Rysy jakie są, każdy widzi według swego uznania, obiektywnie wskazują na nie ostatnie sondaże. Każdy z osobna może być uznany za ciekawostkę. Ale razem analizowane dają sporo do myślenia. Po pierwsze, niedawny sondaż Homo Homini dotyczący wyborów do Parlamentu Europejskiego robiony dla "Uważam Rze", przynosi interesujący wynik: PO - 24 proc. PiS - 22 proc., SLD - 13 proc. , Europa Plus - 12 proc., Oburzeni (czyli ruch firmowany przez Pawła Kukiza) - 8 proc., PSL - 7 proc., Solidarna Polska - 5 proc. Sondaż przynosi więc pełny rozrzut. A jego najciekawszym elementem jest stosunkowo niski poziom poparcia dla PO i PiS. Obie te formacje, razem wzięte, nie przekraczają 50 proc.! Sondaż numer dwa to kwietniowe badanie CBOS dotyczące poziomu zaufania i nieufności wobec polityków. Przez lata całe liderem klasyfikacji nieufności był Jarosław Kaczyński. Jakiś czas temu wyprzedził go w tym mało chlubnym wyścigu Janusz Palikot, któremu dziś nie ufa 57 proc. Polaków. A teraz, proszę bardzo, zbliżył się do nich Donald Tusk. Premierowi nie ufa 49 proc. Polaków, Jarosławowi Kaczyńskiemu - 50 proc. Dzieli ich różnica jednego punktu, jest to w zasadzie w granicy błędu statystycznego. Zatrzymajmy się przy tym na chwilę. Cóż bowiem znaczy, że jakiś polityk nie budzi zaufania? Jakie ma to konsekwencje? Ano takie, że jest on zablokowany. Że nie może rozwijać wpływów swoich i swojej partii. Z prostego powodu - ludzie mu nie wierzą. Więc może mówić i robić, co chce, a i tak jest to jak rzucanie grochem o ścianę. To zresztą było przyczyną porażek PiS-u, wyborczych i sondażowych - liczba osób, które a priori odrzucały argumenty polityków tej partii, była tak duża, że praktycznie nie mogła ona liczyć na zwycięstwo. Co zmienia sytuacja, że w tym rankingu polityków, którym nie ufamy, do Kaczyńskiego doskoczył Tusk? Dla prezesa PiS wiele to nie oznacza, ale dla szefa PO - bardzo wiele. Bo może wsiąść w autobus (Tuskobus) i znów ruszyć w Polskę - i nic. Bo i tak ludzie mu nie uwierzą. Może gadać, przekonywać, zginać się w lewo i w prawo - i odpowie mu głuche milczenie. Niewiele mu też pomoże wyrzucenie Gowina (moi znajomi w Krakowie nazywają go "Półgłowin"), choć na pewno liberalną część wyborców PO to zadowoli... Dlaczego? Dlatego, że w Polsce zaufanie zdobywa się latami, a traci w parę tygodni. Premier, jeśli chce się odbudować, potrzebuje czasu, a tego już nie ma. Dodajmy jeszcze jedno badanie, dzisiejsze, Homo Homini dla INTERIA.PL. Czytam w nim, że 70 proc. Polaków nie ufa Sejmowi (ufa ledwie 13 proc.), i aż 55 proc. nie ufa rządowi (ufa tylko 20 proc.). Więc jak, w obliczu takiego poziomu odrzucenia, można tłumaczyć obywatelom swoje posunięcia, swoje zamiary? Są dwa elementy, które złożyły się na ten sondażowy zjazd w dół Donalda Tuska. Po pierwsze, Polska źle przechodzi przez kryzys. Ludzie zwalniani są z pracy, ci, którym udało się umknąć przed wzrokiem Ha-eRa, pracują w dygocie, że kolejna selekcja trafi na nich, i tak dalej. Ponury nastrój kryzysu rozlewa się jak kawa po obrusie. I - co istotne - nie pierwszy przecież to kryzys w Polsce, ale pierwszy, który odbywa się w tak wrednych okolicznościach. Wcześniej, jak było źle, ludzie sobie pomagali, wspólnie radzili, istniała solidarność między Polakami. Teraz tego nie ma, jeden kabluje na drugiego, jest w tym jakaś agresja. A rząd, zajęty wojną Gowin-Tusk, zegarkami ministra Nowaka, nowym ministerstwem, czyli takimi skrzętnymi działaniami na oczach publiczności, nawet nie próbuje tej agresji rozładowywać, prostować polskiego kapitalizmu. Ofiarą tej społecznej złości pada Tusk, polityk gładki i wymowny. No dobrze, a kto jest beneficjentem tych zmieniających się nastrojów? Sondaże podpowiadają nieśmiało , że partie odwołujące się do lewicy, czyli SLD i Europa Plus. Zyskuje także Platforma Oburzonych Pawła Kukiza, która przekracza próg wyborczy. Niezłe notowania ma też Nowa Prawica. Choć i ona wygląda na efemerydę. I dlatego, gdy ktoś mówi, że układ trzymający Polskę w uścisku, czyli nieszczęsny PO-PiS, właśnie pęka, uciszam go sceptycznie. Bo owszem, rysy na nim się pojawiają, to widać, ale do pękania droga daleka. Dlaczego? Bo gdy zacznie się kampania, gdy wejdą do gry partyjne aparaty, wtedy partie spoza duopolu PO-PiS, zepchnięte zostaną na bok. Media będą narzucać "jedyny słuszny" model świętej wojny PO-PiS. Już na ten cel przygotowane zostaną odpowiednie bluzgi i zaklęcia. Czyli co? Obecne sondaże to harce, a i tak wszystko w wyborach wróci do normy? Tego nie wiem. Jest jeszcze rok. Wszystko zależy od tego, w jakim tempie Platforma będzie gniła, czy zacznie się tam panika (jak teraz nie hapniemy, to już nigdy!), czy też nie. Wiele zależy też od tego, czy partie buntu pójdą do wyborów napakowane dobrymi ludźmi i z atrakcyjnym programem. Mają szansę, mają rok na przygotowanie się do boju, ale muszą wiedzieć, że wiele drzwi zostanie przed ich liderami zamkniętych. Że wszystkie ręce zostaną rzucone na pokład - tak w PO, jak i w PiS. I wszystkie pieniądze również. I media, i służby wszelakie. I wtedy się okaże, co ma większą siłę w polityce: sprawne partyjne machiny czy też społeczne nastroje? Z inżynierami tych nastrojów na czele. Robert Walenciak