O - jak organizacja. Czyli pytanie: udało się czy nie? W tym pytaniu, które ciągle słyszeliśmy, które dziennikarze kierowali do gości imprezy, mieści się chyba wszystko. I nasze kompleksy, i nasze nadzieje, i nasze aspiracje. Powiedzmy szczerze - polskie nadzieje związane z Euro raczej nie wiązały się z wynikiem sportowym, wyjście z grupy to było maksimum marzeń. To chodziło więc o inne sprawy - wizerunkowe, prestiżowe. Chodziło o to, żeby pokazać tej (zachodniej) Europie, że my też jak oni. Że nie chodzą po naszych ulicach białe niedźwiedzie, że nie jest to kraina Borata, ale normalny europejski kraj, gdzie bezpiecznie można chodzić po ulicach, zjeść ze smakiem w miłej knajpeczce, beztrosko się bawić, czuć się jak u siebie w domu. Mniej więcej, to wszystko się udało. Mnie to nie dziwi - fajnych knajpek jest w polskich miastach dostatek, a doświadczenie w organizowaniu wielkich imprez mamy niezłe, jesteśmy w tej dziedzinie w europejskiej czołówce. Myślę tu o papieskich pielgrzymkach... Dlaczego więc miałoby się nie udać? P - jak Polacy. To hasło łączy się z poprzednim. Z pytaniami zadawanymi cudzoziemskim kibicom: jak było? podobało się? udało się? Cóż, przecież te pytania świadczą o niepewności tych, którzy je zadawali. O ich niskiej samoocenie... Zdaje się, łatwiej w Polsce zbudować stadion niż wlać w polską duszę odpowiednią miarę pewności siebie. R - jak Rosjanie Pisałem o nich już wcześniej - więc tylko parę słów uzupełnienia. Rosjanie, którzy przyjechali na Euro do Polski, dzielili się na dwie grupy: kiboli i pikników. No i o mały włos, a ci kibole rozwaliliby nam imprezę. A w zasadzie - oni i ich polscy koledzy (po pięści). Ich bijatyka była obrzydliwa. No i miała swoje konsekwencje. Bo wystraszyła pikników. A przyjechało ich do Warszawy i Wrocławia tysiące - i to byli ludzie przyjaźnie nastawieni (co drugi mówił, ze miał babcię Polkę) , weseli, z pełnymi portfelami. Oni tu chcieli się zabawić, wydać pieniądze, spędzić miło czas. W pamięci zapadł mi reportaż, w którym restauratorzy z rozrzewnieniem wspominali rosyjskich klientów - jak się bawili, jak zamawiali, i jakie zostawiali napiwki. Ale to El Dorado było krótko - bo bitni młodzieńcy w dresach ludzi chętnych do biesiad wystraszyli. Widzę w tym rodzaj alegorii - wielki skrót stosunków polsko-rosyjskich. Że normalni ludzie, chcieliby bezkonfliktowo obok siebie żyć, zarabiać, dobrze się bawić... Ale co z tego, skoro zaraz przybiegną kibice-patrioci, będę wyć, będą bić i lżyć, wołać, kto dobry Polak (Rosjanin) a kto zły. I wciąż ich jest górą. S - jak sondaże W trakcie Euro opublikowano sondaże partyjnej popularności. O, media przyjazne Platformie natychmiast triumfalnie ogłosiły, że Euro służy PO, że partia Tuska poszła w górę, a partia Kaczyńskiego w dół. Nie mam zamiaru z takimi twierdzeniami polemizować. Chciałbym tylko na jedno zwrócić uwagę - te sondaże to raczej efekt chwilowych emocji. Będą one inne jesienią, i inne tuż przed wyborami. Wyborcy, którzy będą wrzucać swój głos do urny, nie będą kierować się opiniami, że zachodni oficjele chwalili nas za Euro. Myślę zresztą, że o czerwcowej imprezie w ogóle już nie będą pamiętać. Inne sprawy zadecydują. T - jak Tusk Nie wiem, czy premier jest tego świadom czy nie - że inne sprawy zadecydują. W każdym razie, póki co, stara się wyciągnąć z Euro maksimum partyjnej korzyści. Zresztą