. I co wtedy? - pytają. Jest jakimś fenomenem, że jeszcze kilkanaście lat temu te cytowane wyżej poglądy rozgrzewały co najwyżej historyków idei, a jeśli ktoś je głosił, to był kwalifikowany jako margines. Teraz się zmieniło. Jest tego dużo, zwłaszcza na obszarze wpływów byłego ZSRR. Widać wyraźnie, że te społeczeństwa różnie zareagowały na kontakt z Zachodem. I że odżyły dawne kalki myślowe. I to jest najistotniejsze. A jak tę sytuację wykorzystują różni politycy, jak płyną na tej fali, to już inna sprawa.