To o nich będzie dalszy ciąg alfabetu. Ale najpierw przykład pozytywny... I - jak Irlandia. Jak oni śpiewają! W wielbieniu swej drużyny po porażce Irlandczycy są lepsi od Polaków, ba, lepsi do wszystkich innych. Ciarki po plecach mi przeszły, gdy usłyszałem ich pieśń "chwałą pokonanym" pod koniec meczu z Hiszpanią... Euro to turniej - jedni wygrywają, drudzy przegrywają. To ważne, w jakim to odbywa się stylu. J - jak jakość. No właśnie, jej nam zabrakło... K - jak kibole. A w zasadzie - nie kibole, tylko bandyci. Aż mnie skręca ze złości, jak przypomnę sobie obrazki z bijatyki w Warszawie, tej przed meczem z Rosją. I wciąż nie rozumiem, jak można było do tego dopuścić? Jak się okazuje, rosyjskie MSW było przeciwne marszowi rosyjskich kibiców, inteligentnie oceniając, że może to być niebezpieczne, no i chwały Moskwie nie przyniesie. Ale prezydent Warszawy na marsz się zgodziła. Rozumiem, że w porozumieniu z naszym MSW. W sumie, była jakaś szansa, że nic złego się nie stanie, rosyjscy kibice zbiorą się do kupy, przejdą ze śpiewem przez most Poniatowskiego, my wzruszymy ramionami, i na tym wszystko się skończy. Ale szansa przeszła koło nosa - setki kiboli ruszyli na Moskala. Jacyś niespełna rozumu politycy i publicyści tłumaczyli później, że "kibice bronili honoru Polski". Dla nich - jak się okazuje - obrona honoru Polski polega na tym, żeby napotkanemu Rosjaninowi dać w mordę i z kopa. I krzyczeć mu do ucha - ruska k.... Faktycznie, bardzo to patriotyczne i eleganckie. Nie mam zamiaru przypominać o "staropolskiej gościnności", bo to określenie z innej epoki. Rzecz idzie o coś innego - bijatyka na ulicach Warszawy deprecjonuje imprezę, którą organizujemy. Deprecjonuje Polskę, pokazuje jako kraj, którym trzęsą żule. Ta bijatyka kompromituje też rząd. Szef MSW Jacek Cichocki (jest taki) opowiadał przed Euro jak to policja jest do imprezy świetnie przygotowana, jak współpracuje ze służbami innych państw, i że ma świetne rozeznanie. To wszystko były przechwałki. Pod nosem policji kibolskie bandy potrafiły się skrzyknąć, zgromadzić w umówionym miejscu i o umówionej porze. Setki ludzi! Więc wiedział o tym każdy, kto chciał wiedzieć. A nasze służby tego nie zauważyły, nie potrafiły prewencyjnie zadziałać. Na dobrą sprawę premier już w dzień po zadymach powinien był zdymisjonować Cichockiego i tych jego speców od porządku publicznego. Że nie zapobiegli. Bo to, co było później, to musztarda po obiedzie. Ale premier tego nie zrobił, opowiadał za to głupoty o tym, że podobno Rosjanie chcieli wtargnąć na boisko, że był strach i tak dalej. Żal było słuchać. L - jak Lis. Tomasz Lis. Redaktor naczelny "Newsweeka" , pewnie ku swemu zaskoczeniu, stał się symbolem tych polskich mediów, które bezrozumnie grzały atmosferę przed meczem z Rosją. "Newsweek" w tym wyścigu był w czubie - a to dzięki okładce przedstawiającej trenera Smudę w roli Piłsudskiego i tytułowi "Bitwa Warszawska". Tak oto tygodnik z pretensjami do bycia opiniotwórczym przebił brukowce. Lis, wyśmiewany i przez dziennikarzy, i przez internautów, bronił się osobliwie. Mówił, że to okładka adresowana do ludzi inteligentnych (ha, ha...), i że to taki żart. Bo nie chodziło mu, żeby