Po wejściu amerykańskich wojsk do Afganistanu i Iraku analityk Robert Kagan napisał głośną książkę "Potęga i raj". Postawił w niej tezę, że "Amerykanie są z Marsa, a Europejczycy z Wenus". Inaczej mówiąc, to USA miały być krajem, który mentalnie i politycznie jest gotów narażać się, stawać do walki, być twardy i dojrzały, podczas gdy Stary Kontynent miał pod tym rozciągniętym od ponad pół wieku kloszem ochronnym pławić się w poczuciu bezpieczeństwa. Jestem bardzo ciekaw, co profesor Kagan miałby dziś do powiedzenia, bo chyba jego tezy mocno się zdezaktualizowały. Jeśli spojrzeć na dzisiejszy świat całego Zachodu, to chyba przede wszystkim staje się on światem dziecięcym, infantylnym. Wielką polityczną piaskownicą, do której z radością wskakują kolejni, uchodzący dotychczas za poważnych, ludzie. Problem jest globalny, bo globalnym czyni go amerykański prezydent, który w jednym zdaniu wygraża terrorystom z Kabulu i równocześnie zapowiada, że ewakuacja wojsk z Afganistanu odbędzie się bez zakłóceń. W innych słowach: oberwaliśmy, ale w związku z tym uciekać będziemy tak samo szybko, jak dotychczas. Czyni go globalnym także ogólnoświatowy ruch na rzecz swoiście pojmowanego równouprawnienia, którego najbardziej znaną i symboliczną aktywnością było całowanie po butach. Mona by wymieniać, ale problem jest też lokalny, nasz krajowy, narasta i to jest chyba bardziej niepokojące. Z ciężkim sercem będę znowu pisał o pośle Sterczewskim, bo konkurencja teraz spora. Bez nadmiernej dumy mogę stwierdzić, że chyba jako jeden z pierwszych zacząłem wyłapywać ten wybitny talent polityczny mocno przyćmiewany początkowo przez ekspresyjną panią poseł Jachirę. Więc przypomnę tylko, że pan poseł - wśród niektórych innych aktywności - uratował czterech uchodźców... z Egiptu. Nie informował przed jakiego rodzaju prześladowaniem uciekali. Może byli koptami - egipskimi chrześcijanami prześladowanymi przez kolejne rządy i muzułmańską większość? Raczej wątpliwe, podobnie jak wątpliwe, by poseł o koptach słyszał, podobnie jak odróżniał kraje, z których pochodzą uchodźcy od takich, z których pochodzą emigranci zarobkowi. Kolejną aktywnością dużej części opozycji stała się walka z przygranicznym drutem kolczastym - concertiną, mogą się w niego wplątywać zwierzęta i ludzie. Co do ludzi, równie dobrze można by stwierdzić, że Morze Bałtyckie na północy grozi im utonięciem, podobnie jak Odra i Nysa na Zachodzie, a góry na południu przepaściami i lawinami. O ile ktoś się nie będzie pchał w drut kolczasty, to się nie pokaleczy. Co do zwierząt argument - moim zdaniem - ma jakąś zasadność i w przyszłości dobrze by było, żeby drut zastąpił porządny płot. Tyle że po pierwsze, concertinę rozkładano szybko, bo wiadomo było, że Białoruś rozpoczyna rodzaj wojny hybrydowej za pomocą ściąganych przez siebie emigrantów. Zarówno Polska jak i Łotwa oraz Litwa na gwałt zaczęły szukać drutu po jednostkach wojskowych na początku lata. Niestety, ale los kilku zwierząt jest mniej istotny niż bezpieczeństwo państwa. Zapewne w wyobraźni elit Koalicji Obywatelskiej się to nie mieści, ale przepuszczenie niedostrzeżonych emigrantów w przyszłości może zaowocować przepuszczeniem uzbrojonych żołnierzy czy zamachowców. Po drugie, jak będzie płot, to dopiero będzie afera, bo płot z drutem kolczastym na wierzchu źle się kojarzy, a do tego zwierzęta nie mogą swobodnie imigrować. Zakład? Co ciekawe, z concertiną walczy między innymi Leszek Miller, stroskany prawami człowieka, a niegdyś współfundator najbardziej kontrowersyjnej inwestycji stojącej na ziemiach polskich, no może oprócz słynnego zamku nad Notecią, czyli bazy w Kiejkutach Starych. Jak wszyscy pamiętamy, Amerykanie robili tam z osobami podejrzanymi o terroryzm to, czego prawo zabrania im robić na terenie własnego państwa. Swoją drogą, jest to cenna lekcja jak mocarstwa przejmują się prawem międzynarodowym. Nie przejmowano się nim zupełnie, ale własnym, krajowym tak bardzo, że tortury wyekspediowano na grunt usłużnego premiera Millera. W związku z concertiną na Millera rzuciła się z kolei prawica, przypominając mu tamtą sprawę, pomimo że rządy PiS solidarnie ją kryły. Ba, w czasach kiedy z Millerem była chwilowa sztama, wręcz go część prawicy za to chwaliła. Tak to już jest w piaskownicy. Zenek pokłócił się z Basią, więc powiedział, że jej łopatka jest brzydka i robi teraz babki z Amelką, a zła Basia nasypała im do oczu piasku. A tuż za granicą zaczynają się manewry Zapad 2021, czyli symulacja mieszanego ataku broni konwencjonalnej i taktycznej jądrowej na NATO. Przede wszystkim na Polskę. Przy okazji manewrów na stałe w Grodnie pozostaną nowe zestawy przeciwlotnicze S400 Triumf, a w Baranowiczach myśliwce SU 30 SM. Mogą śmiało zostać, bo "integracja się pogłębia", czyli Białoruś jest wchłaniana przez Rosję. Może to tylko straszenie, może przygotowania, ale historia uczy, że jak ktoś się nieustannie przygotowywał do jakiejś wojny to w końcu z reguły ją wywoływał. Ależ cóż to obchodzi dużą część naszych polityków, cóż to obchodzi artystów, którzy rocznicę pierwszego września uczcili radosnym koncertem przy okazji związanej z Rafałem Trzaskowskim specyficznej imprezy Campus Polska. Żaden się nawet nie zająknął, że ten 1 września to taki ważny, symboliczny dzień. Zresztą, czemu miałby? Historia jest passe, jest obciachem, nikt jej nie pamięta. Jest wesoło, jest zabawa, tu muzyka, tam namiot przy granicy, ognisko, śpiewy, a jedna to nawet bez stanika się lansuje, bo walczy w ten sposób o wolną Białoruś. Drugie dzieciństwo. Przecież 82 lata temu też były piaskownice. Tyle że bawili się w nich nie dorośli a dzieci.