Reklama

"Jednostajność na koniec monarchę znudziła". O rekonstrukcji rządu

W tym całym morzu informacji i komentarzy dotyczących dymisji Beaty Szydło i powołania Mateusza Morawieckiego, nie ma rzeczy najważniejszych.

W tym całym morzu informacji i komentarzy dotyczących dymisji Beaty Szydło i powołania Mateusza Morawieckiego, nie ma rzeczy najważniejszych.

Po pierwsze, nikt nie napisał, dlaczego Szydło została zmuszona do rezygnacji? Co takiego zrobiła, co skazało ją w oczach Kaczyńskiego?

Po drugie, jak wiemy z przecieków, z wielu źródeł, w pierwszej fazie operacji "wymiana premiera", mówiono, że nowym szefem rządu ma być Jarosław Kaczyński. Że prezes zdecydował się przesiąść z tylnego siedzenia za kierownicę. No dobrze, tak zdecydował - dlaczego więc zmienił decyzję? Jakie argumenty tu zaważyły?  

Po trzecie, jeżeli Kaczyński w ostatniej chwili odpuścił sobie, dlaczego nie odpuścił Szydło?

Reklama

I dlaczego wybrał akurat Morawieckiego?

Aha, nie wiadomo również, dlaczego owo odwołanie musiało nastąpić dokładnie w dniu, w którym w Sejmie toczyła się debata nad wotum nieufności wobec pani premier. Więc rano wołała ona do opozycji, z tradycyjną emfazą:  "Za co chcecie odwołać ten rząd? Za to, że Polacy dzisiaj godnie żyją?" A posłowie PiS bili jej brawa.

Kilka godzin później, ta sama partia odwołała ją, prawie jednogłośnie, szast prast. Za co?  

Ponieważ tego nie wiemy, są na ten temat różne teorie. Oto kilka z nich.

Po pierwsze, nie radziła sobie z zarządzaniem konfliktami wewnątrz PiS-u. One narastały, najbardziej głośny to jest spór Duda-Macierewicz, były też kłopoty we wzajemnej współpracy między ministrami, więc prezes uznał, że pora na kogoś, kto to ogarnie. Osobiście, tej wersji nie wierzę. Z prostego powodu - te sprawy od zawsze były poza jej kompetencjami. Ona nie mogła tknąć połowy ministrów, więc jak można było od niej wymagać, by zarządzała konfliktami między nimi? Co mogła powiedzieć Macierewiczowi, Ziobrze, Kamińskiemu, Błaszczakowi, Glińskiemu, Gowinowi, Morawieckiemu... Że ich zwolni? Wolne żarty...

Druga teoria głosi, że Szydło za wysoko urosła, była za bardzo popularna, więc Kaczyński, z obawy, że może mieć w przyszłości kłopoty, postanowił zawczasu problem rozwiązać. No, patrząc jak pokornie odeszła ze stanowiska, trudno uwierzyć, by gdzieś w głowie tliła się jej myśl, że oto obali prezesa i stanie na czele obozu PiS...

Trzecia teoria mówi, że oto była jakaś afera w obozie PiS, i szybkie odwołanie Szydło sprawę przecięło. Też w to nie wierzę, akurat PiS swoimi aferami zupełnie się nie przejmuje, a w każdym razie nie są one powodem, by kogokolwiek odwoływać. Więc pudło.

A taki powód odejścia, że przyszła pora na dobre stosunki z Unią, i Morawiecki w tej dziedzinie jest lepszy? Owszem, jest to prawda - Szydło miała na Zachodzie niskie notowania, te jej wystąpienia, pouczania, były tam fatalnie odbierane. Z kolei Morawiecki - odwrotnie. Z tego rządu, z tych wszystkich ministrów, jest w Europie odbierany najlepiej, zwłaszcza w Niemczech. Był tam zapraszany, chwalony. Widać, że na niego tam stawiano i w kontakty z nim inwestowano. Ale przecież w pierwszej wersji rekonstrukcji premierem miał być Kaczyński! Chyba nie o Europę w tej wymianie chodzi...

Więc może, po prostu, Beata Szydło prezesowi się znudziła i postanowił dać stanowisko pierwszego ministra komuś innemu?

Jak to mawiał poeta:

"Jednostajność na koniec monarchę znudziła;

Dał miejsce woła małpie lew, bo go bawiła...."

A co dalej?

Na razie PiS jest zjeżony. Dlatego, i Morawiecki i Kaczyński zapewniają, że praktycznie zmian nie będzie, że będzie stary rząd z nowym premierem. A ewentualne zmiany - to w styczniu. Ewidentnie więc, Kaczyński gra na przeczekanie, na uspokojenie sytuacji w swoim obozie. By potem wykonać jakiś ruch. Jaki? Na zasadzie - uderz w stół, a nożyce się odezwą - można wnioskować, ze chodzi o Antoniego Macierewicza, bo to on w ostatnich dniach jest najgłośniejszy. On i Waszczykowski. Obaj tak grają, jakby chcieli budować swoją pozycję w najtwardszym elektoracie PiS-u. Tym smoleńskim i antyukraińskim. I tym straszyć Kaczyńskiego - jakie to straty polityczne poniesie, gdy zaatakuje szefa MON.

Czy te strachy będą skuteczne?

Polityka ma to do siebie, że nigdy się nie kończy. I że wódz, który pokona wroga, zaraz potem bierze się za swoich generałów. Tych, którzy za wysoko wyrośli. Żeby nie podpierać się czystkami Stalina czy Mao, przypomnę Tuska - ile politycznych ofiar ma w swoim CV? Geremek, Płażyński, Olechowski, Rokita, Piskorski, Gilowska, Gowin... Tylko Schetyna urwał się ze stryczka...

A Kaczyński?

Udało mu się zepchnąć opozycję do narożnika. Platforma, Nowoczesna, KOD, to już nie są siły, które mogą spędzać mu sen z czoła. Przynajmniej na razie.

No to teraz ma wojnę w swoim obozie. On go kleił z wielu grup, i teraz te grupy zaciekle z sobą walczą. O władzę, wpływy, o kasę, o dostęp do spółek skarbu państwa... Wszystkimi możliwymi metodami, także, jak mówi Andrzej Duda, ubeckimi. To już jest nie do opanowania. 

Wojna Dudy z Macierewiczem, te haki, przecieki do gazet, wzajemne inwektywy i groźby, że Dudaczewski, że impeachment, że ubeckie metody, jest tej sytuacji ilustracją.

Kaczyński doskonale widzi, że dziś to nie opozycja krepuje mu ręce, ale jego własny obóz, jego baronowie. To dlatego planował sam wystawić się na premiera, a potem uznał, że Morawiecki, człowiek spoza PiS-u, też zadanie wykona. Że będzie te konflikty przesuwał na dalszy plan. Czyli, że będzie ograniczał wpływy poszczególnych frakcji. Jednych spychał na dół, innych wyciągał do góry.

Wymiana Szydło na Morawieckiego nie jest więc nic nie znaczącym przetasowaniem w gronie dworzan, jak to piszą niektórzy. Jest zapowiedzią projektu dużych zmian w obozie PiS-u. Głowy polecą. Pytanie tylko, czyje?

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy