Polska debata publiczna goni własny ogon. I tonie w informacyjnym bagnie. Powoli gaśnie temat skoku poparcia dla Konfederacji, a zaczyna się - który to już raz? - szukanie nowego lidera opozycji. Komentatorów jednak bardziej zastanawiają kuluarowe ploteczki, niż ideowe wypalenie polskiej polityki. Oczywiście pytanie, czy Rafał Trzaskowski mógłby zastąpić lub jako wicelider wspomóc Donalda Tuska, nie jest pozbawione sensu. Podobnie jak to, czy opozycja jest w stanie zrozumieć, że wszystko, co powiedzą i zrobią (a nawet czego nie zrobią) jej przedstawiciele, będzie użyte przeciwko nim, o czym przekonał się właśnie Bartłomiej Sienkiewicz. Wystarczyło, że w Polsat News powiedział o rozdawnictwie i tworzeniu przez władzę "marginesów społecznych", a propaganda rządowa natychmiast nazwała Platformę Obywatelską "partią pogardy". Co z tego, że zapewne chodziło mu o to, by w propozycjach socjalnych uwzględniać wartość pracy, skoro maszyneria medialna zrobiła z tego sieczkę i żadne tłumaczenia nie pomogły? Podobnie jest w przypadku papieża, którego łódzki pomnik został zdewastowany. Tymczasem każdy taki akt infantylnego wandalizmu nie tylko nie przybliża do żadnej prawdy, ale będzie działać na korzyść władzy, która z chęcią opowie, jak lewacka opozycja niszczy polską świętość. Taki jest koloryt tych czasów i nieubłagane reguły aktualnej polskiej polityki. Zmarły pod koniec marca znakomity historyk i socjolog prof. Paweł Śpiewak, którego słusznie opłakuje rodzima przygaszona inteligencja, bo mogłaby zazdrościć mu nonkonformizmu, zostawił dość ponury testament. W ostatniej "Polityce" opublikowano jego tekst, w którym gorzko wypowiedział się o partyjnych oligarchiach i o tym, jak marnuje się kadry, ponieważ nie liczą się kompetencje, lecz przynależność polityczna. Napisał o swoim zmęczeniu wszechobecną propagandą i jałowością debat, które niczego nie wnoszą, bo biorą w nich udział gadające kukiełki bez życia. Wyraził smutek, że religia stała się ideologią w wydaniu nacjonalistycznym, co doczekało się odpowiedzi w postaci "agresywnego i głupawego ateizmu". W tekście Śpiewaka uderza pesymizm, który jest mi bliski, ponieważ jest realizmem, choć nie otrzeźwia tych, których powinien. W świecie, w którym ideolodzy władzy - zmarły socjolog nazwał ich "trucicielami polskich dusz" - promują "szowinizm, nietolerancję i prostactwo", co obezwładnia społeczeństwo, trzeba szukać nowego języka, a nie tylko personalnych szachów. Jeśli powiada się, że Tusk osiągnął maksimum poparcia dla swojej formacji, a Trzaskowski mógłby je zwiększyć, warto zapytać nie tylko o to, czy prezydent Warszawy ma ochotę wrócić do ogólnopolskiej polityki, ale też o to, czy przyniósłby ze sobą coś więcej, niż tylko powtarzaną na wiecach frazę o "niesamowitej energii". Żeby zmienić dziś bieg spraw, należałoby raczej znaleźć sposób, aby tę mityczną energię rozpalić, skoro płoną dziś tylko żelazne elektoraty. Śpiewak słusznie zauważył, że nawet afery władzy nie budzą już emocji. I brutalnie skonstatował, że "scena publiczna oddala się od nas". "Już nawet nie jest obca, wstrętna, zniechęcająca, ale po prostu pusta, żadna, w której tak bardzo nie chcę się rozpoznać" - wyznał i dodał, że nie ma także "żadnej refleksji, myśli, programów". Ktoś się żachnie, że przecież zaproponowano tzw. babciowe, ale to raczej efekt taktyki politycznej, niż dalekosiężnej wizji przyszłości. Jeśli popularny Trzaskowski zdecydowałby się w jakiejkolwiek konfiguracji zaistnieć wraz ze swoim ruchem samorządowym w ogólnopolskiej polityce, musiałby taką wizję ze sobą przynieść. Czas płynie. Stare klisze się wypalają. Oczywiście różni przedstawiciele opozycji politycznej - tzn. takiej, której głos dociera dalej, niż do baniek informacyjnych - mają prawo niepochlebnie wypowiadać się o beneficjentach 500+, wyśmiewać papieskie kremówki rozdawane w PKP albo zaostrzać antyklerykalną retorykę. Ale - jak celnie zauważył prof. Marek Migalski - to PiS daje poczucie grupowości, przyciąga wizją wymiernych profitów, adresuje się do dumy narodowej i nadziei, a nie opozycja. Ona zajmuje się sama sobą, odcina się od wyborców konserwatywnych, których mogłaby zdobyć, jej liderzy i elektoraty wzajemnie się zwalczają, a tymczasowe zrywy i charyzmatyczne wystąpienia to za mało. "Jeśli nas Matka Boska nie obroni, / To co się stanie z Polakami? / Codzienne modły więc zanoszę do Niej, / By ocaliła nas - przed nami" - śpiewał przed laty Jacek Kaczmarski. Coś w tym jest. Przemysław Szubartowicz Czytaj również: Oblicze tej ziemi