tak samo jak i Kaczyński. Prezes PiS ogłosił właśnie, ze Euro to była dla Polski bezprzykładna klapa. Na co Tusk replikował, że słysząc te słowa - wszystko mu opada. Jeden zacietrzewiony, drugi swawolny Dyzio. Obaj w partyjnym szyku - bo PO chciałoby, żeby opowiadano, że Euro to największy sukces Polski ostatnich lat, a PiS - odwrotnie - że to klęska i kompromitacja. Nudna i przewidywalna staje się polska polityka. U - jak Ukraina Nasz wspólnik. Czytam, że na Ukrainie ludzie jeszcze bardziej niż w Polsce cieszą się z Euro. Że są dumni z tej imprezy. To świetnie. A kiedy będą dumni, że z Polakami można współpracować, że dobrze się na tym wychodzi? W - jak wymiana Wołają co poniektórzy, że trzeba nowej wojny z PZPN, że Lato trzyma się stołka kurczowo, że najlepiej to taki związek rozwiązać, przepędzić leśnych dziadków na cztery wiatry. Hola! Oczywiście, można, tak jak w Rosji, że imperator wyrzuca trenera, wyrzuca szefa związku piłkarskiego, i czekać na wyniki. Tylko że one - jak się przekonaliśmy - w ten sposób nie nadejdą. Bo sukces nie polega na tym, że się skoszaruje 23 ludzi, i zmusi ich (albo i nie...) do ciężkich treningów. Sukces to różne ligi, rozgrywki, które się odbywają. Dziesiątki, setki tysięcy biegających za piłką chłopców, miliony kibiców, ta cała piłkarska kultura, która produkuje talenty i przyciąga sponsorów. Ale żeby to wszystko działało trzeba tysięcy sędziów, trenerów, działaczy. Takich właśnie leśnych dziadków. Przepraszam bardzo - ale kto niby miałby przyjść na ich miejsce? Owszem, czuję zażenowanie patrząc na zachowanie niektórych działaczy PZPN - ale przecież poziomem nie odbiegają oni od partyjnych aparatczyków. Taka jest Polska właśnie. Popatrzmy zresztą na piłkę w innych krajach - czy zachowania tamtejszych działaczy nie są odbiciem narodowych charakterów? Bo przecież inaczej funkcjonują kluby niemieckie, a inaczej greckie... I żeby była jasność - te parę zdań, to nie jest manifest bezsilności, tylko apel o rozważne zmiany. Z - jak zwycięzcy Już to ogłaszają - że wygranym Euro jest Polska. Bo zorganizowaliśmy bez zarzutu wielką imprezę, że piszą o nas, że jesteśmy świetni i w ogóle. Że Euro 2012 pobiło poprzednie imprezy, że frekwencja była wspaniała. Do tych ochów i achów podchodziłbym ostrożnie, ale nad jedna sprawą bym się pochylił - otóż tłumy na Euro pokazały, że Polacy lubią wielkie imprezy, i lubią emocje. I w gruncie rzeczy, zarówno PiS, jaki PO, tę potrzebę zapewniają. Więc jak PiS-owcy wypominają Tuskowi, że daje ludziom igrzyska, to warto ich zapytać - a czym są kolejne smoleńskie obchody? To przecież również impreza przyciągająca tysiące, wzruszająca uczestników. To też są igrzyska, tylko na inną nutę. Wzniosłą, patriotyczną. Siła Euro - gdy zastanawiamy się nad politycznymi konsekwencjami tej imprezy - nie polega na tym, że Polacy zachwycą się, że autostrada Łódź - Warszawa jest "przejezdna", i oddadzą głos na Tuska. Nic takiego nie będzie. To jest inną gra. To jest cios w "religię smoleńską", w te kolejne miesięcznice. Szaleństwo Euro zepchnęło je na daleki plan. To Euro, z piłkarzami, stadionami, autostradami, ocenami gości, rządzi dziś w Polsce zbiorową wyobraźnią. Klin klinem. Smoleńsk - stał się domeną rozważań nielicznych. I Kaczyński już tego nie odbuduje. Robert Walenciak Narodowy bzik - I część alfabetu Kto nam psuje zabawę? - II część alfabetu