Przyznam, po raz pierwszy zwróciłem uwagę na Grodzkiego już po wyborach, wtedy gdy ujawnił, że PiS go kusił, że proponowano mu stanowisko ministra zdrowia. Zresztą, od tych słów zaczęła się parotygodniowa epopeja pod nazwą "PiS kupuje senatora". O tym "pozyskiwaniu" mówił Stanisław Karczewski, mówił też prof. Paruch, mówili tzw. dobrze zorientowani dziennikarze. I parę zdań muszę temu wydarzeniu poświęcić, bo w okresie od 13 października do 12 listopada było najważniejsze i przyciągało uwagę. Otóż oni wszyscy, Karczewski, Paruch, inni politycy i dziennikarze, opowiadali o tym, jak o czymś normalnym, ot, takiej politycznej grze. A publika słuchała z zaciekawieniem. Przepraszam, ale ten stan to patologia. Oto bowiem na naszych oczach trwały próby przekupienia demokratycznie wybranych senatorów. Oni nie byli wybierani jako senatorowie PiS-u, wręcz przeciwnie - jako antyPiS-u. Więc już sama zmiana barw w takiej sytuacji to jak zdrada. I splunięcie w twarz demokracji - bo po co wybory, skoro i tak jedna partia kupi sobie większość? Ale idźmy dalej. Zapytajmy - jak chciał kupić PiS senatora? Opowiadali o tym ci, którzy byli kuszeni. Proponowano im stanowiska w rządzie, były też propozycje dobrych kontraktów z państwowymi firmami. Innymi słowy - ofertę stanowiły stanowiska i pieniądze. Państwowe. Jak to nazwać? I jeszcze jedna kwestia - po cóż PiS chciał kupić senatora? Po to żeby mieć w senacie większość. A po co? No, nie po to, żeby marszałek Karczewski mógł zachować wygodne, służbowe mieszkanie... Ale po to, żeby Senat był częścią ciągu technologicznego, przyklepującego bez szemrania wychodzące z Sejmu ustawy. Innymi słowy, kupowano senatora, ale tak naprawdę kupowano ustawy, które PiS w przyszłości przez Senat zamierzał przepuszczać. Na naszych oczach rozgrywała się więc historia na kilka paragrafów. I naprawdę, dziwne jest, że wszyscy wokół milczeli. To jesteśmy tak zepsuci? Ale - teraz powiew optymizmu - senatorowie opozycji nie pękli, i wybrali swojego marszałka. To zmienia polską politykę. Bo już żadnego nocnego stanowienia prawa nie będzie. Senat ma na poprawki do sejmowych ustaw 30 dni. I pewnie będzie z tego prawa, w ważnych przypadkach, korzystał. Będą debaty, przesłuchania itd. Więc rola marszałka, który zawiaduje tym całym ruchem jest ogromna. Pod warunkiem, że będzie to czynił sprawnie i mądrze. A tego jeszcze nie wiemy. Wracam więc do Grodzkiego. Początkowo, wydawał mi się trochę zagubiony, zbyt flegmatyczny. Takie było pierwsze wrażenie. Ale okazało się, że potrafi energicznie działać. Pokazał to, decydując się na wygłoszenie orędzia w TVP. Ma do tego, jako trzecia osoba w państwie, prawo. Zaskoczył tym PiS. To było niesamowite, bo telewizja publiczna zaraz przed jego wystąpieniem wyemitowała materiał, w którym koncertowo go opluwała. Oto PiS w swej krasie - dwa tygodnie wcześniej proponowano mu posadę ministra zdrowia, i gdyby ją przyjął ta sama telewizja chwaliłaby go pod niebiosa. Człowiek roku! Ale nie przyjął, więc chlust! Wiadro pomyj... I czy ci ludzie, tak prości w swych odruchach, mogą być wiarygodni? I drugie zaskoczenie - samo wystąpienie. Na dobrą sprawę, chyba każdy spodziewał się politycznej sztampy. Bo co może powiedzieć polityk? I to taki świeżej daty... A Grodzki powiedział. "Nikomu nie wolno dzielić ludzi na lepszych czy gorszych, gdyż przeczy to szacunkowi dla przyrodzonej godności człowieka" - mówił. - Tylko wtedy, gdy spowodujemy, że wszyscy będziemy czuli się w naszym pięknym kraju szczęśliwi i spokojni o swój los, będziemy mogli uwolnić ogromną energię, która drzemie w naszym narodzie i która może przekształcić się w niezwykłe osiągnięcia i dokonania. Tylko wtedy będziemy mogli zapewnić naszym dzieciom, wnukom, i nam samym bezpieczeństwo i dobrobyt". W tym jego świecie wszyscy są równi, i każdy jest potrzebny. I profesor, i inżynier, i robotnik, i rolnik... Każdy ma swoje miejsce w społeczeństwie, na miarę swoich zdolności i chęci. A społeczeństwo każdemu powinno pomagać, i temu, którego spotkał zły los, i temu, który idzie jak burza, jest energicznym przedsiębiorcą... I nie ma podziału na lepszy i gorszy sort. I wzywani jesteśmy nie do wojny domowej, do jakichś bojów z siłami zła, które czyhają, tylko do wspólnej pracy... Nie wiem, jaka będzie polityczna przyszłość Tomasza Grodzkiego. Wszystko przed nim. Szczujnia już go obszczekuje, czy to wytrzyma? A czy wytrzyma tempo politycznego życia? Właśnie zagłaskują go sprzyjający PO dziennikarze - czy przed tym się obroni? A jak poradzi sobie z kolejnymi politycznymi pułapkami, które przed nim? Może być różnie, kariera polityka w Polsce to naprawdę zajęcie dla szczególnie zahartowanych. Ale życzę mu dobrze. Za słowa, które padły w jego orędziu. Proste, banalne wręcz, może i naiwne. Ale po latach gróźb, krzyków, mord zdradzieckich, tego całego chlewu, ożywcze i pachnące jak perfumeria.