Tego samego dnia prezydent Wołodymyr Zełenski, w wywiadzie dla telewizji tureckiej mówi, że jest gotów rozmawiać z Putinem, jest gotów z nim się spotkać, nawet pamiętając o tragedii w Buczy. Bo pokój ważniejszy. I teraz człowiek konfrontuje te wypowiedzi, i się zastanawia: co dalej? A może za chwilę Morawiecki zaatakuje Zełenskiego? I pokrzyczy na niego? Że chce negocjować ze zbrodniarzem? No, przecież wiadomo, że tego nie zrobi. Sytuacja jest inna - we Francji za chwilę mamy wybory prezydenckie, A głównym rywalem (rywalką) Macrona jest Marine Le Pen. Więc Morawiecki, atakując urzędującego prezydenta, próbuje go zdezawuować, i w ten sposób pomaga Le Pen. Czyli głównej sojuszniczce Putina w Europie, która, gdy była w Polsce (Morawiecki woził ją w honorowej asyście po Warszawie) mówiła, że Ukraina jest w rosyjskiej strefie wpływów i wszelkie próby zmiany tego stanu rzeczy nie powinny być podejmowane. Ale premier Mateusz o nic do Marine Le Pen pretensji nie ma. Nie pyta jej, ile bierze kasy od Putina, i co z nim uzgadnia... Więc aż prosi się zapytać: dlaczego w wyborach francuskich tak jawnie staje po stronie Le Pen? Po co? Gdzie jest tu interes Polski? Le Pen chce rozwalać Unię Europejską, chce ograniczać w Europie wpływy USA i jest wyjątkowo przychylna Putinowi oraz niechętna antyrosyjskim sankcjom. Więc chcemy, żeby w tym kierunku poszła Francja? Ech, od tygodni piszę o głupocie rosyjskich "elit", które atakując Ukrainę osiągnęły dokładnie efekty przeciwne, niż zakładały. No to też dodam, że gra Morawieckiego w interesie Marine Le Pen to właśnie rozgrywka w podobnym stylu. A teraz o rozgrywce innej wagi i klasy. Wojna. Wspomniałem już prezydenta Zełenskiego, który gotów jest usiąść do stołu z Putinem. Oczywiście, chciałbym, żeby na Ukrainie zapanował pokój, choć mam świadomość, że to nie taka prosta sprawa. Prof. Stanisław Bieleń w swojej pracy "Negocjacje w stosunkach międzynarodowych" analizuje styl negocjowania Rosjan. Oto parę zdań z tej akademickiej książki: "O ile zachodni dyplomaci przeważnie postrzegają negocjacje jako sztukę dochodzenia do porozumienia na drodze wzajemnych ustępstw, o tyle strona radziecka, a obecnie rosyjska widzi je jako walkę do wygrania - pisze. - Wszystkie ustępstwa strony przeciwnej postrzega się w tej kulturze negocjacyjnej jako słabość. Dość powszechne jest przekonanie, że Rosjanie nie szanują nikogo, kogo się przynajmniej trochę nie boją". I dodaje: "respekt wobec silniejszego i posługiwanie się siłą w negocjacjach nadal wyróżnia Rosjan na tle innych". Konkluzja jest więc prosta: o tym, jak wyglądać będzie umowa pokojowa zadecyduje starcie, które jest przygotowywane - wojna na wschodzie i południu Ukrainy o Donbas i obszar nadmorski. Eksperci twierdzą, że ta bitwa, w dużym stopniu toczona przez ciężkozbrojne formacje, zadecyduje o losach wojny. Kto ją wygra, ten będzie dyktował warunki. I mówią, że na razie szanse oceniane są na 50:50. Rosjan wzmacnia to, że gromadzą siły, i mają ich więcej, mają przewagę. Że wyciągnęli wnioski z nieudanych dla nich 40 dni wojny. A wyciągnęli, zwróćmy uwagę, już nie działają tak pochopnie jak w pierwszych dniach inwazji. Ukraińcy też się wzmacniają, przerzucają siły z zachodniej części. Ale nie tylko to - bo ściągają z Zachodu uzbrojenie, także ciężki sprzęt. Zachód zresztą nie ukrywa, że Ukrainie pomaga, że ta pomoc będzie coraz większa. Oto właśnie amerykański Senat uruchomił umowę lend-leasu, pozwalającą na szybkie dozbrajanie armii ukraińskiej. Trwa więc wyścig z czasem - czy ta broń w porę dotrze. Na logikę, powinno to zachęcać Rosjan do negocjacji - bo z każdym tygodniem wojny Ukraina jest coraz bardziej wojskowo związana z NATO. Nie na papierze, ale w realu. I ten nowy sojusz kwitnie. Ukraina dostaje NATO-wską broń i informacje wywiadowcze z NATO-wskich satelitów, jej żołnierze, operatorzy najnowocześniejszych dronów, szkolą się w USA. Współdziałanie jest coraz bliższe. To wielka ironia historii - Rosja zaatakowała Ukrainę, wołając, że to nie naród, tylko jakiś odłam Rosjan, i bijąc w dzwony, że Ukraina do tego zmierza do NATO (choć nie było na to większych szans). No to mamy teraz naród zjednoczony jak nigdy i świadomy swej odrębności. No i z armią zaprawioną w bojach, której coraz bliżej do Zachodu a nie Wschodu.