Oczywiście, można iść w zaparte, wołać, że te jego loty to nic takiego, albo odwracać uwagę różnymi wrzutkami... Można też trenować wariant Macierewicza - gdzieś tego Kuchcińskiego schować, żeby zszedł z oczu, żeby ludzi nie drażnił. Zresztą, takie w tej chwili przyjęto rozwiązanie... Ale to tylko półśrodek. I tak afery się nie ukryje. Bo drażni. Bo wciąż wyciągane są nowe, kompromitujące fakty. Bo oto obywatele, czarno na białym mają wyłożone, jak zachowuje się ich władza. A tej władzy odbiło. Czytam w mediach, że Kuchciński odbył w ciągu 16 miesięcy ponad 100 lotów gulfstreamem na trasie Warszawa-Rzeszów. Wynika z tego, że latał co chwila, po dwa razy w tygodniu, że traktował gulfstreama, którego pisowska władza kupiła do podróży służbowych, transatlantyckich, jako darmową taksówkę. A latał - to opisują media - na narty, na ślub siostrzenicy itd. Zamawiał sobie do tego catering, bo koniecznie musiał w luksusowym samolocie dobrze zjeść. Woził nim rodzinę. W tym czasie jego ochrona grzała z Warszawy do Rzeszowa samochodami, żeby marszałka, osobę numer dwa w państwie, chronić na jego ojczystej ziemi. Król Podkarpacia. I co z tym zrobić? Ach, wołają pisowscy politycy i pisowscy publicyści, rzeczywiście, stała się rzecz nieprzyjemna, trzeba więc wprowadzić dokładne przepisy, które określą, kiedy można latać, a kiedy nie, bo ci poprzednicy o to nie zadbali, i proszę, co się stało... To argumenty słabe i bezczelne. Pomijam już ich intencję, żeby znów zwalić na innych, wmawiać ludziom, że Kuchciński oszalał, bo Platforma taka minę mu podłożyła... Rzecz bowiem w tym, że te przepisy istnieją. Loty HEAD odbywają się według jasnych procedur. A Kancelaria Sejmu, składając zapotrzebowanie na lot gulfstreamem po prostu kłamała, że chodzi o lot służbowy. Więc procedury były i są - tylko zostały złamane. Użyjmy słów zrozumiałych dla większości Polaków - podwładni Kuchcińskiego oszukiwali Polskę, pisząc, że potrzebuje lotu służbowego. Kłamali w oficjalnych dokumentach. On sam, korzystając tym samym z dóbr, które mu nie przysługiwały, łamał prawo. Niektórzy prawnicy mówią wręcz - okradał Polskę. No, zobaczymy, czy taka interpretacja się przebije... Ale sprawa Kuchcińskiego nie polega jedynie na tym, że złamał on obowiązujące prawo, że chachmęcił, że mylił prywatne ze służbowym. Bo chodzi w niej o coś innego - o to, jak wygląda władza, na co sobie pozwala, jak traktuje Polskę i Polaków. Kuchciński w tej opowieści jest typowym przedstawicielem PiS-u. Typowym i ważnym, bo przecież byle kogo PiS na takie stanowisko by nie postawił. Owszem, jego opis, jako marszałka Sejmu jest krótki - nie znam nikogo, kto by uwierzył, że to osoba numer dwa w państwie. Prawda jest taka, że został marszałkiem, bo taką fantazję miał Jarosław Kaczyński, a chodziło mu nie o kogoś z autorytetem na tym stanowisku, tylko o gościa na gwizdek. Chciałeś - to masz. Za czasów Kuchcińskiego Sejm przestał być istotnym miejscem w polskiej polityce. Stał się instytucją drugoplanową. Dziś, tak jak w czasach Polski Ludowej, najważniejsze decyzje gdzie indziej zapadają. Poza tym, wrogami w Sejmie stali się dziennikarze, opozycja, a tajemnicą, którą się ukrywa - listy poparcia do neo-KRS. Upadek znaczenia Sejmu Kuchciński zrekompensował sobie bizantyjskim ceremoniałem - straż sejmowa otrzymała szable, broń... No i , jak widać, lotami samolotem-salonką, choć do Rzeszowa latają samoloty liniowe, konwojami samochodów i nagrodami (to specjalność jego partyjnej koleżanki - Beaty Szydło)...Bo nam się należy. I proszę mnie nie przekonywać, że to drobiazgi, a Platforma to w ogóle pozwalała sobie, że ho, ho... Po pierwsze, to nie są drobiazgi, a po drugie, chowanie się za Platformę jest nie na miejscu, bo miało być inaczej. PiS, w roku 2015, obiecywał skromność i republikańskie wartości. A co jest? Przypadki Kuchcińskiego, i nie tylko jego, pokazują mentalność obecnej władzy, jej obyczaje, to co siedzi w głowach jej liderów. Dla tej ekipy państwo nie jest dobrem wspólnym, o które trzeba dbać, które trzeba wzmacniać, dla którego trzeba pracować, ale źródłem przyjemności. Państwo nie służy obywatelom, lecz partii rządzącej i jej funkcjonariuszom. A oni nie boją się prawa, tylko gniewu prezesa. Internet jest zasypany zdjęciami premiera Holandii, który rowerem jeździ do pracy, premier Norwegii, która podróżuje liniowym samolotem, itd. Te zdjęcia mają jeden wspólny mianownik - pokazują Zachód. A nasza władza nosi się po Wschodniemu. Hucznie, i za państwowe. W orszaku ochroniarzy. Broń boże, nie po taniości. Nażreć się, ile się da. I to ludzie widzą, i dlatego te loty Kuchcińskiego tak drażnią. Ech... Ta inwazja wschodnich obyczajów, którą uderzono nam w twarz, jest w tej aferze znacznie ważniejszą i smutniejszą niż losy mało lotnego polityka, podwładnego Jarosława K.