Dwa przypadki w sam raz dla prokuratora
Trzeba wyjątkowej niezręczności, by na dniach przed 1 listopada ogłaszać, że ciała ofiar katastrofy smoleńskiej będą ekshumowane, że to bezdyskusyjne i nieuniknione. Bo tak chce prokuratura. Która ogłosiła, że będzie wydobywać trumny z grobów, otwierać je, wyciągać zwłoki. Biskup Pieronek mówił, że to profanacja, i trudno mi się z nim nie zgodzić. Już wyobrażam sobie rodziny ofiar, zapalające na grobach znicze, w poczuciu że za chwilę te groby będą rozkopane, a zwłoki znów gdzieś przewożone, oglądane.
To często zresztą będą kawałki zwłok, fragmenty tkanek, samolot uderzył w ziemię plecami, górny silnik, wirująca turbina, został wepchnięty do środka...
Ale, co tam!
Prokuratura powtarza swoje, argumentuje że musi to zrobić, bo tego wymaga śledztwo, a poza tym, dodaje, sekcji zwłok nie przeprowadzono zaraz po katastrofie. To znaczy, przeprowadzono ją, ale w Moskwie, robili to Rosjanie.
Dlatego też mamy jeszcze jedno śledztwo - w sprawie nieprzeprowadzenia w kwietniu 2010 sekcji zwłok. Ono ma wyjaśnić, dlaczego nasi prokuratorzy wtedy od polskiej sekcji odstąpili. Kto pamięta czas po katastrofie, tamtą atmosferę, oczekiwanie na trumny, pogrzeby, ten wie, dlaczego było tak a nie inaczej. Ale mamy inne czasy...
Cóż, cała sprawa już dawno wymknęła się rozumowi.
Jest w kraju grupa ludzi, którzy wierzą, że 10 kwietnia w Smoleńsku był zamach, i że zorganizowali go Tusk z Putinem, a ponieważ ta grupa dziś rządzi, to używa instytucji państwa, by to udowodnić.
Fascynujące jest (w swej grozie, niestety...) owo przekonanie. Prokuratura, zapowiadając ekshumacje, powołuje się na art. 209 kodeksu postępowania karnego. On zaś głosi, że "jeżeli zachodzi podejrzenie przestępnego spowodowania śmierci, przeprowadza się oględziny i otwarcie zwłok".
Przepraszam, na jakiej podstawie prokuratura podejrzewa, że katastrofa smoleńska nastąpiła na skutek przestępstwa? Czyli - zamachu? Bo Antoni Macierewicz to powiedział, "Gazeta Polska" to pisze, a Jarosław Kaczyński w to wierzy? I biedaczysko co miesiąc ogłasza, że już za chwilę "prawda zwycięży"...
Oni mówią o tym zamachu niemal od pierwszych dni po katastrofie, tylko że do tej pory nic nie przedstawili, by swoje tezy uprawdopodobnić. Miał być hel, miała być sztuczna mgła, miało być dobijanie rannych - jacyś ludzie te głupoty opowiadali, nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, by ktoś za to przeprosił.
Antoni Macierewicz opowiada, że w zniżającym się samolocie nastąpiła seria wybuchów, i on rozpadł się w powietrzu. To nic, że na wraku nie ma śladów wybuchów, że ani przyrządy samolotu czegoś takiego nie zarejestrowały, ani nic takiego nie usłyszeliśmy na nagraniach z czarnej skrzynki. No, chyba że za odgłos wybuchu uznamy sygnały "terrain ahead" i pull-up, pull-up"...
Ale dla wyznawców teorii zamachu to nic nie znaczy. - Czarne skrzynki zostały sfałszowane, co to dla Rosjan - tak mówią. No i cóż wtedy począć?
Wydaje mi się, że jest jakieś rozwiązanie.
Otóż widzę, że zwolennicy teorii zamachu też są podzieleni. Owszem, są tam polityczni pieczeniarze, przekonani, że granie smoleńską katastrofą przyniesie im korzyści, jest też grupa, która na tym zarabia - jedni publikują kolejne rewelacje, inni - jak na przykład pani Beata Gosiewska liczą na sute odszkodowanie. 5 mln zł. Tyle chce od państwa.
Ale przecież są też i tacy, którzy w tej kakofonii chcieliby jakichś argumentów... A wynik sekcji zwłok byłby dla nich ważny.
Więc OK., może warto zgodzić się na ekshumacje? Na przykład tych osób, których rodziny są za?
To przecież wystarczy. Jeśli prokuratura chce na zwłokach szukać śladów wybuchu, nie musi badać wszystkich. Jak wybuchło, to obsypało trotylem cały pokład samolotu...
A może wcześniej, zanim prokuratura zacznie rozkopywać groby, wystarczyłoby zapoznać się z protokołami sekcji tych dziewięciu osób, które były już w Polsce ekshumowane? A nie słyszałem, by na tych ciałach odkryto ślady materiałów wybuchowych...
Może więc trzeba przejść przez tego typu bolesne historie?
Ja rozumiem, że jeżeli sekcja nic nie wykaże, to i tak dla wielu (może nawet dla większości) wierzących w zamach, nic nie będzie oznaczało, znów wymyślą jakiś uzasadnienie, że Rosjanie zwłoki umyli, lub coś podobnego. Ale może dla jakiejś części takie argumenty będą ważne?
Nie miejmy złudzeń - taka katastrofa, jak smoleńska, to wydarzenie, które organizuje zbiorową wyobraźnię. Sam przecież się łapię na tym, że zastanawiam się, dlaczego tak się stało? I wciąż uważam, że są co najmniej dwie sprawy, do dziś nie wyjaśnione, nad którymi powinni pochylić się śledczy.
Po pierwsze, nie wiemy kto zarządził, by samolot lądował w Smoleńsku.
Bo wiemy, z zapisów czarnej skrzynki, że piloci meldowali, że w Smoleńsku jest mgła, i trzeba będzie szukać zapasowego lotnika. A potem pytali szefa protokołu dyplomatycznego Mariusz Kazanę, jaka jest w tej sprawie decyzja? A on odpowiedział, że decyzji jeszcze nie ma. Cóż to oznacza? Że oni na nią czekali. I nagle - nie wiadomo dlaczego - piloci zaczęli przygotowywać się do lądowania w Smoleńsku. Dlaczego? Po co szli w tę mgłę? Kto i kiedy im powiedział: jednak Smoleńsk. Ktoś zajrzał do pilotów i kiwnął głową? A może pilot wyszedł z kabiny, i decyzję poznał w salonce obok?
Druga sprawa dotyczy tajemniczej osoby w kabinie pilotów, której piloci tłumaczą co do czego służy. Musiał być to ktoś ważny, kto może wejść do kabiny, i przed kim piloci czują respekt. Czyli kto? Jest teoria, że to był gen. Błasik, który postanowił sobie dorobić, tak żeby zaliczono mu lot do Smoleńska, jako lot instruktorski. Czy jest jakieś lepsze wytłumaczenie?
Nie chcę dolewać oliwy do smoleńskiego ognia, ale te dwa przypadki, jeśli kiedykolwiek zostałyby wyjaśnione, są jak w sam raz dla prokuratora - bo przecież aż proszą się o zarzut o nieuprawniony nacisk na załogę.
Mam więc prośbę do wszystkich tych, którzy chcą katastrofę TU-154 badać, wyjaśniać itd.: jeśli chcecie badać ją na poważnie, a nie tylko po to, żeby skazać Tuska, spróbujcie rozwiać i te wątpliwości.