Beata Szydło zrozumiała to właściwie, i już zapowiedziała zmiany w rządzie (jak ty nie wymienisz, to ciebie wymienią...), w administracji, i w spółkach Skarbu Państwa. No i też zapowiedziała, że poprawi się komunikacja na linii rząd-klub parlamentarny. Co, przekładając na język polityki oznacza, że na tych zmianach (zwłaszcza w spółkach Skarbu Państwa) paru ważnych posłów skorzysta. A Jarosław Kaczyński pouczał, że ludzie mają odczuć zmiany w gospodarce, w służbie zdrowia i w edukacji. Co więc odczują? Jeśli chodzi o gospodarkę, to trudno cokolwiek sobie wyobrażać. Gospodarką kierują bowiem Mateusz Morawiecki - historyk, w roli wicepremiera i ministra rozwoju, Paweł Szałamacha - radca prawny, w roli ministra finansów, w tym gronie był też Dawid Jackiewicz - politolog, ale właśnie wyleciał. Najważniejszy jest Morawiecki, który jeździ po Polsce i przedstawia swój Plan. Póki co, nie wyszedł on jeszcze poza etap prezentacji slajdów w Power Poincie. A tam napisać można sobie wszystko, co się chce. Co prawda słyszałem, że już niedługo zaleją nas elektryczne samochody produkowane w polskich fabrykach, ale jeszcze nie zauważyłem, by ktoś na poważnie brał te obietnice. Skąd bierze się ten sceptycyzm? Po pierwsze, dlatego że na kilometr widać, że ten cały Plan Morawieckiego to zapis marzeń i wyobrażeń, liczby wzięte są z sufitu, kupy to się nie trzyma. Po drugie, uważam, że ażeby coś zadziałało, musi być kierowane przez ludzi mających jakieś pojęcie. Tymczasem ujawniona w ostatnich dniach praktyka temu zaprzecza. Akcja pt. "Misiewicze" pokazała z całą otwartością, co za sort przejął we władanie spółki Skarbu Państwa. Naprawdę, trudno mi sobie wyobrazić, by ludzie z kebabu, z apteki, z domów kultury, mogli kierować polskim przemysłem, naftowym, chemicznym, energetycznym, zbrojeniowym, odpowiadać za innowacje i międzynarodową współpracę. Co prawda, Włodzimierz Lenin wołał, że kucharka może rządzić państwem, ale od tego czasu nic nie nastąpiło, co by potwierdzało tę tezę. Zresztą, klęska podatków handlowego i bankowego, tak szumnie zapowiadanych, pokazuje czarno na białym, że ta ekipa jest może silna w gębie, ale wywraca się na prostych sprawach. Może więc łatwiej pójdzie ze służbą zdrowia? Bo, póki co, w tej sprawie rząd drepcze w miejscu - tu od przejęcia władzy przez PiS nic się nie zdarzyło, kolejki w przychodniach są jak były, a lekarze i pielęgniarki protestują, tak jak protestowali. Na razie, PiS swą obecność w świecie medycyny zamierza odcisnąć poprzez ustawę całkowicie zakazującej aborcji. Ona ma zastąpić ustawę obecną, i tak jedną z najbardziej restrykcyjnych w Europie. W tej nowej kobiety będą musiały rodzić dzieci poczęte z gwałtu, oraz płody z nieodwracalnymi wadami rozwojowymi. Nie będą mogły liczyć na aborcję, gdy ciąża zagrażać będzie ich życiu. I lekarz, i kobieta, jeżeli udowodni im się aborcję, skazani będą na więzienie, od trzech miesięcy do lat trzech. Kobiet będą rodzić siłami natury (ten sposób preferuje sławny prof. Chazan), żadna cesarka nie będzie potrzebna, więc do rozwiązania wystarczy położna, i już. Nie będzie badań prenatalnych (któż je zaryzykuje?), nie mówiąc o in vitro, w ogóle żadnych badań nie będzie, skoro lekarz będzie mógł być oskarżony o działanie na szkodę nienarodzonego dziecka. I proszę nie wołać, że będzie to piekło kobiet, czy powrót do średniowiecza itd., bo to będzie skok w XXI wiek, jak twierdzi poseł PiS Antoni Duda. Skok w XXI wiek, a może i w XXII zanotować ma również polska oświata. Wiemy już, że dzieci będą szły do szkół od siódmego roku życia, potem będzie osiem lat podstawówki, a potem cztery - liceum lub pięć - technikum. Tak jak było w czasach Polski Ludowej (w ten sposób się dowiedzieliśmy, jak postępowy był to kraj). Dzieci upupiane będą w szkole podstawowej, znikną gimnazja dwujęzyczne, sportowe, artystyczne. A liceum? Już mniej więcej wiemy, jak będzie, gazety o tym piszą. Ma być mniej informatyki, mniej nauk przyrodniczych, więcej historii. Czy z obowiązkowym wyjściem na film "Smoleńsk", który tak bardzo podobał się pani minister? Tego bym nie wykluczył. Bo jeśli chodzi o religię, jako przedmiot maturalny, to oczywiście, nie ma o czym dyskutować - to jest pewne. To będzie. Takie są zamierzenia władzy. Oprócz tego zamierza się ona rozliczyć z sędziami - nie tylko Trybunału Konstytucyjnego, ale i Sądu Najwyższego, jako grupą ludzi reprezentujących postkomunizm. I ogólnie wrogich PiS-owi. Kto ich zastąpi - czy nowi sędziowie, z awansu, czy może po prostu polscy patrioci, których się dobierze, to jeszcze się ustali. Władza zamierza też prowadzić aktywną międzynarodową politykę kulturalną. W tych sprawach wypowiedział się już szef MSW Mariusz Błaszczak (wiadomo, szef MSW najlepiej zna się na kulturze), że trzeba by było zatrudnić słynne hollywoodzkie gwiazdy, żeby w takim filmie, sławiącym Polskę, zagrały. Jakim? Oooch... Żadne Monte Cassino czy Dywizjon 303. Tu trzeba tematu współczesnego. A podpowiada go wierny i niezłomny poseł Marek Suski. To jego słowa: "Jarosław Kaczyński poświęcił się całym życiem. Nie ożenił się, bo służył Polsce i nie chciał unieszczęśliwiać jakiejś kobiety, którą by pozostawiał, służąc Polsce". Prawda, że piękna epopeja nam się szykuje?