Jest już zresztą wytłumaczenie tego faktu - to "gierkomania", przypływ dobrych uczuć do epoki lat 70., żyjących w społecznej świadomości jako dobry czas. Takie przeświadczenie jest w społeczeństwie od lat, przypomnę tylko, że w roku 2004 przeprowadzono sondaż, w którym pytano Polaków, kto był najlepszym przywódcą w historii powojennej Polski? Zwyciężył, i to zdecydowanie, Edward Gierek. Wskazało go 49 proc. ankietowanych. Ok, dziś, po latach zohydzania Polski Ludowej podobne badanie wyglądałoby być może inaczej. Ale i tak zdecydowanym faworytem byłby Edward G. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego czasy Gierka są tak dobrze wspominane? Lepiej niż kolejne dekady III RP? Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest kluczem do zrozumienia Polski i Polaków. Zwłaszcza tych żyjących współcześnie. Liberalni publicyści bardzo chętnie tłumaczą, że kochamy czasy Gierka dlatego, że był to okres pożyczek, i my te pożyczki przejedliśmy, przepiliśmy i przebalowaliśmy. No, impreza się skończyła, trzeba było uregulować rachunki i wtedy nastąpiło wielkie trach. To prostackie tłumaczenie. Oczywiście, każdy wie, że epoka Gierka skończyła się 20-milardowym (w dolarach) długiem, że nadmiar inwestycji i złe zarządzanie zatopiły tamtą Polskę. Ale to nie znaczy, że w latach siedemdziesiątych mieliśmy czasy saskie! Przeciwnie! Jestem dziwnie pewien, że Polacy w okresie Gierka pracowali więcej niż obecnie, i byli - tego dzisiejsza młodzież nie zrozumie - z tego dumni. Tamta Polska, bez porównania biedniejsza niż dzisiejsza, potrafiła wybudować 557 nowych przedsiębiorstw, w tym 7 elektrowni i 71 fabryk domów, Port Północny. No i 2,5 mln mieszkań. Ale te inwestycje, materialny awans milionów Polaków - pisałem już o tym - to tylko połowa tajemnicy mitu lat siedemdziesiątych. Druga - to coś co nastąpiło w głowach. Gierek uruchomił w społeczeństwie potężne pokłady energii, optymizmu, poczucia, że jesteśmy na swoim. Że idziemy do przodu. I że do przodu idą wszyscy. I dyrektorzy, i robotnicy, i ci wielkich miast, i z najmniejszych miejscowości. Tam zresztą Gierek jest najlepiej pamiętany. Niewiele przecież by się udało, gdyby w Polsce tamtego czasu nie było tysięcy wykształconych inżynierów, ekonomistów, fachowców. Dla nich otwarcie na świat, to było spełnienie aspiracji i marzeń. To oni stanowili kadrę tamtej Polski - jeździli kupować licencje, dyrektorowali na wielkich budowach, kierowali zakładami pracy, planowali nowe osiedla mieszkaniowe. A budowano i w dużych miastach i w tych mniejszych - bo rozwój miał obejmować całą Polskę. Rozkwitała też klasa robotnicza. Miliony szły drogą awansu społecznego. To dla nich budowane były nowe osiedla, w których do dziś mieszka co piąty Polak. To dla nich był Fundusz Wczasów Pracowniczych, kolonie dla dzieci, no i mały fiat. A wieś, gdzie mit Gierka jest najmocniejszy? Te sprawy żyją w społecznej pamięci, a nie uściski z Breżniewem. Oczywiście, publicyści bliżsi PiS-owi chętnie przypominają, jak Gierek się z nim wycałowywał, jak przypinał mu order Virtuti Militari, i jak wpisywał do konstytucji przyjaźń ze Związkiem Radzieckim. No cóż, postępował dokładnie odwrotnie niż dzisiejszy PiS. Obdarowywał przywódców rosyjskich słowami przyjaźni i wierności, a jednocześnie gospodarczo do ZSRR się uwalniał. Czego najlepszym przykładem była budowa Portu Północnego i rafinerii, czyli wielki krok w kierunku uwolnienia się od monopolu rosyjskiej ropy. PiS, by dokończyć, ten wątek - werbalnie jest najgorszym wrogiem Putina. A w realu jesteśmy z roku na rok coraz większym importerem rosyjskiego gazu i rosyjskiego węgla... Oto więc siła epoki Gierka - wszystkim się poprawiło. Telewizja nie napuszczała jednych Polaków na drugich. Każdy miał pracę. Było poczucie, że się udaje, że idziemy do przodu. Że za chwilę wyrwiemy się z socjalizmu i sięgniemy Europy. Więc dlaczego to się zawaliło? Może zmiany wprowadzano za szybko? I, tak jak w Iranie, musiało się zawalić? Kłopot polega na tym, że nie mamy dziś na to pytanie uczciwej odpowiedzi. Oczywiście, mniej więcej wiemy, dlaczego Gierkowi się nie udało, ale tylko mniej więcej. Bo jego czasy opisywali i opisują głównie jego wrogowie. Ekipy zainteresowane tym, by myślano o nim jak najgorzej. A ludzie nie są głupi. O wadach, głupotach, i patologiach tamtych czasów też pamiętają. I że było tego za wiele... Ale ważą na szali i to co dobre, i to co złe. Potrafią porównywać. Choćby z czasami Balcerowicza, czy ze współczesnymi... Wiedzą ile zakładów, których załogi buntowały się w latach 1976 i 1980 dziś istnieje. Czy raczej - nie istnieje. Dlatego fenomen pamięci o latach siedemdziesiątych nie bierze się znikąd. Ma znacznie głębsze motywy, niż nam wmawiają. I to powinno być i ostrzeżeniem, i inspiracją równocześnie dla nas wszystkich.