A co czują mogliśmy przekonać się w ostatnich dniach, kiedy przez media przetoczyła się fala publikacji i komentarzy dotyczących Gierka i dekady jego rządów. Nie ukrywam, czytałem je z zainteresowaniem. Przez lata całe dekadę Gierka media przedstawiały jako czas zadłużania się, pocałunków z Breżniewem, pałowania robotników w Radomiu, fatalnej gospodarki i wreszcie bankructwa. I oto na naszych oczach to wszystko się rozleciało jak domek z kart. Te wszystkie homilie o złym Gierku okazały się niewiele warte. Potwierdzają to zresztą sondaże. W jednych Gierek wygrywa jako najlepszy przywódca Polski po II wojnie światowej, w innych 45 % ankietowanych odpowiada, że czasy Gierka były dobre dla Polski, a jedynie 25%, że złe. I wcale bym się nie zdziwił, że gdyby dziś zapytać Polaków, komu wybudować pomnik - Gierkowi, Lechowi Kaczyńskiemu, czy Lechowi Wałęsie, to Gierek taki plebiscyt by wygrał... Władza swoje, a lud swoje! Jak to wytłumaczyć? Że lata czarnej propagandy przyniosły tak niewielkie efekty? Myślę, że w dwojaki sposób. Po pierwsze, propaganda żeby być skuteczna nie może być oderwana od rzeczywistości. A propaganda anty-PRL-owska taka była (i jest). Zajadła i prymitywna. Ona przypominała mi podręczniki z pierwszych lat Polski Ludowej, w których przedstawiano II Rzeczpospolitą w KPP-owskim stylu. Że w roku 1923 wojsko rozpędzało robotników w Krakowie, strzelało do nich i cięło szablami, i zginęło ponad 30 osób. Ze w roku 1937 policja granatowa rozpędzała strajki chłopskie. Że zastrzeliła wtedy 44 strajkujących, a 5 tys. chłopów trafiło za kratki. Że była Bereza, Kostek Biernacki i generał Zagórski, który tajemniczo zniknął. I tak dalej. Że sanacja to czarna dziura i nieszczęście. Polska Ludowa upadła, przyszła po-solidarnościowa III RP, szeroka, od "Wyborczej" po "Gazetę Polską" przez "Rzeczpospolitą", i weszła w te same propagandowe buty. To się nie mogło udać. Bo ludzie swoje widzieli i swoje zapamiętali. Fabryki, które w czasach Gierka budowano (a powstało w jego dekadzie 557 fabryk, hut, elektrowni...). Miejsca pracy, które w tych zakładach były. Szpitale, które budowano - z Centrum Zdrowia Dziecka i Centrum Zdrowia Matki-Polki na czele. Mieszkania, które stawiano, i które przydzielano za symboliczne sumy (według różnych danych w dekadzie Gierka oddano między 2,2 mln a 2,5 mln mieszkań, jest gdzie mieszkać). W społecznej pamięci epoka Gierka zapisała się też jako czas bezpieczny, z bezpłatnymi szkołami, bezpłatnymi studiami, wczasami FWP, przedszkolami. Jako czasy wielkiego awansu cywilizacyjnego. Pamięć tego wszystkiego jest jak szczepionka. Tym silniejsza, że dzisiejsza Polska nie przynosi zbyt wiele dowodów na to, że jest dużo lepsza od tamtej. I to jest druga przyczyna, tłumacząca renesans dobrych wspomnień o Gierku - porównanie z Polską Tuska, która nie jest tak kolorowa jak w telewizji TVN, ani tak udana, jak opisują ją dziennikarze. Owszem, tamta była uzależniona od ZSRR, co nie było dla nas ani dobre, ani sympatyczne. Ale przecież ani Gierek, ani nikt z Polaków nie miał na to wpływu. To uzależnienie to był efekt Jałty, i warto pamiętać, że Zachód z podziałem Europy godził się do roku 1988. A co do Gierka - punkt dla niego, że w tak niekorzystnych warunkach tyle zdziałał. Zdziałał, ale za pożyczone pieniądze - przypominają krytycy tamtej dekady. To najmocniejszy ich argument - 23 mld dol. długów, które zostawił. Tylko że owe wypominki dość blado wyglądają w zderzeniu z realiami 2013 roku. Z długami Tuska. Te 23 mld dolarów to było, w tamtych realiach, około 10 proc. PKB. Wystarczyło więc sprzedać parę zakładów - i znalazłyby się pieniądze na obsługę długu. Ale w tamtych czasach było to niemożliwe. Za to sprzedawano gierkowskie fabryki w III RP, bardzo się więc przydały. Około roku 2006 prywatyzacja przyniosła 40 mld dolarów. A jeszcze sporo zostało do ewentualnego przehandlowania. I pewnie to będzie handlowane, bo dzisiejsza Polska zadłuża się z zapałem. To zadłużenie osiągnęło 54 % PKB (według polskiej, zaniżonej metodologii). A szacowane jest... No właśnie, za bardzo nie wiadomo na ile, bo dług został ładnie rozprowadzony między zobowiązania skarbu państwa i samorządów (128 mld dol.) , banków i przedsiębiorstw. Razem to wszystko wynosi około 320 mld dolarów. A kiedy zostanie spłacone? Coraz więcej też osób pyta na co idą te długi, i te pieniądze z Unii, ponad 200 mld zł, które już otrzymaliśmy? Czy nie przejadamy tego wszystkiego szybciej niż w latach 70.? Innym argumentem przeciwko czasom Gierka jest Radom, Ursus, i ścieżki zdrowia. Ale to także w dzisiejszych czasach nie brzmi za mocno. W Radomiu tych zakładów, których robotnicy wyszli w roku 1976 na ulice - już nie ma. Radom jeździ pracować do Warszawy. Nie ma zakładów Ursus, nie ma stoczni szczecińskiej, Stocznia Gdańska to muzeum. Nie ma już tamtej klasy robotniczej, jest za to 14-procentowe bezrobocie. I nikt się nie przejmuje, że wzrośnie cena szynki, i z tego powodu ktoś wyjdzie na ulicę. Tak to już po prostu jest, że ludzi mniej rusza nieprzestrzeganie praw człowieka, kiedy nieprzestrzegany jest kodeks pracy. I bardziej złości, że w kolejce do lekarza-specjalisty musi dziś czekać pół roku, niż to, że 35 lat temu po meblościankę czekał niewiele krócej... Jeżeli więc dekada Gierka nam pięknieje, to mniejsza to zasługa samego Gierka, a większa - dzisiejszych czasów. Tak to czytam - ten sentyment nie jest wołaniem za PRL-em, bo każdy wie, że te czasy już nigdy nie wrócą. Jest raczej reakcją na kłamstwa mediów, przedstawiających Polskę Ludową jako stalinowski łagier. A przede wszystkim to żółta kartka dla dzisiejszej Polski, która jest - owszem - fajnym krajem, ale dla zarabiających od 5 tysięcy w górę. Dla pozostałych jest mało przyjazna. Smutna i bez perspektyw. Z rosnąca armią bezrobotnych. Ten szum, który powstał wokół idei Roku Gierka, te emocje, które zostały wywołane, świadczą, że całe zjawisko jest więc czymś więcej niż kokietowaniem PRL-owskiego elektoratu, sześćdziesięciolatków czy też ludzi starszych. To trafia głębiej - w przekonania Polaków, i tych starych i tych młodych, że jest jakiś ład społeczny, który uległ zaburzeniu. I że państwo ma obowiązki. I że, do cholery, mogłoby zacząć z nich się wywiązywać!