Jakim okolicznościom zawdzięczamy tę towarzyską i polityczną degradację? Otóż takim, że Aleksander Kwaśniewski już nie chce być politycznym emerytem. Chce w Polsce budować silną centrolewicę, a impulsem do takiej budowy miałyby być wybory do Parlamentu Europejskiego i tzw. lista Kwaśniewskiego. Ha! Wybory będą w czerwcu 2014 roku. One przeciętnego Polaka mało obchodzą, oczywiście poza tą grupką, która dostanie się do Brukseli. Status eurodeputowanego zapewnia dostatnie życie, z zarobkami ponad 40 tys. zł miesięcznie, plus zwrot kosztów podróży, utrzymania biura itd. No i emeryturę. I to jest wiano, które na początek Kwaśniewski może wnieść do polityki. Jak ono jest duże? Polsce przysługuje 51 mandatów. Lista Kwaśniewskiego (zwłaszcza, jeśli przyłączy się do niej SLD) może spokojnie zyskać 20 proc. poparcia.. Innymi słowy, były prezydent rzuca na stół 10-12 mandatów. Większość już zresztą zajętych - bo Siwiec nie odpuści, bo mają być Grodzka i Biedroń, a także Olechowski... Wiele tych synekur do rozdania nie ma. Więc owszem, lista Kwaśniewskiego to skok na Brukselę, ale kryją się za nią również i inne kalkulacje. Zresztą, gdyby byłemu prezydentowi zależało jedynie na Brukseli, przyjąłby wcześniejszą ofertę Leszka Millera, który również proponował mu najlepsze miejsca na listach do europarlamentu. A on SLD zlekceważył i wybrał Palikota. Dlaczego? Skąd ten duet? Palikota i jego miłość do byłego prezydenta łatwo zrozumieć. Przecież był on jeszcze parę dni temu na politycznym marginesie, w sondażach balansował wokół bariery 5 proc., rozsypała mu się partia. Kwaśniewski wyciągnął go z bagna, dał drugie życie. Po co? Myślę, że są dwa powody tej miłości. Po pierwsze, Palikot daje Kwaśniewskiemu jakiś oddech, jakieś struktury. Po drugie, jest kijem na Millera. Tak bowiem jest, że SLD i jego szef są kluczowymi elementami w projekcie Kwaśniewskiego. Bo owszem, można ten projekt nazwać centrolewicą, Europą Plus albo inaczej, ale ktoś musi w nim pracować, dać ludzi do prowadzenia kampanii wyborczej, dać pieniądze. No i przytargać wyborców. Tak jak to było w LiD-zie - mieliśmy tam godne postaci na czele list i SLD-owską piechotę, która zbierała podpisy, rozlepiała plakaty i organizowała spotkania. Ten wariant chce Kwaśniewski powtórzyć. Sęk w tym, że tamta rola ludziom SLD zupełnie się nie podobała i trudno przypuszczać, by spodobała im się i tym razem - żeby służyć za prostych partyjnych robotników w formacji Palikota i Siwca. Więc żeby ich do tego przymusić, SLD trzeba złamać. Scenariusz tego złamania jest prosty - w najbliższych tygodniach Palikot i jego ludzie będą utyskiwać, że Miller i SLD nie chcą współpracować, nie chcą budować silnej centrolewicy. A w zasadzie SLD chce, tylko Miller się zawziął. On wszystkiemu winien. Będziemy mieli narzekania na Millera i próby wyjmowania z Sojuszu co ciekawszych osób. I będziemy co chwila czytać w "Gazecie Wyborczej", że SLD nie ma przyszłości, nie ma programu, że tylko awanturuje się z Palikotem. Że uciekają stamtąd ludzie. Jeżeli te działania by się powiodły, to jesienią SLD będzie miał w sondażach 5-7 proc. I wtedy będzie można ogłosić - projekt odbudowy Sojuszu pod przywództwem Leszka Millera skończył się klęską. A jedyną szansą dla działaczy jest wejście SLD do Europy Plus. A Miller? Zaoferowane mu zostanie pierwsze miejsce w Łodzi, na liście do Europarlamentu, niech da spokój za sowitą emeryturę... Tak to wszystko czytam, taki widzę plan odstrzelenia Millera i przejęcia SLD. A jakie są szanse tej gry? Zmniejszają je błędy, które już popełniono. Błędem na pewno było, że Kwaśniewski na inauguracyjnej konferencji zasiadł obok Palikota, pokazując wszem i wobec - proszę, oto mój sojusznik i zausznik. Palikot to dziś polityk z najmniejszym zaufaniem, skandalista i awanturnik, on nie jest wartością dodaną i odbiera byłemu prezydentowi i powagę, i wiarygodność. Drugim błędem było , że na konferencji awizującej powstanie nowej formacji była tylko trójka Kwaśniewski-Palikot- Siwiec. Sorry, ale zobaczyliśmy obok siebie doradcę Kulczyka i Nazarbajewa, milionera z branży napojów alkoholowych i etatowego europosła, którego troską jest, jakie będzie pił wino do obiadu - za 100 euro czy za 150. I to kawiorowe towarzystwo ogłosiło, że chce budować lewicę! Choć biednego człowieka to widziało najwyżej w telewizji. Były prezydent nie ucieknie więc od zarzutów, że buduje przedsięwzięcie liberalno-biznesowe, a nie polityczne. I że lewicą jest tylko z nazwy. Kiepskim początkiem było też opowiadanie o stanowiskach do obsadzenia, a nie o programie, o problemach Polaków. Więc widać na kilometr, że to ekipa aspirantów do stołków, ale bez politycznej tożsamości. Zresztą o nią trudno - skoro ten wehikuł ma pomieścić i Palikota, i Olechowskiego, i Piskorskiego, i Siwca, i jeszcze paru innych. Lewicy w tym tyle co kot napłakał, za to liberalizmu - więcej niż w PO. Niewyjaśniona jest też rola politycznych suflerów, osób patronujących przedsięwzięciu - w piątek, na portalach pisano o Michniku, Urbanie i Kulczyku. I to już żyje własnym życiem. Nie wiadomo też, co dalej. Kwaśniewski właśnie wyjechał za granicę, zostawiając projekt w próżni. Ciekawe, jak często będzie go tak zostawiał? Ciekawe też jest, ile dni w spokoju wytrzyma Palikot. Kiedy znów sprokuruje kolejny skandal czy awanturę, za którą Kwaśniewski będzie musiał świecić oczami. I przede wszystkim nie wiadomo, jak zareagują na projekt wyborcy. Czy ci lewicowi porzucą SLD? Czy ci od PO porzucą Tuska? Tusk słabnie, i właśnie jest pora, żeby go zaatakować - tłumaczą animatorzy nowej formacji. No, owszem, słabnie. Ale tak bardzo, by paść pod ciosami Palikota i Siwca, to jeszcze nie osłabł. Robert Walenciak