Zmieniło się. Mówią to dziennikarze rozmawiający z niektórymi rządzącymi politykami, a i niektóre wypowiedzi tych ostatnich to potwierdzają. Dalszy konflikt i mrożenie przez Komisję Europejską miliardów euro z funduszy "pocovidowych" dla Polski to droga donikąd. Oby wśród rządzących wygrało przekonanie, że w tym przypadku racja stanu jest istotniejsza niż trwanie przy reformie sądownictwa, która i tak okazała się wiecznym impasem i niewiele zmieniła. Oby także zarządzający Unią Europejską politycy będący pod przemożnym wpływem Niemiec i Europejskiej Partii Ludowej zrozumieli wreszcie, że siłowa wymiana władzy w Warszawie za sprawą represji ekonomicznej i cynicznego uderzenia w jeden z najbardziej perspektywicznych światowych rynków zmieni wszystko. Głodzenie Polski, faktyczna kradzież jej składek, szczególnie uwzględniając inflację, nie może być czymś, co odbędzie się ot tak. Efekty uderzą nie tylko w naszych zachodnich kontrahentów, ale i w podstawy samej Unii. To już nawet nie będą Stany Zjednoczony Europy, a Związek Radziecki uderzający w ludność tego czy innego rejonu, by go sobie podporządkować. Ciosy od "przyjaciół" Jeśli ktoś ma wątpliwości, kto ponosi współodpowiedzialność, niech przejrzy wypowiedzi polityków mówiących, że Polskę trzeba ukarać za PiS, że gdy opozycja dojdzie do władzy, to unijne miliardy z miejsca zostaną odblokowane. Wystarczy przytoczyć dwie wypowiedzi. Tę, w której szefowa Komisji Europejskiej w mało zawoalowany sposób groziła Włochom, że jeśli wybiorą nie tak jak trzeba, to podzielą los Polski i Węgier. I tę, w której Donald Tusk zapowiadał odblokowanie funduszy w ciągu 24 godzin, przyznając w ten sposób, że nie jest to kwestia skomplikowanych analiz dotyczących praworządności, a tego, kto w Warszawie rządzi. Tyle że dalsze brnięcie w ten konflikt, stwarzanie pretekstów do blokowania ogromnych kwot, które należą się nam na bazie ustaleń dotyczących Krajowego Planu Odbudowy, to ścieżka donikąd. Tym bardziej, jeśli potwierdzą się przypuszczenia, że zagrożone są także pieniądze z funduszu spójności, które miały być rekompensatą za otworzenie się naszego rynku na rynki bogatsze, przede wszystkim niemiecki. Bruksela i Berlin są cyniczne? Uderzają w Polskę, w momencie, gdy płaci najwyższy ze wszystkich krajów koszt wspierania walczącej Ukrainy? Tak to prawda. Ponosimy konsekwencje tej wojny, a równocześnie otrzymujemy uderzenie w plecy od deklaratywnych sojuszników. Nie po raz pierwszy w naszej historii. Tyle że nie zmienia to faktu, że powinniśmy zrobić wszystko, by wyjść z tego impasu. Choćby po to, byśmy na końcu mieli jasność, kto jest kim - im szybciej, tym lepiej. Sądy jak to sądy Bądźmy szczerzy. Awantura o kilku ludzi w togach to nie Gdańsk. Nie warto za nią umierać, ani nawet płacić bardzo wysokiej ceny. Trudno ocenić, kto ma rację w tym sporze, bo obie strony dokonują bardzo daleko posuniętej interpretacji prawa, w tym konstytucji. Problem w tym, że z perspektywy zwykłego obywatela, a za takiego się uważam, niewiele się zmieniło. Proste sprawy w sądach wloką się latami, a wiele wyroków budzi wątpliwości. W dodatku sędziowie się w niewiarygodny wręcz sposób rozpolitykowali. Tylko połóżmy teraz na jednej szali tę wieczną batalię o sądownictwo, a z drugiej los Polaków w sytuacji, gdy mamy problem ze sprzedażą kolejnych transz obligacji, gdy mówi się o globalnej zapaści, gdy Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje recesję w Niemczech i Francji. W sytuacji, gdy inwestorzy żądają bardzo wysokich odsetek za zakup nawet najbezpieczniejszych obligacji amerykańskich. To naprawdę nie jest moment, by tonąć za jakiś paru sędziów oceniających innych sędziów, nawet jeśli formalnie mamy rację, a wszyscy mają dość polskiego szwankującego sądownictwa. A co, jeśli Bruksela się nie ugnie? Jeśli spełnimy wszystkie jej postulaty dotyczące wyboru sędziów, ale okaże się, że niedostatecznie dbamy o mniejszości seksualne, nie dość walczymy ze zmianami klimatycznymi, albo i bez podania powodu pieniędzy nie dostaniemy do czasu, aż zmieni się rząd? Wtedy przynajmniej wszyscy będą mieli stuprocentową jasność co do kierunku, w jakim zmierza wiedziona przez Niemcy Unia Europejska. I co do tego, że bez względu na fakt, iż czołgi zamieniono na fundusze i regulacje prawne, cel jest wciąż ten sam.