Po II wojnie światowej, po Holocauście, cywilizacja europejska ulegała marzeniu - które wzięła za konieczność historyczną - że wojna w takim wymiarze nie może się powtórzyć. Trauma Auschwitz miała otrzeźwić ludzkość na tyle skutecznie, że to tragiczne dziedzictwo było wręcz pojmowane w kategoriach impulsu obezwładniającego nienawiść i freudowski popęd śmierci. Z pokolenia na pokolenie groza gasła, a cieplarniany klimat nowoczesnego świata sprawił, że przestroga wyparowała. Obozy, przemoc, broń masowego rażenia? Dla młodego pokolenia w Europie, które lokalne XX-wieczne konflikty w egzotycznych miejscach, często brutalne, znało tylko z opisów prasowych, wojenna machina śmierci to komiks i popkulturowe fantazje. Dlatego z takim osłupieniem zdajemy sobie nagle sprawę z tego, że rosyjski dyktator - przyparty do muru, w chwili rozpętania psychozy strachu - może się nie zawahać. Poważni politycy, dyplomaci, światowi przywódcy zaczęli o tym rozmawiać, wprowadzili taką ewentualność do codziennego dyskursu, choć wyłaniający się z tych opowieści scenariusz kojarzy się raczej z jakimś apokaliptycznym filmem czy grą komputerową, niż z realną przyszłością, jaka może nas spotkać. Albert Camus zanotował we wrześniu 1939 roku, że "początek wojny jest podobny do początków pokoju: świat i serce nic o nich nie wiedzą". I jeszcze (komentując uwagę Jeana Paulhana, że wojna 1939 nie zaczęła się w atmosferze wojny 1914): "Naiwni, co wierzą, że potworność ma zawsze tę samą twarz, naiwni, co nie potrafią się oderwać od wyobrażeń, którymi żyli". Wybitny filozof miał zapewne na myśli to, że w naturze człowieka leży ignorancja i że najdonioślejsze wydarzenia historyczne nie są w stanie wyrwać go z błogiego letargu, dlatego zawsze jest zaskoczony, zwłaszcza gdy przychodzi najgorsze. Zygmunt Freud w eseju "Aktualne uwagi o wojnie i śmierci" z 1915 roku zauważył - pisząc o wojnie, "w którą nie chcieliśmy wierzyć" - że przyczyniła się ona "do ujawnienia tego, że narody cywilizowane znają się i rozumieją w tak niewielkim stopniu, iż jeden może powstać z nienawiścią i pogardą przeciw drugiemu". Brzmi znajomo? Właśnie. A przecież od tych słów i od tamtej wojny minęło nieco ponad sto lat. Putin w Buczy pokazał, jak znikoma jest to perspektywa. Krzysztof Zanussi - odnosząc się do felietonowego stwierdzenia pisarki Doroty Masłowskiej "boję się, że za mało się boję" - powiedział niedawno w swoim facebookowym wideoblogu, że świat beztroski, jaki ludzkość sobie zbudowała, jest bardzo mylący i niebezpieczny. A to dlatego, że wciąż oferuje obietnicę, że nic się nie zdarzy. Tymczasem - stwierdza twórca "Barw ochronnych" - dziś wisi nad nami bardzo zła wiadomość: czy aby nie jest tak, że III wojna światowa tak naprawdę już się zaczęła? "Warto sobie uświadomić, że to, co było, nie tylko nie wróci, ale że tak dobrze, jak było, nie będzie" - konkluduje reżyser. I o ile Kasandrą jest zapewne tylko z pozoru, o tyle jako jeden z nielicznych nie chce dać się zwieść cukierkowym mirażom. Nawet jeśli Putin nie użyje broni jądrowej - choćby w ograniczonym zakresie, dla przestrachu i przełamania wojennego tabu - ponieważ nikomu na świecie się to nie opłaca, ludzkość - która chyba sama sobą się już znudziła, a na pewno stoi przed perspektywą nowej dekadencji i pustki - nie ucieknie już od pytań o wojenną przyszłość, budowę nowego ładu geopolitycznego, skutki kryzysu finansowego, biedę, katastrofę klimatyczną itp. W wymiarze jednostkowym zaś od pytań o znaczenie śmierci i tego, że czasy błogiej ignorancji się skończyły. Jak to ujął w wierszu "Doomsday" Jorge Luis Borges: "W każdej chwili może się okazać, że kur zapiał po trzykroć. / W każdej chwili klepsydra upuszcza ostatnią kroplę". Przemysław Szubartowicz