Co prawda Zdzisław Krasnodębski dodał do tego szereg zastrzeżeń, ale w czasach czerwonych pasków w TV i memów liczy się jedno, najważniejsze zdanie, choćby było i wyrwaną z kontekstu połową zdania. Cała teza brzmi mniej więcej tak: Rosja jest brutalna, okrutna, najbardziej prawdopodobnie chciałaby z Polską krwawej wojny i podboju. Ale my to wiemy. Wiemy, że Rosjanie są dla nas niebezpieczni, od lat - lepiej lub gorzej - się przygotowujemy na ewentualność ich ataku i staramy ich odstraszać. Służy temu NATO, sojusz z USA, amerykańscy żołnierze w Polsce, negocjacje w sprawie tarcz rakietowych, zakupy broni. Wiemy też, że Rosja używa jako broni innych środków, stąd nasza walka o dywersyfikację dostaw gazu. Inaczej jest z Zachodem. Przez lata byliśmy nim zachłyśnięci. I przyjmujemy wszystko jak leci. Trochę w tym prawdy można znaleźć. Najpracowitsi studenci wyjeżdżali pracować w unijnych czy wprost rządowych niemieckich lub francuskich strukturach i przejmowali tamto myślenie, jako ludzie ambitni i nowocześni. Polski zaczynali lekko się wstydzić. Zanim się człowiek obejrzał, z francuska zaciągali albo mówili nosowo jak Hiszpanie. Duża część świata polskiej polityki i większość elit, z całym światem celebrycko-artystycznym włącznie, uważa, że powinniśmy robić wszystko, co nam Zachód każe lub wskaże, gdyż jest on bardziej oświecony, mądry i przyzwoity. Były europoseł Marek Migalski - gdy jeszcze udawał, że ma inne poglądy niż teraz udaje, że ma - stwierdził na temat swojej europarlamentarnej koleżanki Róży Thun, iż jest tak euroentuzjastyczna, że gdyby Unia Europejska wynalazła syfilis, to pani Róża przyklasnęłaby temu wspaniałemu wynalazkowi. Nie mam zbyt dobrego zdania o Migalskim, ale to mu się akurat udało. Tak się nie godzi! Pozostaje pytanie, czy Krasnodębski ma rację. I czy intencje Zachodu, czyli zapewne przede wszystkim Niemiec i unijnych instytucji, są wobec naszego kraju niezbyt czyste. Przeciwnicy profesora stwierdzili oczywiście, że to wypowiedź haniebna, tak się nie godzi i tak dalej. Ale też, zauważyli, Krasnodębski wykładał przez lata w Niemczech i jest europosłem. Brał kasę od Niemców i z Unii, cha, cha, rozumiecie, i pisze o niemieckim czy zachodnim zagrożeniu. Boki zrywać. To tak jakby poseł z Kalisza w Sejmie krytykował rząd. Albo naukowiec z Krakowa, pracując na Uniwersytecie Warszawskim, krytykował stolicę. Ale zaraz, zaraz, przecież im chyba wolno? A może mają właśnie lepszą wiedzę i skalę porównawczą? Co więcej, jako naukowiec, w dużym stopniu Krasnodębski właśnie tym się zajmował. No ale - odpowiedzą jego przeciwnicy, z byłym politycznym kolegą Pawłem Kowalem włącznie - ta wypowiedź to woda na młyn propagandy Putina. Ale przecież profesor jasno wyjaśnił swój stosunek do Rosji. Jak więc Polaków przekonać, że tacy jak Zdzisław Krasnodębski nie mają racji? Myślę, że powinien zrobić to sam Zachód, a politycy mający tam świetne kontakty, wszystkie drzwi otwarte, mający w pełni zachodnie maniery z piciem malwazji i słuchaniem Mahlera włącznie, powinni Zachód przekonać do kilku prostych ruchów, które nas z kolei przekonają. Przekonajcie nas Po pierwsze do tego, by w chwili zagrożenia przestał nas dodatkowo kopać. Nie chcieć przyznawać pieniędzy na utrzymanie uchodźców (których los tak rzekomo jest dla niego ważny). Nie blokować pieniędzy z KPO pomimo, że spełniliśmy kluczowy, stawiany nam warunek. Wspierać inwestycje takie, które umacniają naszą gospodarkę i samodzielność, takie jak duże lotnisko w środku Polski. Nie gnoić polskich kopalń kosztem kopalń niemieckich czy czeskich. Nie blokować rozwoju energii atomowej kosztem Niemców. Przychylnie patrzeć na polską przedsiębiorczość, także spedycję, a nie traktować jej jako śmiertelnego zagrożenia. Wspierać polskie firmy podwykonawcze, a nie przedstawiać jako zagrożenie dla racji stanu jak robią to Francuzi. Wspierać, dotować, nagradzać, także takie projekty badawcze, filmy, książki, które mówią o tym, co u nas było dobre, a nie tylko takie, które dowodzą, że Polacy są i byli stadem, dzikich antysemickich, homofobicznych podludzi. Nie krytykować za upolitycznienie sądów, gdy się ma samemu podobne, upolitycznione regulacje i systemy wyboru w sądownictwie. Mógłbym tak ciągnąć. Zresztą jak ktoś będzie zainteresowany - chętnie pociągnę. Przekonajcie więc nas głupich, zacofanych, nieufnych, gorszych. Przekonajcie, że jesteście gotowi pozwolić nam rządzić się samemu, bo tym jest suwerenność. A wtedy albo przekonam profesora Krasnodębskiego, by przeprosił, albo sam za niego przeproszę. Jak to kpiono kiedyś z polskich biskupów jednających się z Niemcami: "przeprosimy i o przebaczenie poprosimy".