Film miał być wyświetlany w telewizji Al Jazeera. W rzeczywistości nie jest. Ma pochodzić z tegorocznego mundialu. W rzeczywistości został nakręcony wiele lat temu. Ma pokazywać ukraińskich kibiców, a naprawdę nie wiadomo kogo pokazuje. Jedyne, co w nim prawdziwe to to, że filmowani mężczyźni "hajlują" - wykonują nazistowskie gesty. Oczywiście, podobnie jak w przypadku większości innych tego rodzaju produkcji, nie ma niezbitego dowodu na to, że fałszywka jest produktem rosyjskich władz. Podobnie jak w przypadku tysięcy zamachów, przewrotów, akcji propagandowych, rozgrywek politycznych przeprowadzanych przez ZSRR i Rosję w ciągu ostatnich 105 lat. Ale tylko idiota lub szczery komunista może uwierzyć, że jest inaczej. Polskie serwisy Fakehunter (którego jestem zresztą jednym ze współtwórców) czy Demagog obnażyły już setki rosyjskich produkcji propagandowych, które robiły karierę w polskiej sieci. Zamykają się one w kilku najważniejszych tezach: Ukraińcy zagrażają Polakom, Polacy chcą przyłączyć Lwów i Wołyń, Polacy kierują wojną z Rosją, Ukraińcy to naziści, Polska umiera z głodu i biedy, więc musi wywoływać wojnę, Polska jest marionetką zgniłego USA, które chce władać światem, więc wywołało wojnę ze współczesną Świętą Rusią. Niestety, każda z tych historyjek znalazła sobie jakiś fanów w Polsce, także niekiedy wśród osób czy publicystów o sporej oglądalności czy zasięgach. Dorobiliśmy się w ten sposób sporego grona pożytecznych idiotów i to przy najlepszej dla nich interpretacji. Dla przypomnienia: pożyteczny idiota to wedle - rzekomej, nomen omen - Leninowskiej definicji osoba, która swoją aktywnością wspiera władzę bolszewików, kompletnie nie rozumiejąc jej realiów i celów. Zasłona z Olszańskiego Najłatwiej byłoby oczywiście wymienić posła Grzegorza Brauna i chyba znajdującego się w areszcie lub więzieniu oszalałego aktora Wojciecha Olszańskiego, który stał się gwiazdorem reżimu Łukaszenki, a także zasłynął grożeniem wszystkim na lewo i prawo tym, że im "wyżre wątrobę" albo ich w inny straszny sposób zamorduje. Jedna i druga postać nie jest traktowana poważnie. Popularność w sieci Olszańskiego wynika z tego, że traktowany jest jako dziwadło lub satyryk, a poseł Braun skutecznie ciągnie swoją formację w dół. Obaj panowie niewątpliwie są szkodnikami, ale często tego rodzaju szkodnicy przysłaniają szkodnictwo prawdziwe. Sytuacja nieco przypomina kolejne książki opisujące dojście do władzy Putina, utrzymywanie się aparatu KGB przy władzy i tym podobne, niewątpliwie niezwykle istotne sprawy. Te, które przeczytałem, a było tego sporo, w części dotyczącej międzynarodowej aktywności Rosji, koncentrują się na kontaktach Putina z Donaldem Trumpem czy zachodnioeuropejską prawicą. To prawda, że w pewnym momencie przyszły amerykański prezydent ocalił swoje biznesy za sprawą kapitału rosyjskiego pochodzenia (choć nasi liberałowie w tym czasie powtarzali, że "kapitał nie ma ojczyzny"). To prawda, że <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-marine-le-pen,gsbi,1072" title="Marine Le Pen" target="_blank">Marine Le Pen</a> miała jakieś kontakty z Putinem, podobnie jak włoski polityk i były wicepremier <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-matteo-salvini,gsbi,1065" title="Matteo Salvini" target="_blank">Matteo Salvini</a> ciepło się o nim wypowiadał. Tyle że robił to samo towarzysz Donalda Tuska i Ursuli von der Leyen z Europejskiej Partii Ludowej Silvio Berlusconi. Wszystko to jednak w wymienionych wyżej publikacjach, a także tysiącach artykułów i materiałów informacyjnych zupełnie przesłania inną rzecz. Taką, że kluczową sprawą dla Rosji nie były gesty albo nawet drobne przesyły finansowe z drugoplanowym liderem we Włoszech, a pierwszoplanowe gazowe i zbrojeniowe interesy z Niemcami kanclerz Merkel i Francją prezydentów Hollanda i Macrona. Że dużo ważniejsze od tyrad Trumpa były kolejne "resety", do których dochodziło za rządów amerykańskich demokratów. Uwaga na fanatyków Także u nas aktywność kilku wariatów, fanatyków, cwaniaków albo ludzi ewidentnie przepłaconych daje zasłonę dymną tym, którzy autentycznie szkodzą Polsce w sytuacji naprawdę dużego zagrożenia i chaosu. Po pierwsze są to ci, którzy starają się - w ramach polsko-polskiej nawalanki - imputować jakieś agenturalne powiązania polskich władz z Rosją. Zdaje sobie sprawę, że panowie Piątek i Rzeczkowski zarobili na swoich książkach, a ponoć żaden pieniądz nie śmierdzi. Ale ich wypełnione insynuacjami, niemające nic wspólnego z żadnym warsztatem dziennikarskim publikacje, są jakby wprost zaczerpnięte ze słynnej powieści "Montaż" Wladimira Wołkowa opisującej dezintegracyjne działania rosyjskiego wywiadu we Francji prowadzone poprzez środowiska pisarzy i dziennikarzy. Nie inaczej jest z politykami obrzucającymi się agenturalnym błotem. Dotyczy to obu stron, ale obecnie to jedna z nich stara się wykarmić najbardziej sfanatyzowaną grupę, tak zwanych silnych razem, niedorzecznymi treściami. Przy okazji robiąc dobrze Kremlowi, bo dzieląc już nie tylko świat polityki, ale także często społeczeństwo. To oczywiście nie koniec. Głosy zaniepokojenia o sposób dyslokacji uchodźców wygłaszane w momencie największej eskalacji wojennej i walk w Kijowie, obawy o "ukrainizację" Polski, walka z ogrodzeniami na granicy białoruskiej czy rosyjskiej czy wprost krytyka zakupów zbrojeniowych, bo przecież "jesteśmy w Unii Europejskiej", a oprócz tego "nie możemy drażnić". Szkodnicy legitymują się plakietkami wrogich sobie obozów, ale cechuje ich z reguły to, że znajdują się na ich skrajnych skrzydłach. Są fanatyczni. Czy to w walce z PiS, nacjonalizmie, humanitarnym liberalizmie, lewicowym ekologizmie, obojętne. Czy wobec tego głoszę postulat jakiegoś rodzaju cenzury? Bynajmniej, choć głoszę postulat tego, by uważać na wszelkiej maści fanatyków. Wspomniane wyżej towarzystwo ma prawo w wolnym kraju głosić swoje, faktycznie sprzyjające Rosji, tezy. Podobnie jak ja mam prawo uważać ich w najlepszej dla nich interpretacji za głupców, w gorszej za cynicznych, chciwych cwaniaków, a w najgorszej, za zdrajców. Zresztą wszystkie te trzy kategorie się nie wykluczają.