Jest piękna dziennikarska opowieść z reporterskiej wędrówki po Ziemiach Odzyskanych. Dziennikarz odwiedzał jednego z gospodarzy, siedzieli w chałupie, pili herbatę, rozpadało się. I do środka zaczęła kapać woda. Więc gospodyni, niewiele myśląc, postawiła pod kapiącą deszczówkę wiadro, i można było gadać dalej. Trzeba trafu, że ów reporter przyjechał w to samo miejsce rok później. I znów siedział z gospodarzem w chałupie, i znów zaczęło padać. Tak, tak! Znów gospodyni przyniosła wiadro, żeby woda nie kapała na podłogę. Ale tym razem dziennikarz nie wytrzymał, i zapytał: dlaczego nie załatacie dziury w dachu? Na co gospodarz podrapał się po głowie, i odparł rezolutnie: wiecie, gdy pada, to nie można. A gdy nie pada, to po co? Ta anegdota przypomniała mi się, gdy słyszałem premiera Morawieckiego tłumaczącego, dlaczego rząd nie przygotował się do drugiej fali pandemii. Bo w lipcu im się wydawało, że koronawirus słabnie... Więc działali jak ten wspomniany gospodarz. Najwyraźniej zupełnie nie przychodziło im do głowy, że po lecie jest jesień, i sezon chorobowy, i że fachowcy jak jeden mąż przestrzegają przed drugim uderzeniem epidemii. Więc teraz mamy krzyk, i próbę łatania dziurawego dachu, gdy wali ulewa... Ta próba wygląda mało ciekawie, system ochrony zdrowia, mówią o tym lekarze, jeżeli nie zostanie wzmocniony w trybie nadzwyczajnym, po prostu padnie. Zapcha się. Przestanie działać. Dlatego pytaniem najważniejszym jest: czy państwo da sobie radę? Tego nie wiemy. Natomiast możemy przewidywać, jak ekipa rządząca będzie działać. Otóż, każda korporacja, każda większa firma ma swój sposób działania, swoją wewnętrzną kulturę, jak to się modnie dziś mówi - swoje DNA. Najczęściej jest to wypadkowa temperamentu i sposobu działania szefa, proszę zresztą posłuchać wieloletnich pracowników jakiejś instytucji - oni wspominając dawne dzieje nie będą pamiętali dat, za to będą pamiętali prezesów, dyrektorów, i ich sposób kierowania. I będą operować określeniami - za Iksa, za Igreka... A jak będziemy określać specyfikę czasów PiS? Po pierwsze, zwróćmy uwagę na szefa - Jarosław Kaczyński jest w rządzie, jest wicepremierem i kieruje komitetem ds. bezpieczeństwa (i coś tam jeszcze), co samo w sobie brzmi makabrycznie. Nadzoruje wojsko, policję, służby specjalne, prokuraturę, służbę więzienną, częściowo sądy, i dyplomatów... To są więc dla niego najważniejsze elementy władzy, na nich się skupia. W ten sposób w Polsce implementowany jest wschodni model rządzenia, z potęgą tzw. siłowików. Rządzi partia i mundurowi. Jakie to daje efekty - przykładów mamy aż nadto. Po drugie, Kaczyński ma specyficzny sposób zarządzania - zawsze poprzez konflikt, poprzez kryzys, groźby. Tu spokoju nigdy nie ma, jest za to pełno oktanów. Lipiec, sierpień, te miesiące dobrze pamiętamy, PiS wygrał wybory prezydenckie, opozycja poszła w rozsypkę, można było się spodziewać spokojnych chwil. A były? Gdy nie było wroga zewnętrznego, bo poległ, oni sami zaczęli z sobą walczyć. Morawiecki z Ziobro, Ziobro z Kaczyńskim itd. I to na twardo. A teraz? Gdy okazało się, że system się wali, ludzie umierają przed szpitalami, a w kolejce, żeby sprawdzić, czy jest się chorym czy nie, trzeba czekać po wiele godzin, jaka był reakcja ludzi władzy? Bynajmniej nie pokora. Tylko