Czytam te komentarze z rosnącym zażenowaniem. To deprymujące, że dziennikarze tyle z tego gestu pojmują - że PiS pokłóci się z Kościołem. To dla nich jest najważniejsze! Patrzę na to zapowiadane wydarzenie zupełnie inaczej, można by powiedzieć - o 180 stopni inaczej. Nie sądzę, by za sprawą apelu doszło do jakichś istotnych napięć między Jarosławem Kaczyńskim a biskupami. I PiS, i Episkopat działają w innej przestrzeni, z innym historycznym horyzontem, więc żadnej kłótni tu nie będzie. Szkoda czasu, by nad tym się zastanawiać. Natomiast sądzę, że apel o pojednanie będzie czymś bardzo istotnym w stosunkach polsko-rosyjskich, że może być początkiem nowych czasów. I to nie tylko dlatego, że przypomina słynny list biskupów polskich do biskupów niemieckich "wybaczamy i prosimy o wybaczenie". Bo inna jest dziś pozycja Kościoła, i inna Polska. Tamten list, wystosowany z okazji millenium, nie zmienił polityki państwa, ale jego znaczenie mogliśmy docenić po latach. A apel obecny? Nikt nie ma wątpliwości, że stosunki polsko-rosyjskie są zaczadzone, że wszyscy ci, którzy chcieliby normalności, natychmiast są atakowani przez "prawdziwych patriotów". I że to już dawno przekroczyło granice i rozumu, i zwykłej przyzwoitości. Wciąż mam przed oczami obrazki z Euro 2012, bijatyki "kibiców". I relacje, że Rosjan, którzy chcieli w warszawskiej kawiarni napić się piwa czy zjeść lody, gromady wyrostków atakowały wrzeszcząc "ruska k...". To był podobno objaw polskiej dumy i polskiego patriotyzmu - tak to później tłumaczono. Ja uważam, że to było zwykłe chamstwo i buractwo, a nie żaden patriotyzm. Po stronie rosyjskiej też nie brakuje niemądrych gestów. Wielkoruski szowinizm ma podatny grunt. To wszystko się nakręca. Doszło do tego, że polityka polsko-rosyjska stała się zakładnikiem tych niby-patriotycznych zachowań. Kibolskich okrzyków. "Radek-zdradek", "Komoruski", "Tusk pod rękę z Putinem" - takie epitety są dziś codziennością. One paraliżują polityków, którzy mówiąc o Rosji nie potrafią wyjść poza banały i zawsze klepią, że Katyń, że PRL, i tak dalej... Paraliżują też wielu rozsądnych, wydawałoby się, analityków i publicystów, którzy naszą politykę wschodnią sprowadzają to prostackiej tezy, że im gorzej dla Rosji, tym lepiej dla Polski. I tyle. Koledzy, to dlaczego waszym patronem nie został jeszcze Feliks Dzierżyński - bo nie ma Polaka, który by więcej krzywd wyrządził Rosjanom niż on! Wizyta Cyryla I przypada w osobliwym momencie, bo między 15 a 23 sierpnia. Między rocznicą Bitwy Warszawskiej i rocznicą paktu Ribbentrop-Mołotow, a konkretnie: między 92. rocznicą bitwy i 73. rocznicą paktu. Oto wydarzenia sprzed trzech-czterech pokoleń, których świadkowie już nie żyją, odciskają piętno na współcześnie żyjących... A może jest odwrotnie - może współcześni Polacy, by uzasadnić swoje popędy, sięgają do historycznych masek? Stawiałbym na to drugie. Na to, że polski nacjonalizm wciąż szuka wroga. Że z żydokomuną poszło mu kiepsko, bo trudno ją znaleźć, a ile można wołać w kółko "Michnik-Michnik"! Z Niemcami - poza "dziadkiem z Wehrmachtu" - też jest kłopot, zresztą to unijny sojusznik. Więc Rosja w roli śmiertelnego wroga jest jak znalazł. Że to działa na polską duszę jak narkotyk - ta mieszanina strachu i pyszałkowatej wyższości. Apel Kościołów może tę nakręcającą się spiralę przerwać. W polskiej rzeczywistości będzie to głos, który prawicowo nastawionym wyborcom zakomunikuje, że czas na Rosję i Rosjan spojrzeć inaczej. Że groby to jedno, a żywi ludzie to drugie. Że okrzyki "ruska k..." to margines, coś wstydliwego. Może jestem niepoprawnym optymistą, ale uważam, że apel będzie historycznym wydarzeniem. To dobrze, że wystosują go hierarchowie - politycy w Polsce nie mają autorytetu, więc ich głos byłby mniej poważnie odebrany. Tuska, wołającego o zgodę i pojednanie, zakrzyczano by zaraz, że sprzedaje Polskę. Z kolei Kaczyńskiego by wyśmiano, przypominając, że w swoim życiu mówił już wszystko, i pytając, czy jest na proszkach czy nie. Kościół ma inną perspektywę. Nawiasem mówiąc, cieszę się, że biskupi zaczęli to dostrzegać. Oczywiście, zmiana wobec Rosji nie nastąpi szybko, to będzie długi proces. Leczenia. I ważny - z dwóch przynajmniej powodów. Po pierwsze dlatego, że antyrosyjska niechęć jest chorobą polskiej duszy. Ona odłącza racjonalne myślenie, buduje mury. Dziś patrzymy na Zachód, Wschodu zupełnie nie znamy. A Polska oddychać powinna - jak mówił wielki Polak - dwoma płucami. Po drugie, ze względów czysto pragmatycznych. Dlatego, że polityka naznaczona emocjami jest nieskuteczna, droga. Fobie i awantury kosztują. Polska przez lata całe reklamowała się jako pomost między Wschodem i Zachodem, jako wielki znawca tego co dzieje się za Bugiem. Efekt jest taki, że płacimy najdrożej ze wszystkich za rosyjski gaz, że tracimy rosyjski rynek, że to jest dla nas coraz bardziej obcy świat. Że, z drugiej strony, miliardy, które Rosjanie inwestują w Wielkiej Brytanii, w Niemczech, w Czechach, omijają nasz kraj. Polska nie jest oknem Unii Europejskiej na Wschód. Tym oknem są Niemcy, w jakimś też stopniu Szwedzi, inicjatorzy Partnerstwa Wschodniego. Kiedyś, jeszcze w czasach Polski Ludowej, Franciszek Szlachcic mówił - wzbudzając entuzjazm - że przyjaźń polsko-radziecka powinna być jak dobra herbata - gorąca, ale nie przesłodzona. Czasy się zmieniają, cukier wychodzi z mody, więc spokojnie można tę maksymę zmodyfikować. Że stosunki z Rosją rzeczywiście powinny być jak dobra herbata - bez słodzenia, ale rozjaśniająca umysł. Robert Walenciak