Bach! Na czołówce "Interii" czytam, że Roman Giertych publikuje nagraną rozmowę biznesmena Leszka Czarneckiego z byłym rzecznikiem PiS Adamem Hofmanem. Rozmawiają o kłopotach właściciela Getin Banku z pisowską władzą. I o tym, kogo Czarnecki powinien zatrudnić, żeby te kłopoty się skończyły. Giertych komentuje tę rozmowę jako jedno z nagrań, które są dowodem na korupcyjne propozycje, składane przez ośrodek władzy jego klientowi, rozwodzi się nad planami przejęcia kontroli nad bankami Czarneckiego, kupna TVN24. Hofman z kolei błyskawicznie wydaje oświadczenie, że żadnych korupcyjnych propozycji nie składał, że to były luźne spekulacje. Bo Czarnecki zatrudnił jego firmę w celach "doradczych". OK, niech będzie, że nie składał. To i tak w tej sytuacji nie jest ważne. Ważne jest, że rozmawiał z Czarneckim, i że namawiał go, by "dogadał się" (ha, ha...) ze Zbigniewem Ziobro. Akurat z nim, a nie z kimś innym. Więc najważniejsze jest to (czego pewnie się nie dowiemy), czy był "listonoszem" Zbigniewa Ziobro? A jeżeli tak, to za wiedzą Kaczyńskiego? A jeżeli - bez wiedzy? Jeżeli Ziobro chciał zawrzeć deal z Czarneckim, nic szefowi szefów nie mówiąc? Wówczas mamy wielki kipisz w Zjednoczonej Prawicy - bo oto Kaczyński, Morawiecki, i paru innych ludzi dowiedziało się, że Ziobro kręci lody na boku, że chciał mieć swojego biznesmena, pod swoją kryszą, używając do tego takiego narzędzie jak prokuratura. Która raz jest groźna i drobiazgowa, innym razem - nie. No i chciał też dla siebie przejąć TVN24. Innymi słowy - chciał tych wszystkich kolegów z rządu wykolegować na szaro z mydłem. Czy tak było? Powtarzam - jak było, wie kilka osób w kraju, które nie mają interesu, by o tym opowiadać. Więc - oni wiedzą, ale - tak czy inaczej - nie powiedzą. A my możemy spekulować. Że Hofman jak Rywin, Ziobro jak Grupa Sprawująca Władzę, a Czarnecki jak Michnik... Stop! Ważniejsze w tym wszystkim jest coś innego - czy obóz władzy w stosunkach z milionerem grał jak jedna firma, czy nie? Bo jeżeli nie grał jak jedna firma, to jest jakaś szansa, że nie zostanie to skręcone... A oto inny przykład z ostatnich dni, też wart refleksji. Oto bowiem słyszę z obozu władzy, że szykuje się ona do zawetowania budżetu Unii Europejskiej na lata 2021-2027 oraz tzw. Funduszu Odbudowy. A to dlatego, że Unia zamierza przyjąć tzw. mechanizm "pieniądze za praworządność", tak, żeby móc zatrzymać unijne fundusze, jeśli w danym państwie praworządność będzie łamana. Co ciekawe, nikogo w Europie ten mechanizm nie przestraszył, ani Słowaków, ani Czechów, ani Chorwatów, przestraszył tylko Viktora Orbana i naszą Zjednoczoną Prawicę. Uderz w stół, a nożyce się odezwą! Więc Orban z Kaczyńskim wołają - weto! Choć oznacza to, że Polska w takim przypadku nie dostanie 750 mld euro, przysługujących jej z budżetu Unii i Funduszu Odbudowy. A tymi pieniędzmi, w lipcu, po szczycie Unii, zdążył się już premier Morawiecki pochwalić. Innymi słowy - Kaczyński, żeby móc robić co chce z polskimi sądami polskimi sędziami, czyli łamać praworządność, woli zrezygnować z 750 mld euro. Z pieniędzy, które przeznaczone są na ratowanie polskiej gospodarki. Do tego PiS (i ziobryści też) wołają wspólnie, że to oznaka obrony suwerenności i patriotyzmu. Cyniczne oszukują. Bo cóż to oznaczałoby? Że patriotyzmem jest wywalanie niewygodnych sędziów i mianowanie posłusznych, tak ja to robiła PZPR. A nie jest patriotyzmem wspomaganie polskich rolników, polskich przedsiębiorców, samorządowców, budowanie dróg, oczyszczalni itd. Taka jest logika tych deklaracji. A ponieważ nie uważam liderów PiS za ludzi pozbawionych rozumu, zakładam że te ich okrzyki to element jakiejś gry. Jakiej? Wiadomo, że na pieniądzach z Unii najbardziej zależy premierowi - bo odpowiada za stan gospodarki, za to, że to wszystko się kręci. Poza tym, sprawy Unii są w jego Kancelarii, on za to oczami świeci. Ziobro? To formalnie nie jego rewiry. Więc może wołać o niepodległości, złej Unii i złych Niemcach, bo buduje sobie w ten sposób wpływy w najbardziej twardym elektoracie. Kaczyński? On po klęsce "piątki dla zwierząt" coraz bardziej desperacko szuka większości. Więc też przechyla się na prawo. Nawet ryzykując demonstracje w sprawie aborcji, które organizuje Strajk Kobiet. Oni wszyscy, Kaczyński, Ziobro, Morawiecki, pokrzykują: niezawisłość, weto, bardziej troskając się o swoją polityczną pozycję, niż zastanawiając się, co pod tymi słowami się kryje. Tak więc, w imię złapania nowej równowagi wewnątrz rządzącej prawicy, przesuwa się ona jeszcze bardziej na prawo, ku szaleństwu. To zresztą mogliśmy też obserwować podczas rozliczeń dotyczących Marszu Niepodległości. Kiedy jedna część PiS-u atakowała policję, że "strzelała do polskich patriotów", a druga chwaliła - że przeciwstawiła się "chuliganom". Te opisane powyżej przypadki (a zebrać można ich dużo więcej), pokazują dominujący w obozie władzy sposób myślenia - interes Polski, ba!, interes prawicy, jest gdzieś odstawiony na bok, a poszczególni liderzy grają już tylko na siebie, nie ma tam już polityki, są wojny koterii. I one determinują, w którą stronę posuwa się Polska. Kilka tygodni temu, opisując sytuację w Zjednoczonej Prawicy i tzw. rekonstrukcję rządu zakładałem, że Kaczyński sobie z tymi ruchami odśrodkowymi szybko poradzi, że to kwestia paru miesięcy, a może i wręcz tygodni, jak spacyfikuje Zbigniewa Ziobro i to całe krążące wokół niego towarzystwo. Nie doceniłem Ziobry, tempa z jakim buduje swoją sieć wpływów, jego determinacji. I jego umiejętności postawienia Kaczyńskiego w kłopotliwej sytuacji. Używając porównań historycznych, mamy sytuację jak z lat sześćdziesiątych, kiedy Moczar pchał Gomułkę w kierunku narodowo-faszystowskim, a Gomułka ciągle myślał, że da sobie z tym radę. Że w każdej chwili może to zatrzymać. No, nie zatrzymał...