kąsanie. Nagle winnymi okazali się lekarze, na nich zaczął rządowe niepowodzenia zwalać wicepremier Sasin, że nie chcą leczyć, winni okazali się nauczyciele, no i artyści. A gdy to wszystko nie zadziałało, władza sięgnęła po kolejny tradycyjny zestaw - aresztowania znanych ludzi. I bach! Zatrzymano Romana Giertycha, Ryszarda Krauze, i trzech ich współpracowników. To była przygotowana operacja, wymagająca koordynacji paru ośrodków. Giertycha zatrzymano przed gmachem sądu, zakładając mu kajdanki. Nie minęło kilka chwil, a swoją rolę zaczęły grać pisowskie media. Korespondent TVP w Berlinie nagle zaczął opowiadać o tym, kogo CBA zatrzymało. Na portalach prawicowych mediów pojawiły się informacje, jakie stawiane są Krauzemu i Giertychowi zarzuty. Błyskawicznie z jednego zrobiono złodzieja, z drugiego consigliere mafii. Ruszyła akcja ich opluwania. A potem sprawa trafiła do sądu, który miał zadecydować, czy wydać zgodę na aresztowanie podejrzanych. I sędzia Renata Żurowska tej zgody nie dała, argumentując, że w materiałach przedstawionych przez prokuraturę nie ma nawet uprawdopodobnienia stawianych zarzutów. Zapamiętajmy nazwisko odważnej sędzi, bo pewnie będą na niej się mścić. "Pomylono przychód ze stratą. A prokurator nie odczytał tego właściwie i pomyślał, że może coś uszczupliłem" - tłumaczył później Ryszard Krauze. I choć brzmi to komicznie, taka pomyłka, trudno się z tego śmiać... Ta sprawa wiele nam pokazała. Że służby specjalne trałują wszystkie sprawy, także te dawne, sprzed lat, w poszukiwaniu haków na bogatych Polaków, i na tych, którzy władzy zaleźli za skórę. I tymi hakami mogą być nawet kwity z lat 2010-2014, więc nie pierwszej świeżości. Nie mam wątpliwości, że wicepremier Kaczyński wiedział o planowanym zatrzymaniu Giertycha, sejmowa komisja śledcza ds. okoliczności śmierci Barbary Blidy pokazała jak takie rzeczy odbywają się w państwie PiS. Że są narady, że rozpisane są role. W sprawie Blidy pod jej dom wysłany został wóz transmisyjny z Warszawy. W sprawie Giertycha telewizja też swoją rolę odegrała. A także, takie odnoszę wrażenie, uruchomione zostały farmy internetowych trolli. Radość, że uderzono w Giertycha była wielka. Oto wróg Kaczyńskiego, który tak z niego szydził, ma kłopoty. Mam zresztą podejrzenia, że cała akcja przeciwko Giertychowi i Krauzemu nie miałaby miejsca, gdyby nie Kaczyński, gdyby nie jego naciski. Jako szefa Komitetu ds. Bezpieczeństwa... Bo jak wytłumaczyć sytuację, w której prokuratura i CBA mają sprawę sprzed 5-10 lat, pracują nad nią od dawna, i teraz nagle decydują się na zatrzymanie? Przecież musieli wiedzieć, że materiał mają słaby, musieli przewidywać, że gdy zawnioskują o areszt, trafi się sędzia, który to wszystko wywali do kosza. Cóż więc się stało, że z takim byle czym ruszyli do ataku? Czy nie dlatego, że ktoś im kazał? Więc zostały im tylko telewizyjne relacje, no i różne drwiny z Giertycha, że zemdlał, takie przymilanie się prezesowi. Mamy więc zapowiedź najbliższych tygodni i miesięcy - rozwijająca się epidemia, zapaść służby zdrowia, rosnąca wściekłość ludzi, i coraz bardziej brutalne działania władz. Zatrzymania, wrogowie zewnętrzni i wewnętrzni. I podkręcanie atmosfery. Średnio mi się to podoba. Wolę, by władza ludzi leczyła, niż prała im mózgi. Robert Walenciak