O sytuacji na granicy media bębniły latem, nie trzeba było być mędrcem, by przewidzieć ciąg dalszy. Podczas wtorkowego posiedzenia Sejmu dowiedziałem się zresztą, że już od czerwca nasz przenikliwy wicepremier ds. bezpieczeństwa monitorował tę sytuację, zwołując regularnie sztaby. Wicepremiera akurat w Sejmie we wtorek nie było, ale to nic, posłowie PiS, ministrowie, premier, wstawali na dźwięk jego nazwiska i klaskali z entuzjazmem oraz podziwem do pustego fotela. I ktoś jeszcze wątpi, że przesuwamy się na wschód? A wracając do tych narad przenikliwego wicepremiera - czy coś zmieniły? Że dowieziono nad granicę bele drutu i je rozwinięto - to taki wyczyn? Że ściągnięto policję i wojsko? A cóż w tym nadzwyczajnego? W tym całym, trwającym wiele miesięcy wydarzeniu, dwa elementy rzucają się w oczy. Pierwszy, że władza potrafiła wciągnąć miliony Polaków w grę - że nie przepuścimy uchodźców. Jak w sporcie - że nie damy sobie strzelić gola. I drugi element - że tej gry nie chce zakończyć. Że przez długie miesiące i nie chciała i nie potrafiła wciągnąć w konflikt graniczny i Unii i NATO (a to granica Unii i NATO!). Teraz dopiero coś w tej sprawie zaczęło się dziać, co najmniej dwa-trzy miesiące za późno. Tyle Polska straciła czasu. Straciła, bo przecież te środki, które do tej pory stosowała, wystarczają do łatania granicy, do podtrzymywania "walki". Tak, żeby krzyczeć - gore! Łukaszenka podpala granicę! Putin za nim stoi! I tak dalej... Ale żeby rozwiązać sprawę, trzeba działać inaczej, mocniej. Trzeba ruszyć głową. Jak więc zmusić Łukaszenkę, żeby zaprzestał swego procederu? Można to zrobić na "twardo" albo na "miękko". Obu przypadkach Polska nie zrobi tego sama. Kaczyński może tupać, ile chce, Łukaszenka go wyśmieje. Ale gdy tupnie Unia, gdy tupną Stany Zjednoczone, o!, to i Putin głowę podniesie. Na czym to tupnięcie powinno polegać? Wiadomo, na takich działaniach, że Łukaszence podsyłanie uchodźców przestałoby się opłacać. Kroki w tym kierunku zapowiedziała już Ursula von der Leyen. Moim zdaniem, zbyt nieśmiałe, ale kierunek jest OK. Czyli kolejne sankcje. Można to rozwijać. Być może w ogóle zablokować wymianę z Białorusią. Zablokować eksport potasu. Kierować wnioski do międzynarodowych trybunałów z oskarżeniem o przemyt ludzi. Rozpocząć rozprawy w sądach państw unijnych. Składać wnioski o odszkodowania. Zająć białoruskie konta na poczet przyszłych kar. Zakazać wjazdu do Unii kolejnym urzędnikom i ich rodzinom. To wszystko można eskalować, Unię na to stać. W pewnym momencie Łukaszenka sam zorientuje się, że zakłada sobie na głowę sznur. Można też działać na "miękko". Podpowiada to zresztą cynicznie szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow - skoro Unia płaci Turcji 3 mld euro, żeby pilnowała uchodźców, to może warto zapłacić i Łukaszence? On to mówi, i chyba nie jest świadom, że odkrywa nam drugą naturę postradzieckich dyktatur - że to przedsięwzięcia biznesowe. Że dyktatora, jego ludzi, można kupić, zresztą Rosja od lat Łukaszenkę finansuje... Policzmy na szybko - płot na granicy kosztować ma Polskę 1,6 mld zł, plus kosztuje nas stan wyjątkowy i działania nadzwyczajne naszych służb. Łukaszenka w tym czasie ściągnął około 15 tys. uchodźców, załóżmy, że od każdego wziął 10 tys. dolarów. Zarobił więc na tym 150 milionów dolarów, a uwzględniając koszty własne, pewnie połowę tej sumy. Czyli 75 mln dol., a więc 300 mln zł. Czyli za 20 proc. kosztów muru Łukaszenka pilnowałby nam granicy, że hej. I żadnych wycieczek z Bliskiego Wschodu by nie organizował. Że to nieetyczne? Owszem. A patrzenie, jak ludzie umierają z zimna po lasach, to etyczne? Polityka jest sztuką rozwiązywania problemów. Najlepiej za jak najniższą cenę. Dla Kaczyńskiego jest to też sztuka przykuwania uwagi, manipulowania emocjami. Tym, którzy wolą ten drugi rodzaj funkcjonowania społecznego, mówię - gapcie się w telewizor dalej. Że stu Kurdów z drągami trzęsie Rzeczpospolitą. Ja wolałbym to wreszcie zakończyć, czy na "twardo", czy na "miękko", to są już detale. Ale zakończyć i przejść do innych, zdecydowanie ważniejszych spraw.