Podział na Polskę europejską i Polskę "suwerenną", na Polskę Tuska i Polskę Kaczyńskiego, na Polskę praworządności i Polskę reasumpcji, na Polskę wartości Zachodu i Polskę fobii narodowych - z pewnością zwolennicy władzy i przeciwnicy opozycji inaczej by to ułożyli i nazwali - będzie fundamentem najbliższej kampanii wyborczej. Polexit bowiem przestał być pustym słowem, a stał się tematem debaty publicznej, zapalnikiem sporu, wywołuje lęki i emocje. I nawet jeśli władza zapewnia, że Polski wyprowadzać z Unii nie chce, to opozycja wie, że w Wielkiej Brytanii też miało być inaczej, a poza tym polexit już tu dawno jest i polega na łamaniu konstytucji, instalowaniu dublerów, lekceważeniu wyroków, dewastowaniu dyplomacji, itd. Brakuje tylko aktu formalnego, a i on nie jest trudny do wyobrażenia. Polska jest jedna, choć skłócona i rozgorączkowana, ale ojczyzny są dwie. To, co jest na wierzchu, co na co dzień obserwujemy pod postacią "wojny domowej" (np. PiS-u z anty-PiS-em), polaryzacji społecznej, ma swoje źródła duchowe, kryje się w narodowej nieświadomości i nieusuwalnie odciska piętno na rzeczywistości. O co chodzi w tej metaforze? "W twojej ojczyźnie karki się zgina / Przed każdą władzą, (...) // Moja ojczyzna świat cały bierze / W ramiona krzyża" - pisał Antoni Słonimski w sławnym wierszu "Dwie ojczyzny", wielokrotnie i różnie interpretowanym (bardzo ciekawie przez Jana Józefa Lipskiego), ale wskazującym, że marzenie pięknoduchów o zszyciu narodu, o zgodzie narodowej, o powrocie do jakiejś jedności jest tylko mirażem. Coś więcej dzieli Polaków, niż dyktują nam pozory gazetowej codzienności. Słonimski pisał swój wiersz w 1938 roku, ale temat dwóch ojczyzn - tej polskiej klątwy każdej epoki i każdego momentu historycznego - powrócił tuż po wojnie za sprawą utworu Tadeusza Borowskiego, zresztą pod tym samym tytułem. "To twoja wolność - śmierdzący samogon / i byle dziwka w trykotowej bieliźnie, / a moja wolność - czysty nieba ogrom. / Dlatego mamy dwie różne ojczyzny" - pisał legendarny i tragiczny poeta w swoich "Dwóch ojczyznach". I dalej: "Tobie Ojczyzną - transakcja giełdowa / i wory mąki schowane po kryjomu, / a mnie Ojczyzną - komora gazowa / i oświęcimski płomień. (...) // Tobie Ojczyzną - spokojny kąt, i kark, który posłusznie się gnie, / a mnie Ojczyzną - spalony dom / i rejestracja w NKWD"... Litania różnic - nazwanych czy tylko przeczuwanych - jest nieskończona. Andrzej Bursa pytał Boga z wyrzutem, dlaczego uczynił go Polakiem, Jan Rybowicz pisał o "Kraju Odwróconym", nawet poeci rocka wyśpiewywali swoje hymny i albo tęsknili za inną ojczyzną, albo rozmijali się z minionymi lub nadchodzącymi pokoleniami. Mrożek czy Gombrowicz też zgłębiali polskość rozpaczliwie, Wyspiański dał nam szalone "Wesele" trwałych pęknięć, współcześni reżyserzy, jak Smarzowski (w kolejnym "Weselu"!), rozdrapują rany. Ojczyzna jest Miłosza i Herberta, Przybosia i Grochowiaka, Mickiewicza i Norwida, jest nią muzyka, język, służba, a nawet śmierć, ale nigdy nie jest ona (ojczyzna) jedna. "Na schodach mijaliśmy się nie mówiąc sobie nic. / Dopóki noża w brzuch nie wsadzi - wszystko gra! / A wszystko nas dzieliło - łączył nienawistny fryc, / No, ale tamten był w AL - a ja w AK" - to już Kaczmarski. Donald Tusk podczas demonstracji powiedział w imieniu opozycji, że "chcemy Polski niepodległej, europejskiej, demokratycznej, praworządnej i uczciwej". Jarosław Kaczyński mógłby powiedzieć to samo, ale "w jego ojczyźnie" niepodległość, europejskość, demokracja, praworządność i uczciwość znaczą coś zupełnie innego. Jedna Polska, dwie ojczyzny, ale wybór wspólny. Przemysław Szubartowicz