"To, że jesteśmy w dupie to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać"- mówił Stefan Kisielewski, i właśnie coś takiego się dzieje. Przykład pierwszy z brzegu - Bruksela huczy od komentarzy na temat planu Merkel-Macron, który ma podnieść europejską gospodarkę po epidemii koronawirusa. Program polega, w największym skrócie, na tym, że Komisja Europejska pożyczy pieniądze na rynkach finansowych, w sumie 500 miliardów euro, a potem rozdysponuje je tym, którzy najbardziej potrzebują i najbardziej na to zasługują, a pożyczkę spłacać będzie w następnych latach, z unijnego budżetu. To jest jedna propozycja. Ale są i inne. Parę dni temu ujawnił się blok pod nazwą "oszczędna czwórka", czyli Holandia, Austria, Szwecja i Dania. "Oszczędna czwórka" krytykuje plan Merkel-Macron, nazywając go "Unią długów". I proponuje, by ograniczyć go do dwóch lat, no i żeby pieniądze rozdysponowane przez Komisję były pożyczkami, a nie subwencjami. Z drugiej strony są głosy państw południa Unii, że Merkel i Macron nic odważnego nie proponują, że trzeba przynajmniej biliona euro, które powinno być przekazane najbardziej poszkodowanym, czyli Włochom, Hiszpanii, Grecji itd. Dyskusja trwa, Komisja Europejska (Ursula von der Leyen) lada moment ma przedstawić swoją propozycję, to wszystko jest nie tylko interesujące, ale i ważne. Niuansów jest przecież cała masa - spójrzmy choćby na propozycję pary Merkel-Macron: jak dysponowane byłyby pieniądze? Te 500 miliardów euro? Kto by konkretnie je dawał? Według jakich zasad? Spadku PKB? Liczby chorych? Dużym firmom czy małym? A może po uważaniu? Inne plany też wymagają prześwietlenia, bo jak wiadomo - diabeł tkwi w szczegółach. Pytań jest cała masa. Bo od tego jaki plan Europa przyjmie (a któryś przyjmie!), zależeć będzie nie tylko jej przyszłość ("jeśli zawiedziemy w obliczu historycznego kryzysu, czas Europy dobiegnie końca" - ostrzega szef Bundestagu Wolfgang Schauble, co wyczytałem w Interii), ale i przyszłość naszego pięknego kraju. I to w wielu płaszczyznach. Po pierwsze, w zależności od przyjętego planu, Polska może zyskać więcej lub mniej. Miliardów euro! Może przedsiębiorcy nie musieliby wówczas demonstrować? A policja nie musiałaby ich pałować? Po drugie, jest kwestia dostępności do tych pieniędzy. Po trzecie, pojawia się pytanie, czy Polska, ze względu na kwestie praworządności, może być wykluczona z takiej pomocy? Po czwarte, operacja nasycania Europy pieniędzmi niesie ze sobą polityczne skutki. Kto się wzmocni? Kto osłabi? Czy wzrośnie rola Komisji Europejskiej? A może Niemiec i Francji? A może samych Niemiec? Jak to zmieni Europę? Pytań jest cała masa. Więc należałoby spodziewać się jakiegoś zaangażowania ze strony polityków, no i mediów... Owszem, w mediach coś na ten temat się pojawia, ale najczęściej na zasadzie trzydziestej ósmej informacji, że coś tam gadają w Brukseli, i w Niemczech... Gdzieś daleko... Cholera! O Unii zaczynają mówić tak jak w czasach Polski Ludowej! OK. Mamy media, jakie mamy. A politycy? Czy Polska ma własne zdanie na temat planu Merkel-Macron? Czy jest w tej sprawie jakiś spór ekspertów? Tych w rządzie, i tych zbliżonych do opozycji? Czy bliżej nam do "oszczędnej czwórki", czy do państw południa? Który wariant jest dla nas lepszy? A może konstruujemy własną koalicję? Może mamy jakieś własne propozycje? By zorientować się, jak sprawy wyglądają, zerknąłem na stronę naszego MSZ. Cisza. Sześć informacji na pierwszej stronie. Jak domyślam się, to są najważniejsze sprawy, którymi żyje polska dyplomacja. Oto one. Wideokonferencja szefów MSZ na temat granic. Wiceminister o polskiej pomocy rozwojowej i humanitarnej. Wideokonferencja szefów MSZ Rady Państw Morza Bałtyckiego. 100. rocznica urodzin Jana Pawła II. Wspólne oświadczenie ministrów spraw zagranicznych Estonii, Gruzji, Litwy , Łotwy, Polski i Ukrainy w 76. rocznicę deportacji Tatarów krymskich. Koniec. Kropka. Oto polska dyplomacja w swej krasie. I jej zainteresowania. Halo! Przecież sprawy Unii Europejskiej zostały wyłączone z MSZ i przeniesione do Kancelarii Premiera. Może tam czegoś się dowiemy? Więc zaglądam na stronę Kancelarii Premiera. I co? Pierwsza wiadomość brzmi tak - premier: chcemy rozwijać Program zadaszeń boisk piłkarskich. Jezu... Znowu Tusk! A druga informacja? Trzecia? Że państwo inwestuje w czasie kryzysu, że ratuje miejsca pracy itd. A na koniec, że Mateusz Morawiecki odbył wideokonferencję z premierem Rumunii Orbanem (ale Ludovikiem), i wymieniali doświadczenia. O Unii Europejskiej i setkach miliardów euro - ani słowa. Ja rozumiem, że oficjalne strony naszej władzy robione są byle jak, na odwal. I mocno infantylnie. Rozumiem nawet media rządowe, że chwalą, że atakują, tym się zajmują więc żadnych głębszych analiz nie należy się tam spodziewać. Wiadomo, PiS ciągle o coś walczy, i taka jest tej partii uroda, w związku z tym telewizja publiczna też ciągle walczy. Ale poza tym wszystkim, tą całą propagandą, toczy się normalne życie. I dobrze byłoby, żebyśmy to życie zaczęli dostrzegać. Więc, szanowni politycy - w Unii dzielone są pieniądze. Miliardy euro. Na pewno kształtować to będzie przyszłość europejskiej gospodarki i całego kontynentu. I Polski również. Co wy na to? Kiedyś te sprawy rozumieliśmy. Gdy premier Leszek Miller wracał z Kopenhagi, z wynegocjowaną umową akcesyjną, bił mu brawa cały Sejm, a Jarosław Kaczyński osobiście gratulował. Kiedy premier Kazimierz Marcinkiewicz po negocjacjach budżetu Unii wołał: "Yes, yes", to była pierwsza wiadomość polskich mediów. Teraz jest cisza. Mentalny Polexit. To pokazuje miejsce w którym się znaleźliśmy...