Na wojnie totalnej miejsca na subtelności nie ma. Po prostu czasem pocisk trafi kogoś przypadkowego, kto się akurat nawinął. Tak było w przypadku osób, z których najprawdopodobniej zrobiono pedofilów. Nie wytoczą procesów, bo nie żyją. Nie są na tyle świetlanymi postaciami, by ktoś stawał w ich obronie. Ale jednak, jeśli prawda ma jeszcze we współczesnym świecie jakiekolwiek znaczenie, to w takich sprawach powinna odgrywać właśnie rolę. Brud spłynie z posągów Jan Paweł II się wybroni i kardynał Sapieha się wybroni. Historia i historiografia są długie, Kościół ma dwa tysiące lat, a mody ideologiczne są od nich zdecydowanie krótsze, nawet jeśli są wspierane przez wszystkie zachodnie rządy, koncerny i platformy streamingowe. To aż dziwne, że skala reakcji zaskoczyła chyba zarówno przeciwników jak i obrońców Kościoła w Polsce. Jan Paweł II jest zbyt potężną postacią nie tylko życia duchowego, ale historii powszechnej w ogóle, by ze zbiorowej pamięci miało wyeliminować go kilka naciąganych publikacji. Adam Sapieha został na dobrą sprawę zwiktymizowany powtórnie, bo najpierw przez aparat bezpieczeństwa fabrykujący przeciwko niemu haki, a potem liberalno-lewicowych dziennikarzy wykorzystujących po latach tę produkcję jako rzekome świadectwa. Wszystko to nie zmienia faktu, że mamy do czynienia z potężną postacią, a osoba chcąca zgłębić sprawę o wątpliwym aparacie badawczym pogromców Sapiehy dowiedziała się krótko po ich publikacjach. Przede wszystkim z wnikliwych tekstów Tomasza Krzyżaka i Piotra Litki w dzienniku "Rzeczpospolita". Gorzej jest w przypadku innych postaci. Dobrym przykładem może być ksiądz Bolesław Saduś, jednym tchem wymieniany z innymi księżmi, w przypadku których nie ma wątpliwości co do tego, że pedofilami byli, czyli przede wszystkim księdzem Eugeniuszem Surgentem i księdzem Józefem Lorancem. W przypadku tamtych dwóch księży sprawa jest jasna, choć zarzut, że w ich sprawie "Karol Wojtyła nic nie zrobił" okazał się po prostu kłamliwy. W przypadku Sadusia powstaje kluczowa wątpliwość. Kumpel jak Maleszka - Kardynał Wojtyła przemilczał pedofilskie skłonności przyjaciela. Wiedeńska kuria to potwierdza - podsumował sprawę portal Natemat.pl. - Ks. Bolesław Saduś wielokrotnie dopuszczał się molestowania nieletnich chłopców w Krakowie. Ksiądz był przyjacielem i bliskim współpracownikiem Karola Wojtyły - zawyrokowało radio Tok FM. Fakt faktem, że Saduś był znajomym i współpracownikiem Karola Wojtyły, równocześnie będąc współpracownikiem bezpieki. Wniosek, że byli przyjaciółmi, już sam w sobie jest dość kontrowersyjny, bo to tak, jakby za przyjaciela Stanisława Pyjasa uznać Lesława Maleszkę, kolegę, który na niego donosił. Nie ulega wątpliwości, że Saduś był postacią daleką od świętości, bo był donosicielem i człowiekiem dość wygodnym. Był także aktywnym homoseksualistą, co było zapewne pomocą dla bezpieki, która mogła sprytnie grać tym kompromatem. I to robiła. Problem w tym, że z tego w gruncie rzeczy wyciągnięto wniosek, że był pedofilem. Papież być może faktycznie pozbył się kłopotliwego kolegi, odsyłając go do Wiednia, tyle że nie miał pojęcia o jego skłonnościach pedofilskich, ba, do dziś nie ma na nie żadnego dowodu. Poza - no właśnie - plotkami, które bezpieka wyciągnęła lub sfabrykowała ponad sześć lat po wyjeździe Sadusia do Wiednia i wkrótce (co za przypadek!) po wyborze kardynała Wojtyły na papieża. I znowu mamy ten sam model - esbecka fabrykacja podchwytywana dziś jako dowód w sprawie. Fabryka pedofilów Księżom nie wolno być aktywnymi homoseksualistami jak i w ogóle utrzymywać kontaktów seksualnych. Zabraniają tego różne przepisy kościelne. Nie zabrania tego jednak prawo. Saduś był donosicielem i postacią dość nieciekawą, załganą, inteligentnym człowiekiem, który dla wygody zaprzedał duszę diabłu, tak jak zrobiło to wówczas wiele osób, z Lechem Wałęsą na czele. Nie zmienia to faktu, że nawet takiemu człowiekowi nie należy przypisywać pedofilii. Pedofilię można przypisywać tylko pedofilom. Niestety, w wojnie, która się toczy, gdzie drwa rąbią, tam pedofili się tworzy. I zapewne niejedna jeszcze niewinna tego jednego z najobrzydliwszych przestępstw osoba zostanie niesłusznie oskarżona. Tymczasem fałszywe, świadome oskarżenie o pedofilię osoby niewinnej, niezależnie od tego, jak by była nielubiana, jest samo w sobie, również czynem dość ohydnym. Niestety, ogólnie akceptowanym i dość powszechnym. Wiktor Świetlik