atmosferę podgrzewać, tylko ją obśmiać. O! Tak oto poznaliśmy poczucie humoru i lekkość ekspresji ważnego redaktora. Cóż... Tomek, proszę Cię, ty już więcej nie żartuj! M - jak media. Jeżeli jesteśmy przy mediach, to jeszcze jedna uwaga. Otóż taka impreza jak Euro to dla mediów gratka i w sumie dość łatwa robota. Piłkarze, trenerzy, eksperci, kibice - wokół nich wszystko się kręci. Więc zamurowało mnie, gdy zobaczyłem (i usłyszałem) programy z politykami, którzy tym razem wzięli się za komentowanie wydarzeń piłkarskich. Na Boga, cóż to za maniera! Co za pomieszanie! Tego nie było nawet w czasach Polski Ludowej, kiedy matka-partia odpowiadała nawet za dystrybucję papieru toaletowego. Nie pamiętam, żeby w czasach PRL-u puszczano w telewizji programy, w których politycy by się mądrzyli na tematy piłki nożnej, pouczali trenerów i zawodników. A w III RP to norma! Dziś w Polsce klasa polityczna, a w zasadzie tych kilkudziesięciu polityków, to taki zbiorowy Kim Ir Sen - on był jeden, a ich jest z trzydziestu, czterdziestu, ale prezentują się tak samo. Na każdy temat zabierają głos, wszystko wiedzą, krytykują i pouczają. Jeżeli narzekamy na upadek poziomu debaty publicznej w Polsce, to przecież i stąd on się bierze, że z telewizyjnych okienek nie wychodzi grupa tych samych ludzi, bardziej showmanów i celebrytów niż osób poważnych, którzy zabawiają nas swoim gadulstwem. Dziś o piłce, jutro o łupkach, w środę o medycynie i tak dalej... No przecież nie może to mieć jakiejkolwiek jakości, to nie przyciąga widzów zainteresowanych wiedzą, tylko tych czekających na show. N - jak "nic się nie stało!" Ale się stanie. Franciszek Smuda już powiedział, że odchodzi: "na 100 procent kończę swoją przygodę z reprezentacją". To ja myślałem, że prowadzenie reprezentacji to była ciężka harówa za ciężkie pieniądze, a okazuje się - że przygoda... Nie mam złudzeń - następny w kolejce po Smudzie jest prezes PZPN Grzegorz Lato, za chwilę w niego wszyscy będą strzelać, jako winnego sportowej porażki. Już się zaczęło. "PZPN to dziadostwo" - tak w weekend opowiadał ważny polityk Platformy, pewnie szczęśliwy, że potrafił wstrzelić się w odczucia większości Polaków. Mimo wszystko, apelowałbym do polityków o powściągliwość. Bo, jakby nie patrzeć, Grzegorz Lato bardziej nadaje się na szefa PZPN niż ministra Joanna Mucha na szefową polskiego sportu. Bardziej się od niej zna na tym co robi. Nawiasem mówiąc, prawica też prezentuje się marnie. PiS-owski minister sportu Tomasz Lipiec to żałość, już nie mówiąc o Jacku Dębskim, o którym swego czasu niektórzy pisali, że to nadzieja prawicy i najlepszy kandydat na premiera. Więc być może PZPN to dziadostwo, ale ci wszyscy partyjni spece do sportu to dziadostwo jeszcze większe. Czyżbyśmy więc byli skazani na kolejne futbolowe klęski? Nie sądzę. Euro już bardzo wiele pokazało. Także to, że rosyjska droga na uzdrowienie futbolu, odgórnych czystek, jest dobra, ale na krótką metę. Że podstawa silnej reprezentacji to kibice, jeszcze raz kibice, i niezła liga. A wtedy - tak jak w siatkówce i żużlu - sukcesy będą stopniowo przychodzić. Mam jakąś niezachwianą pewność, że ten proces właśnie w dniach Euro się rozpoczął. Robert Walenciak