Tu jesteśmy skrupulatni. Natomiast w polityce postępujemy zupełnie inaczej. Odsetek głosów, który oddali Polacy na różnej maści oszołomów, podejrzanych postaci, którym człowiek nigdy w życiu nie dałby do potrzymania nawet czapki, jest potężny. Podejrzewam, że tak się dzieje dlatego, że w Polsce polityka należy do innej dziedziny niż życie powszechne. W życiu codziennym kierujemy się przyziemną zasadą korzyści, rozumem. Zaś polityka w Polsce to nie domena rozumu - to show. To gry dworskie - kto na kogo co powiedział, kto kogo awansował. I gry mroczne - spiski, tajne służby, zamachy. Tu rządzą emocje. Co sprawniejsi politycy dawno już to dostrzegli. Janusz Palikot - człowiek bystry, który raczej twardo stąpa po ziemi, bo przecież inaczej milionów by się nie dorobił - kiedy wszedł w świat polityki, to udaje happenera, wygłupia się, bo wie, że w ten sposób osiągnie większy sukces niż nudząc o przepisach i kursie złotówki. Do Palikota ostatnio przyrównana została Joanna Kluzik-Rostkowska, która stwierdziła, że gdyby była zgoda co do wspólnej wizyty z Tuskiem, to nie byłoby katastrofy w Smoleńsku. Logiki nie ma w tym żadnej - równie dobrze można mówić, że gdyby poleciał do Miednoje to byłby cały, ale wolał Katyń. Ale przecież nie o logikę tu chodzi. Chodzi o emocje, o trzymanie pary pod kotłem. Bo za chwilę wybory samorządowe. W sejmie więc PiS powołał zespół, który ma wyjaśniać sprawę katastrofy smoleńskiej, a jego szefem został Antoni Macierewicz. Więc już wiemy, jak wyjaśni i co wyjaśni. Z kolei matka Przemysława Gosiewskiego mówiła na pielgrzymce rodzin Radia Maryja, że powinna powstać międzynarodowa komisja śledcza, badająca okoliczności katastrofy. Stowarzyszenie 10 kwietnia chce sprowadzenia szczątków rozbitego TU 154. A Zbigniew Ziobro broni krzyża, który został postawiony przed Pałacem Prezydenckim w dniach żałoby i teraz nie wolno go ruszyć. PiS rzuciło wszystko, co miało, w budowę legendy katastrofy smoleńskiej. To ma być sztandar tej partii. Która będzie wołać, że chce prawdy, choć wiadomo, że chce tylko takiej, jaka jest dla niej wygodna. Jeżeli uznamy, że w polityce emocje dla Polaków są ważniejsze niż zimna kalkulacja, to decyzja PiS-u, żeby "grać Smoleńskiem", "grać krzyżem", "męczeńską śmiercią prezydenta", "zamachem", jest jak najbardziej oczywista. Takimi rzeczami rozgrzewa się tłumy, a nie dywagacjami o prawach człowieka. Tej wszechogarniającej atmosferze rozgorączkowania uległ nawet nasz Kościół katolicki, przez lata całe oaza chłopskiego zdrowego rozsądku i powściągliwości. To już jest przeszłość, dziś mamy Kościół, a przynajmniej jego istotną część, w stanie politycznej gotowości. Biskup Pieronek, oceniając w "Rzeczpospolitej" kampanię prezydencką, zauważył, że nawet w roku 1991, kiedy Kościół poparł Wyborczą Akcję Katolicką (czyli ZChN), takiej agitacji w świątyniach nie było. W ubiegłym tygodniu mogliśmy czytać o kolejnych księżach, którzy agitowali podczas mszy na rzecz Jarosława Kaczyńskiego. Bo to wojna między aniołem a szatanem. I którzy straszyli wiernych, że głosowanie na Bronisława Komorowskiego to grzech śmiertelny. Że trzeba się z niego wyspowiadać, żeby móc przystąpić do komunii. Więc, jak rozumiem, ten, kto zagłosował na Komorowskiego i nie wyspowiadał się z tego, i nie odbył pokuty, trafi do piekła. Na zawsze. Kara to straszna. Poważnie do tego podchodząc - dla chrześcijanina najstraszniejsza. Tylko czy ktoś do tego poważnie podchodził? I ci, którzy grozili, i ci, którzy tego słuchali? Show ma to do siebie, że oglądamy je z zaciekawieniem, a potem, gdy się skończy, bijemy brawo i idziemy do swoich zajęć. PiS i niektórzy księża, przesuwając politykę w stronę emocji, myślą zapewne, że to dobry ruch, bo trzeba budzić Polaków. Umacniają ich w tym przekonaniu rzesze uczestników spektaklu. Ale nie biorą pod uwagę kilku czynników. Po pierwsze, psują państwo. Bo Pana Boga nie miesza się do polityki, a zasadą naszej cywilizacji jest rozdział Kościoła od państwa. Bo polityka to debata, a nie nabożne pieśni, więc wymaga refleksji, zastanowienia, a nie wykrzyczenia swojej prawdy. Po drugie, męczą Polaków. Bo w emocjonalnym rozdygotaniu to żyją rodziny patologiczne, zaś te normalne oddają się spokojnej pracy i umiarkowanym radościom. Po trzecie, sami się ośmieszają, bo nikt komediantów nie traktuje poważnie, a ulicznych kłótników obchodzimy z daleka. Po czwarte wreszcie, to działanie przeciwskuteczne, bo tyleż samo buduje PiS co i Platformę, której za cały program wystarcza pytanie: czy chcesz tych ludzi u władzy? Ciekaw jestem, ile jeszcze wyborów Kaczyński musi przegrać, by to zrozumieć. Robert Walenciak