Przez ten czas o Elblągu, mieście raczej cichym, wciąż grzmiało w serwisach informacyjnych, na czołowych miejscach. Jezu, gdyby tak policzyć, ile miasto musiałoby zapłacić za spoty reklamowe, emitowane w tym czasie, to okazałoby się, że pomysł referendum i przedterminowych wyborów należał do najlepszych biznesowych przedsięwzięć w historii miasta. Tyle dostać za tak niewiele... Inna sprawa to pytanie, czy Elbląg będzie miał dobry pomysł, jak ten tajfun popularności (zdaje się, że chwilowej) spożytkować... Czy choć część obietnic, które miastu składano, zostanie zrealizowanych. Szczerze w to wątpię. Ale co obywatele mieli igrzysk, to ich. Oczywiście, najazd politycznych liderów na Elbląg wynikał z twardej kalkulacji. Partyjnej i propagandowej. Oni wszyscy uznali, że walka o to miasto to jak prawybory we Wrześni - że elbląskie wyniki natychmiast staną się przedmiotem wielodniowych analiz i dyskusji w radiu i telewizji. Że kogo media okrzykną zwycięzcą, ten z taką opinią wkroczy w okres wakacji, a kogo okrzykną przegranym - ten za przegranego zostanie uznany. Dlatego też wszystkie partie rzuciły na Elbląg wszystkie swoje siły. PiS po to, żeby pokazać, że maszeruje ku zwycięstwu w całej Polsce, i że to nieuchronne. Platforma, by pokazać, że jeszcze wiele może. Palikotowcy, by udowodnić SLD, że to oni są górą. SLD-owcy, by to samo udowodnić palikotowcom. I jak to wyszło? Niejednoznacznie. Kandydat PiS uzyskał w pierwszej turze 31 proc. głosów poparcia i to jest jego sukces, on tę turę wygrał. Ale jest jeszcze druga tura i szansa na to, że pokona w niej kandydatkę PO, która uzyskała 21 proc., wynosi co najwyżej fifty-fifty. I rychło może się okazać, że PiS co prawda jest pierwszą partią, ale nie ma siły, by rządzić. A PO? 21 proc. w Elblągu to dla tej partii klęska, bo Platforma zdobywała tam ostatnio 36-40 proc. poparcia. Mamy więc czytelny sygnał, że ta partia zjeżdża w dół. Pytanie tylko, na jakim poziomie to zjeżdżanie się zakończy. Innymi słowy: Elbląg to ciąg dalszy porażek PO. W miarę obronną ręką wyszedł z elbląskiej potyczki PSL, bo zachował rolę języczka u wagi. SLD może być częściowo zadowolony, bo wprawdzie jego kandydat zdobył tylko 11 proc., ale akurat w Elblągu dużo lepszego wyniku Sojusz się nie spodziewał. Za to może być kontent, że zostawił w tyle kandydatkę Palikota, której nie pomogła nawet pomoc Aleksandra Kwaśniewskiego. Elbląg jest złym sygnałem dla PO, ale jeszcze gorszym dla Europy Plus i Ruchu Palikota. Więc tak naprawdę wybory w Elblągu nie pokazały nic, czego partyjne sztaby wcześniej by nie wiedziały. Że PiS-owi idzie, ale nie tak, jakby chciał. Że gigantyczne pieniądze, które partia ta wpompowała w kampanię, w niewielkim stopniu przełożyły się na dobry wynik. Że SLD wciąż kręci się w drugiej lidze, że pora nadchodzi na szersze otwarcia, zwłaszcza na środowiska innej lewicy. Jeśli chodzi o PO, to widać jak na dłoni, że ludzie od tej formacji się odwracają, że straciła ona 30-40 proc. poparcia i tyle samo mandatów. Oho, wszelkie ruchy odśrodkowe, które tę partię już nawiedziły, za chwilę jeszcze się wzmocnią. Tak więc wszyscy główni gracze są w połowie drogi. Jeszcze nie wygrali, jeszcze nie przegrali. Choć opowieści na ten temat snuć będą takie, jak będzie im wygodnie. Robert Walenciak