Zaraz potem zagłosowali, że Kraśnik ma być wolny od 5G i wi-fi w szkole. Ale akurat z tej uchwały, po interwencji przedstawicieli rządu, się wycofali... Odłóżmy ocenę radnych na bok, nie ma sensu z nich się naigrywać, to bezproduktywne. Zastanówmy się, dlaczego tak zagłosowali? Co ich do tego skłoniło? Jeden z nich, tłumacząc dlaczego jest przeciwko 5G, mówił tak: "nie wiemy, jak te fale 5G będą oddziaływały na nasze organizmy i nasze dzieci. Poprę tę petycję. Lepiej zapobiegać niż leczyć". Innymi słowy - kierował nim strach. Przed nowym. To nie jest nic nowego w historii naszej cywilizacji. Na różnych jej etapach ludzie bali się: ziemniaków (bo rosną w ziemi), kanalizacji (ostrzegano, że przyniesie bezpłodność, bo kto to widział robić to w domu, skoro całe pokolenia korzystały z wychodka), pociągów (bo krowy stracą mleko), samochodów i czego tam jeszcze. Teraz, w roku 2020 króluje w Polsce strach przed LGBT, to przedstawiane jest jako straszliwa "ideologia", która zniszczyć ma rodzinę, związek kobiety z mężczyzną i naród polski. To wszystko jest wymyślone, ale straszy. I to tak skutecznie, że w Kraśniku woleli zrezygnować z 40 milionów, niż żeby wpuścić do miasta... No właśnie, nie wiadomo co... Decyzja radnych z Kraśnika jest więc realnym odbiciem panujących w Polsce nastrojów. Strachów, obaw przed światem, chęci zamknięcia się na cztery spusty. Te strachy to nie jest tylko domena PiS, jakichś prawicowych grup, czy Kościoła. Przypomnę czasy rządów Platformy, kiedy Donald Tusk straszył nas, że we wrześniu polskie dzieci mogą nie iść do szkół (to było a propos zajęcia przez Rosję Krymu), albo gdy Ewa Kopacz mówiła, że jako matka to chce schować dzieci w domu. Oni wszyscy nawiązywali, bardziej lub mniej udolnie, do społecznych oczekiwań. "Lecz tę rozważcie smutną okoliczność: tacy poeci, jaka jest publiczność!" - pisał Adam Asnyk jeszcze w wieku XIX. I tu się nic nie zmieniło - niegdyś poeci, a dziś politycy odgadują gusta publiczności. Więc owszem, obecna władza te strachy podsyca, zresztą sto razy lepiej niż PO, ale przecież znajduje ku temu podatny grunt. Oni straszą nas uchodźcami, Unią Europejską, Niemcami, LGBT, Platformą, która chce zabrać emerytury, szczepionkami, siecią 5G i w ogóle falami radiowymi, i cała masa Polaków w to wierzy. I drży. Można rzec - takie czasy. A przecież jeszcze kilkanaście lat temu nastroje były zupełnie inne. Polska wchodziła do Unii Europejskiej, a tłumy wiwatowały. Strachu nie było, dominował optymizm i poczucie, że można góry przenosić. To na Zachodzie był strach, przed polskim hydraulikiem, czy polską pielęgniarką, że przyjadą i zabiorą miejsca pracy. I że Polska, m.in. pisał o tym Tony Judt w "Wielkim złudzeniu", zupełnie do Europy nie pasuje. Zaś główne zadanie premiera Millera w tych wszystkich akcesyjnych negocjacjach było takie, by skracać okresy przejściowe, które kraje starej Unii wprowadzały na zatrudnianie polskich pracowników. Albo z obawy przed polskimi firmami. A gdy granice się otworzyły setki tysięcy ruszyły na Zachód. Jasne! Z musu, za chlebem, ale przecież odważnie. Z przekonaniem, że się uda. Że mam dwie ręce i głowę na karku, i pokażę im wszystkim, co potrafię. Innymi słowy, tamta Polska była biedna, ale z optymizmem patrzyła w przyszłość. Ta dzisiejsza się boi. Patrzy na świat spode łba. Tamta mówiła wiele o przyszłości, ba!, przyszłość wybierała. Ta rozczula się nad sobą i wspomina sprawy minione - jednego dnia, że jesteśmy wielkim narodem i nas podziwiają, drugiego - że wszyscy są przeciwko nam i chcą nas oszukać... Dla mnie to rozczulanie jest żenujące, to oznaka słabości i braku charakteru. Człowiek, który wierzy w swoje możliwości, jest skoncentrowany na realizacji celu, na przyszłości. Przegryw wynajduje sobie różne usprawiedliwienia porażek, ucieka w nierzeczywistość. Szuka jeszcze słabszych, żeby ich poniżać. Rekompensuje sobie w ten sposób własną marną pozycję. Godząc się na nią. I teraz proszę mi wytłumaczyć - dlaczego filozofia przegrywów jest dziś górą? Bo jest! Poczytajcie gazety, porównajcie je z tymi sprzed 15-20 lat - dziś wszyscy piszą o zagrożeniach, takich, śmakich, wtedy pisali o możliwościach! A ten strach rozpełza. Przecież nominacja Przemysława Czarnka na ministra edukacji i szkolnictwa wyższego to też tego objaw. Kaczyńskiemu nie przeszkadza, że Czarnek klepie głupoty, pluje na LGBT, mówi kobietom, kiedy mają rodzić, jak mają się zachowywać... Sądzę wręcz, że to mu się bardzo podoba - bo dwie pieczenie przy jednym ogniu sobie przyrządza. Raz - zagłusza Ziobrę na prawicowym polu gry, dwa - nakręca wojny o LGBT, wojny z inteligencją, mobilizując swoich, bełkocząc o jakimś neomarksizmie, lewactwie, i odwracając uwagę od innych spraw. Oto polityczne myślenie roku 2020 - nie mówimy o przyszłości, o świecie, nie myślimy o lepszej edukacji dla naszych dzieci, za to wciągamy ludzi w prowincjonalne przepychanki i awantury. Cóż takiego się stało, że nie tak dawno byliśmy społeczeństwem do przodu, a teraz dominują różne strachy i obawy? Najbardziej przedsiębiorczy wyjechali, więc strachliwi zaczęli dominować? Kościół boi się Zachodu, boi się laicyzacji, więc wciąga nas w gnuśność i ciemnotę? Politycy rozkręcają różne spirale strachów i obaw, bo tak łatwiej im rządzić? Kapitalizm nas tak ciężko doświadczył? Zestarzeliśmy się jako społeczeństwo, więc i impetu w nas mniej? A może, po prostu, wahadło odbiło w tę stronę i weszliśmy w czasy ideologii strachu? Myślę, że nie ma na te pytania jednoznacznej odpowiedzi. Ale jestem jakoś dziwnie pewien, że ten kto szybko to sobie ułoży, i znajdzie klucz do mobilizacji Polaków, weźmie wielką za to premię. No to powodzenia.