Więc piszę - COVID-19 jest jak najbardziej realnym zagrożeniem, i ci wszyscy krzykacze, którzy wołają, że pandemia to bzdura i pomysł na ograniczanie naszej wolności, błądzą. Ale przecież to nie oznacza, że powinniśmy pogrążyć się w paraliżującym strachu i pozamykać się w domach. COVID-19 powinniśmy potraktować nie jako śmierć czającą się w powietrzu, ale jako challenge, jako wyzwanie. Jako chwilowy kłopot, z którym my - ludzie myślący i pracowici - potrafimy dać sobie radę. Historia zna tysiące różnych wyzwań, z którymi ludzkość sobie poradziła. I teraz mamy następne. Tu chyba wszystko jest jasne - po pierwsze trzeba ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa, więc zakładamy maseczki. Ja wiem, że to mało wygodne, ale można się przyzwyczaić. Potraktujmy to jako rodzaj współczesnego savoir-vivre’u, mam szacunek do innych, więc nie chcę ich, mimo woli, narazić. Kłopot zaczyna się dalej, gdy wymieniamy po drugie, po trzecie itd. Otóż w dalszej kolejności działania powinno prowadzić państwo. A to państwo w sposób kompromitujący zawodzi. Pamiętam to doskonale, jeszcze na początku lata wszyscy fachowcy mówili, że jesienią nadejdzie druga fala COVID-19, i będzie ona zdecydowanie groźniejsza od tej wiosennej. Można było więc spodziewać się, że mając takie prognozy rząd przygotuje się do walki z drugą falą. Nic z tych rzeczy. Premier Morawiecki jeździł po Polsce i wykrzykiwał, że koronawirus w odwrocie, że pokonaliśmy go, tzn. rząd go pokonał: "Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się koronawirusa i epidemii. To dobre podejście, bo COVID-19 jest w odwrocie, już nie musimy się go bać. Trzeba pójść na wybory!" Takie rzeczy opowiadał, choć znał prognozy. Wtórowali mu inni. Innymi słowy, premier, ministrowie, świadomie wprowadzali nas wszystkich w błąd. I to jest najbardziej delikatne określenie ich słów... A przecież mając kilka miesięcy czasu, i wiedząc jak epidemia wygląda, wiedząc, że nadejdzie, można było do niej się przygotować. Po pierwsze, załatwić odpowiednią ilość testów - żeby było wiadomo, kto chory a kto zdrowy, żeby jednych z drugimi nie mieszać. Po drugie, zorganizować system testowania, tak by to działało sprawnie. I szybko. Po trzecie, przyjąć procedury działania - wiadomo, na lockdown Polska nie może sobie pozwolić, gospodarka musi działać, zorganizujmy to więc tak, by jak najmniej jej zagrozić. Po czwarte, zbudować infrastrukturę szpitalną - respiratory, łóżka, system leczenia. Po piąte, chodzi o ludzi, o lekarzy, pielęgniarki - żeby była ich wystarczająca liczba. Jak widać, to są różnego typu wyzwania, jedne łatwiejsze, inne trudniejsze do zrealizowania, sęk w tym, że to wszystko pozostało w przysłowiowym lesie. I przyznam, że jestem tym bardzo zaskoczony. Sądziłem raczej, że PiS urządzi wielki spektakl pt. przygotowania do drugiej fali. Bo takie szykowanie państwa to nie tylko działanie świadczące o przezorności rządzących, ale i nośne propagandowo. Jak w Niemczech była powódź, to kanclerz Schroeder nosił worki z piaskiem. I potem wygrał wybory. Tu premier Morawiecki miał niepowtarzalną szansę stanąć na czele przygotowań, ściągać testy, organizować szpitale zastępcze, szkolić ludzi... A tu nic. Odnoszę wrażenie, że jedyne czym ludzie z rządu się zajęli, to rozmaite biznesy związane ze sprowadzeniem testów, maseczek czy respiratorów. To na czym można zarobić. Reszta okazała się być poza zasięgiem ich zainteresowań i intelektualnych możliwości. Testowanie? Media puchną od relacji tych, którzy chcieli je przeprowadzić. Ile musieli się nadzwonić, najeździć (mogąc przy tym zarażać), naużerać, naczekać... Nic nie jest zorganizowane. Mamy gigantyczny bałagan, a do tego testów już niedługo może zacząć brakować. Zaczyna też brakować covidowych łóżek w szpitalach, coraz więcej zajętych jest też respiratorów. No i tradycyjnie brakuje lekarzy i pielęgniarek. Oczywiście, wiem że Polska to nie Chiny, gdzie w kilka tygodni pobudowano szpitale. Ale przecież państwo powinno mieć procedury na czasy wyjątkowe - i możliwość utworzenia szpitali zastępczych. Dla chorych na COVID-19. W domach wczasowych, w koszarach, w szkołach... Budynków, które można na szybko zaadoptować, nie brakuje. Owszem, brakuje lekarzy i pielęgniarek. Ale przecież można było zwiększyć personel medyczny, myślę przede wszystkim o tym niżej wykwalifikowanym, to jest przecież tylko kwestia finansów i organizacji. Trzeba też było pomyśleć o systemie ochrony personelu medycznego przed koronawirusem - bo to oni są najbardziej zagrożeni. To jest zresztą kolejna przygnębiająca informacja - na walkę z COVID-19 brakuje pieniędzy. Cholera! Na wszystko inne pieniądze są, a na walkę z pandemią nie ma? Czy to wszystko da się jeszcze naprawić? Totalny bałagan, który nam rząd zafundował, jest przygnębiający. Zwłaszcza, że gdy państwo nie działa, pojawiają się różne strachy, różne teorie. PiS przez lata budował narrację, że buduje silne państwo, w przeciwieństwie do tego z III RP, do państwa Platformy. A co zbudował? Owszem, to państwo jest silne, gdy trzeba przegonić demonstrantów, albo kogoś podsłuchać. Natomiast tam, gdzie trzeba pokazać zmysł organizatorski, rozwiązać problem, jest żałosne. Silne w gębie, a poza tym z dykty.