Opisany przez TVN24 proceder, z którego ani minister Czarnek, ani premier Morawiecki, ani nikt z PiS się nie tłumaczy, ponieważ rządzący wolą iść w zaparte i naśladują sławnego szatniarza z "Misia" Barei, powinien być dzwonkiem alarmowym dla opozycji, aby nie popadała w nadmierny optymizm. Dotowanie powiązanych z ludźmi władzy organizacji, którym resort edukacji przekazał miliony, choć wiele złożonych wniosków już na wstępnym etapie otrzymało negatywną ocenę od ekspertów ministerstwa, interpretowane jest jako próba uwłaszczania się za publiczne pieniądze i budowania lokalnej oligarchii. A to oznacza, że nikt w PiS nie chce brać pod uwagę realnej utraty władzy, co wiązałoby się z odpowiedzialnością prawną lub co najmniej weryfikacją sądową. Willa Plus nie jest po to, by zamienić ją w Celę Plus. Willa Plus to niejedyny przykład Tuzom liberalnej publicystki i rozentuzjazmowanym politykom opozycji, którzy - choć skłóceni i rozbici - snują już wielkie plany na przyszłość, wypada przypomnieć, że od ośmiu lat realizowany jest w Polsce wielki projekt odwracania znaków. To, co dawniej uchodziło za obciach, dziś jest powodem do dumy. To, co kiedyś skłaniało polityków do dymisji, teraz umacnia ich na stołkach. To, co w zamierzchłych czasach definitywnie wywracało układy rządowe, obecnie je buduje. Każdy pamięta, że afera Rywina skończyła się komisją śledczą i finalnie wysadzeniem w powietrze lewicy na długie lata, były minister transportu Nowak został zdymisjonowany za aferę z zegarkiem, a nielegalne nagrania pogaduszek politycznych w restauracji zmiotły Platformę Obywatelską. Żadna porównywalna afera PiS nie wywołała trwale podobnych skutków. Przykład z Willą Plus nie jest jedyny. Niedawno Radio Zet opisało przypadek 30-latka, który założył firmę o kapitale 5 tysięcy złotych, a 10 dni później Narodowe Centrum Badań i Rozwoju zarekomendowało przyznanie mu prawie 55 milionów dofinansowania w ramach konkursu - nomen omen - "Szybka Ścieżka - Innowacje Cyfrowe". Dzisiejsza "Rzeczpospolita" opisuje działalność podległego ministrowi kultury Funduszu Patriotycznego, który także dotuje - między innymi na zakup nieruchomości - fundacje powiązane z władzą. Jak czytamy, obowiązuje tu taka sama zasada jak w przypadku dotacji przyznanych przez ministerstwo kierowane przez Czarnka - po pięciu latach nieruchomości mogą być sprzedane. I właśnie to budzi największy sprzeciw. Rozmach wprost proporcjonalny do znieczulicy Na odsiecz PiS ruszyli obrońcy, którzy szukali analogicznych przykładów w przeszłości, ale okazało się, że przywołane w tym kontekście Kolegium Europy Wschodniej to fundacja, która nie ma wśród fundatorów osób fizycznych, więc posiadanej przez nią nieruchomości nie da się odsprzedać, a poza tym są z nią związani także przedstawiciele obecnej władzy, nie jest to zatem organizacja monopartyjna. Wygląda na to, że rozmach obecnej władzy jest nie tylko niespotykany, ale zarazem wprost proporcjonalny do społecznej znieczulicy, co jest ważnym argumentem w dyskusji o tym, jak bardzo przez ostatnie lata zmieniły się w Polsce obyczaje. Ani rządzący nie przejmują się opisywanymi przez media skandalami, ani społeczeństwo nie odwzajemnia się znaczącym odebraniem poparcia. Środowiska opozycyjne zdają się nie rozumieć, że dawno skończyły się czasy, gdy pycha kroczyła przed upadkiem. Przekonanie, że wszystko jest już przesądzone i wystarczy poczekać, wystawia im świadectwo głębokiej naiwności i infantylizmu. Skoro władza jest bezczelna i czuje się bezkarna, a do tego zmienia ordynację i zwiększa środki na propagandę, to z pewnością nie dlatego, że zamierza przestać rządzić i szuka sobie miękkiego lądowania. W tym sensie jesienne wybory nie będą zwykłym demokratycznym pojedynkiem, co dla pań i panów z opozycji może okazać się sporym zaskoczeniem. Przemysław Szubartowicz