Przesuwa się też inna granica - pewnej powściągliwości, umiejętności zachowania się. Takie niewesołe refleksje nawiedziły mnie, gdy usłyszałem posłankę PiS Krystynę Pawłowicz w Polskim Radiu, która tłumaczyła, dlaczego nie żyje półroczna Madzia z Sosnowca. Przy okazji okazało się, że nie tylko ja osłupiałem słuchając posłanki, inni jej słowa zapisali, więc można cytować. "To lewicowo-lewacko-feministyczne poglądy przygotowały grunt pod tego typu postawy, które relatywizują moralność, odrzucają rodzinę i pozwalają odrzucić swoje dziecko, uczą cynizmu i wygaszają uczucia wyższe - ogłosiła posłanka Pawłowicz. - Ci rodzice nie wiedzieli, co ze sobą zrobić". Parę zdań i ileż myśli - posłanka dociekła, że to rodzice "odrzucili" dziecko, czyli - czytaj - że to oni je zamordowali. A stało się tak dlatego, że ulegli lewicowo-lewacko-feministycznej propagandzie. Która każe odrzucać rodzinę i wygasza uczucia wyższe. Proszę bardzo - posłanka PiS wszystko już wie! Wie o "lewactwie" rodziny, choć - jak wyczytałem - rodzice Madzi poznali się w ruchu oazowym. Więc bliższe są im raczej środowiska katolickie. Na szczęście, nie spotkałem się jeszcze z zarzutami, że wpływ Kościoła i modlitwy sprowadził ich na złą drogę. To dobrze, bo buduje nadzieję, że przynajmniej jedna strona politycznego sporu nie odleciała w kosmos. Zatykająca jest też pewność, z jaką posłanka ogłasza winę rodziców. Nie wiem, co postanowi prokuratura w najbliższym czasie, ale, póki co, opowiadanie, czy choćby sugerowanie, że rodzice Madzi zabili swą córeczkę, to zwykłe pomówienie. Kto jak kto, ale poseł na Sejm takie rzeczy powinien wiedzieć. Jakiś poziom edukacji prawnej i kultury osobistej powinien prezentować. I wiedzieć, że wpierw takie podejrzenie musi sformułować oskarżyciel, a potem musi przejść ono próbę sądu. Tak wygląda cywilizowany świat. A jak jest u nas? U nas śledczy zajmują się opowiadaniem wszem i wobec, jakie to hipotezy śledztwa przyjęli, i puszczaniem sensacyjnych przecieków do mediów, praktycznie pogrążających rodziców. Więc media już ich skazały, a pod oknem, gdzie mieszkają, zbierają się grupki ludzi, wołających: "Mordercy! Mordercy!". I po co to? To prowadzący śledztwo nie potrafili wytrzymać paru dni w milczeniu? A jak się okaże, że te przecieki utrudniły pracę śledczych , albo że nie były warte funta kłaków - to co? Zadaję to pytanie z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na tzw. ostrożność procesową. A po drugie, już trochę pracy prokuratorów w III RP się naprzyglądałem. Ileż razy tak było, że gdzieś z boku opowiadali oni dziennikarzom różne sensacja, a potem, w sądzie, waliły się one jak domek z kart. Bo prokurator uwierzył jakiemuś trefnemu świadkowi, bo nie sprawdził, bo nie potrafił ocenić dowodu, nie pojął sprawy. To zresztą widać gołym okiem - przy śledztwie dotyczącym śmierci Madzi prokuratura po raz kolejny nie zdaje egzaminu. Widać, że ta grupa zawodowa jest żałośnie słaba, że trzeba tym towarzystwem potrząsnąć, że sędzia Seremet na stanowisku zwierzchnika prokuratorów nie daje sobie rady. Nie wiem, czy to dostrzega posłanka Pawłowicz. Czy odczuwa potrzebę profesjonalnego prokuratora. Za to wiem, że chciałaby do sprawy włączyć księdza. "To trzeba zostawić prokuratorom, sędziom i księżom, aby ratowali te pogubione dusze. Niech ksiądz pozwoli im z tego się wygrzebać" - mówi o rodzicach Madzi. Ha! Ale jaki ksiądz? To pytanie samo się nasuwa, bo w mediach - gdy chodzi o stan duchowny - królują komentarze dotyczące książki ks. Isakowicza-Zaleskiego. I co czytam? "Mafia homoseksualna trzęsie Kościołem" - to pierwsza relacja. "Żaden ksiądz nigdy mnie nie podrywał" - to już zwierzenie samego ks. Zaleskiego. "Księża homoseksualiści to mistrzowie kamuflażu" - to z kolei opinia o. Augustyna, wyrażona w wywiadzie dla KAI. I tak dalej. Naprawdę, tego nie wymyślił ani Jerzy Urban, ani Janusz Palikot. Ale wróćmy do sprawy śmierci Madzi. Do atmosfery, która roztacza się wokół. Otóż były w ostatnich latach głośne sprawy, w których rodziców oskarżano o spowodowanie śmierci swoich dzieci. W Warszawie utopiono w Wiśle paroletniego chłopczyka, żeby wziąć za jego śmierć odszkodowanie. W wiosce na Lubelszczyźnie kobieta rodziła dzieci, potem je topiła, a ciała noworodków trzymała w beczce. Ludzie patrzyli na to ze zgrozą, ale jakoś nie słyszałem, by ktoś budował na tym łatwe uogólnienia. Teraz takich zahamowań już nie ma. Teraz pokazuje się palcem i woła: "Trzeba krwi!". Dlaczego tak się dzieje? Wytłumaczyć to łatwo - tabloidy walczą o czytelnika, stacje telewizyjne o widza, więc każdy chwyt jest dobry, żeby złapać dodatkowych czytelników czy widzów. I reklamodawców. W pogoni za kasą media brukowe zahamowań nie mają. Sycą ciekawość, grają na instynktach, nakręcają emocje tłumu, a używając języka publicystów katolickich - bardzo pogańskie emocje. I na dobrą sprawę apel o to, by rodziców Madzi nie linczować, by o nieszczęściu dziecka mówić z umiarem, nie rzucać nieprzemyślanych oskarżeń, bo na to przyjdzie pora, powinien wyjść ze strony środowisk katolickich. Bo przecież jeśli coś odrywa Polaków od głębszej refleksji, od wiary katolickiej, to współczesna popkultura, z jej tanim hedonizmem, krzykliwością, reklamami i szukaniem sensacji. A nie, jak opowiada posłanka Pawłowicz, poglądy feministyczne czy lewicowe. Ale, zdaje się, środowiska katolickie tej świadomości nie mają. Posłanka Pawłowicz, grono publicystów - oni wierzą, że nakręcając emocje, strzelają do lewacko-feministycznego wroga i bronią prawicowo-katolickiej Polski. Cóż za pudło! Oni myślą, że walczą o swoje, a grają rolę w przedstawieniu, które wcześniej wyznaczyły im brukowce. Jako naganiacze do cudzej świątyni. Robert Walenciak