Uderzyła mnie w ostatnich dniach notatka prasowa o tym, jak warszawski ZTM ogłosił akcję, by młodzież ustępowała w tramwajach i autobusach miejsca osobom starszym, matkom z dziećmi i kobietom w ciąży. Faktycznie, akcja jest potrzebna. Przemieszczam się po Warszawie środkami transportu publicznego i co rusz napotykam na taki obrazek: stoi starsza pani z jakąś siatką, trzyma się poręczy, rzuca nią na lewo i prawo, a obok na siedzeniu rozwalony młodzieniec. Co niektórzy - może bardziej wstydliwi?- udają, że się uczą i nauka ich tak pochłania, że nic nie widzą wokół. Gapią się więc w jakieś notatki albo gmerają w tabletach. Wariantem tej postawy są młodzieńcy ze słuchawkami na uszach - coś mu bębni, on ma wzrok nieprzytomny, przeżywa muzykę, bo wiadomo, że tramwaj czy metro to najlepsza aula koncertowa. Sorry, to jest chamówa w biały dzień! W czasach mojej młodości, czyli w czasach Polski Ludowej, żadnych akcji, by ustępować miejsca w tramwaju czy autobusie nie trzeba było przeprowadzać. To było oczywiste. Ustępowało się, w zasadzie automatycznie, miejsca osobom starszym czy paniom w odmiennym stanie, i zapewniam was, szanowna młodzieży, nie ze strachu przed SB czy ZOMO. Takie zachowanie to był kod kulturowy - także sygnał, że jesteśmy wspólnotą, sztafetą pokoleń, że potrafimy się wczuć w sytuację innych. ZTM udostępnił też odpowiedzi przeciwników ustępowania, które znalazły się na Facebooku. O! Bardzo były ciekawe. Na przykład takie - baby są teraz grube, więc nie wiadomo która jest w ciąży a która nie. Płacę na bilet, więc mam prawo siedzieć. Po cholerę stare baby jeżdżą w godzinach szczytu? Same pchają się do miejsc, jakby im się należało. I tak dalej... Można oczywiście zrezygnować z jazdy tramwajem lub metrem i przesiąść się do własnego auta. Cóż, dużo przyjemniej nie będzie. Po pierwsze, dlatego ze utkniemy w korkach. Po drugie, że poczujemy się jak w epicentrum działań partyzanckich. Sama zmiana pasa ruchu wymaga silnych nerwów. Bo przecież w Polsce wpuszczenie innego samochodu przed siebie uważane jest za przejaw zbędnej dobroduszności. Spróbujcie dać sygnał i wskoczyć na sąsiedni pas. Będą na was jechać zombie, ze wzrokiem intensywnie wypatrującym czegoś z przodu. Sam byłem świadkiem, że pewna pani wolała zerwać zderzak, niż wpuścić przed siebie inny samochód. Więc może zostać w domu? Ooo... Jeżeli ktoś chce się narazić na niespodzianki... Czyli na niekończące się wizyty różnych akwizytorów... To jest prawdziwa plaga, ci dzwoniący na telefon, lub do drzwi mieszkania rozmaici akwizytorzy, sprzedający wszystko - kredyty, garnki, pościel, usługi telefoniczne i tak dalej... Ich zwierzyną łowną są osoby starsze, często niedołężne, którym wciskają niemal wszystko. To jest plaga sto razy gorsza od Amber Gold, bo dotyka setek tysięcy ludzi, najczęściej wiekowych, schorowanych, bezbronnych. W głowie mi się nie mieści, jak wiele trzeba mieć sobie podłości, żeby wciskać staruszkom, żyjącym z biednej emerytury, nie mającym na lekarstwa, niepotrzebny szajs! Jak można tak się szmacić? Za ile? Gdzieś wyczytałem o treningach, które akwizytorzy przechodzą. Oni zbierają się w dużej sali, wyczytuje się nazwiska tych, którzy złowili największą ilość klientów, klaszcze się im, i wszyscy krzyczą z entuzjazmem: dżus, dżus! Że tak wyciskają frajerów. Jak to nazwać? Sabatem złodziei? Swoją drogą, dziwi mnie, że walką z plagą różnych akwizytorów, czy raczej naciągaczy, nie zajęła się jeszcze jakaś partia. Bo miałaby wdzięczne i pożyteczne pole do popisu. A może nie ma co się dziwić? Może nikt tego nie zauważa? Może wszyscy uznali za rzecz normalną , że jest jak jest? Jeżeli tak - to fatalnie. Bo Polska jest dziś krajem nieprzyjaznym do życia. W którym króluje agresja i prymitywny egoizm. Łańcuch wzajemnej nieżyczliwości. Dlaczego tak się dzieje? Czasami słyszę próby odpowiedzi na to pytanie. Ci najgłupsi mówią więc, że to komunizm tak Polaków zdemoralizował. Jasne - komunizm, sanacja i pańszczyzna. Jednostki bardziej ambitne twierdzą, że to kapitalizm ma takie oblicze, więc o co chodzi... Z tym też trudno się zgodzić - w zachodniej Europie zwykłej, bezinteresownej życzliwości jest bez porównania więcej. Działają też instytucje chroniące obywateli przed naciągaczami. U nas tego nie ma. U nas mamy patriotów, oczywiście prosto z AK, albo Polaków-katolików, albo też radosnych Europejczyków, jedni i drudzy się naprężają, ach, jacy są wspaniali, a potem wchodzą do metra, albo zasiadają za kierownicami swoich samochodów, i maska spada. Szanowni rodacy, ci spod krzyża i ci od Europy - przecież ani z krzyżem, ani z Europą, ani opowieściami o wspólnocie narodowej te wszystkie zachowania i gesty nie mają nic wspólnego. Piszę te słowa, słuchając różnych ważnych ludzi, którzy opowiadają, jak to Polska idzie do przodu, jak buduje drogi, jak będzie nam coraz wygodniej żyć. Owszem, cieszą mnie nowe skrzyżowania. Tylko mam niejasne wrażenie, że sprawy wygody życia, zadowolenia z niego, rozgrywają się w innej przestrzeni. Robert Walenciak