Wczorajszy dzień był niewątpliwym sukcesem Jarosława Kaczyńskiego, bo jego formacja mówiła językiem, który przynosi jej sukcesy, a nie tym, za którym czają się klęski. Był też niewątpliwym sukcesem Mateusza Morawieckiego, który właśnie ten pierwszy język symbolizuje, wręcz wprowadził do PiS. Chyba polska prawica zrozumiała, przynajmniej chwilowo, że Polacy nie chcą tonąć w sporach ideologicznych związanych z mniejszościami seksualnymi, symbolicznymi pohukiwaniami na Unię Europejską i pustych, bojowych deklaracjach jako żywo przypominających pamiętne "Nie wstanę, tak będę leżał, lala lala". Dość charakterystyczne, że Jarosław Kaczyński do firmowania nowego pakietu "swoimi metodami" przekonał także polityków, którzy nie rwali się do współpracy z Mateuszem Morawieckim czy PiS, czyli przede wszystkim Zbigniewa Ziobrę i Jarosława Gowina. Ciekawe jest to, i to także może być częściowo zasługa naszej nawalanki politycznej, że duża część pakietu jest skierowana do klasy średniej. Dodajmy, że podstawą funkcjonowania klasy średniej jest to, że ma ona wykształcenie i warunki pozwalające znaleźć należytą pracę, ma własny majątek zapewniający komfortowy byt i możliwości zapewnienia swoim dzieciom edukacji i dziedziczenia przez nie majątku. Klasa średnia po rządach PO wciąż w gruncie rzeczy nie bardzo istniała. Ta grupa, która do niej aspirowała była zagrożona bezrobociem i utopiona w kredytach. Swoje poprzednie programy PiS kierował też przede wszystkim do najuboższych i do wsi - gdzie właśnie swoją drogą, czego do dziś nie są w stanie załapać bliskie PO media, klasa średnia zaczęła się szybko tworzyć. Ale ten "leming" z nowoczesnego blokowiska, który trochę się wstydzi, że niedawno przyjechał do dużego miasta, pracuje w korporacji, kieruje się tym, co powiedzą mu aktorzy i co przeczyta w tych mediach, które wypada czytać, nie był pieszczochem PiS, bo rzadko na partię tę głosował. Skorzystał z programu 500 plus, ale do tego się już przyzwyczaił. A teraz to on będzie beneficjentem, także symbolicznym. Wysokość drugiego progu podatkowego obejmie większość tej grupy. Podniesienie kwoty wolnej od podatku, dziesięciokrotne, to już w ogóle postulat charakterystyczny dla środowisk liberalnych, sprzyjający temu, by do tej grupy w ogóle dołączyć. Nie jedyne to korzyści dla polskiego średniaka lub kandydata na polskiego średniaka. Oprócz potężnych transferów pieniędzy z budżetu unijnego i funduszu odbudowy, niektóre z zapowiedzi to po prostu zdroworozsądkowa deregulacja - jak choćby zerwanie biurokratycznego kagańca dla budujących małe domy. Przecież rezygnacja w ich przypadku z dokuczliwych (a kiedyś będących źródłem korupcji) zezwoleń nie generuje jakiś wielkich kosztów ze strony państwa. Dlaczego w Polsce, gdzie ten brak mieszkań był jednym z największych problemów, nie można było wprowadzić tak prostego rozwiązania przed ponad trzydzieści lat? Przecież ekip, które deregulacją i uproszczeniem prawa atakowały nas nieustannie, nie brakowało, a wszystko stawało się coraz bardziej skomplikowane. Wygląda na to, że dzięki ostrej politycznej konkurencji, zyskają kolejne grupy społeczne. Spływające do nas fundusze zapewnią gigantyczny ruch gospodarce. Tylko, że żeby to sprawnie realizować konieczna będzie sprawnie działająca większość wspierająca plan, niekoniecznie rządowa. Bo tak jak wojnie politycznej o kolejne grupy społeczne zapewne zawdzięczamy niektóre elementy planu, tak wojnie tej możemy zawdzięczać, że na problemy natrafi jego realizacja. Szczególnie jak za łby znowu się wezmą pisowskie frakcje. Ale dziś chyba jest zdecydowanie więcej powodów do optymizmu. Ostrożnego optymizmu - jak mawiają umiarkowani pesymiści.