Można się bawić, stroszyć w piórka, przetrwać jeszcze miesiąc, może dwa, może do świąt, może do następnych. Można mówić, że to przez <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-tusk,gsbi,2" title="Donalda Tuska" target="_blank">Donalda Tuska</a>, co w dużej części jest prawdą, bo <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-platforma-obywatelska,gsbi,40" title="Platforma Obywatelska" target="_blank">Platforma Obywatelska</a> jawnie blokowała Krajowy Plan Odbudowy. Można mówić, że to przez uprzedzenia Brukseli i politykę Niemiec wobec konserwatywnego rządu w Warszawie. I to jest prawdą, wystarczy spojrzeć na nierówność w sposobie traktowania różnych rządów w Europie, czy orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Niewątpliwie <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-unia-europejska,gsbi,46" title="Unia Europejska" target="_blank">Unia Europejska</a>, jako struktura pokazała, że swoje zasady solidaryzmu, równego traktowania pod kątem prawnym i rozmaitych innych wzniosłych zasad ma tam, gdzie wszyscy mają dziś takie zasady. To po prostu konflikt koncertu mocarstw i aspirujących mniejszych państw prowadzony - by zacytować klasyka - przy pomocy innych środków. Przy pomocy pieniędzy i prawa. Tyle że z całej tej refleksji niewiele dziś wynika, bo coraz więcej wskazuje, że Polska gospodarka łaknie tych pieniędzy jak kania dżdżu. Determinacja Victora Orbana, by zdobyć fundusze z Krajowego Planu Odbudowy i zabezpieczyć środki z funduszu spójności, pokazuje, że uznał, iż Węgry po prostu nie mogą w tej sytuacji tych pieniędzy odpuścić. Z władcą Węgier nie zawsze nam po drodze, szczególnie w sprawie rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Ale w tej sprawie rządzący powinni wziąć przykład z pragmatycznego Orbana. Polityka jest sztuką wyboru, a rząd powinien wybierać zawsze interes państwa i obywateli. Szwarccharakter się dogaduje W piątek kolejne media, za niemieckim serwisem Deutsche Welle i przeciekami płynącymi od brukselskich urzędników, pisały o "mięknięciu Węgier". W dużym skrócie - Węgry były w gorszej sytuacji niż Polska, bo inaczej niż my nie mają nawet zatwierdzonego KPO, co grozi utratą większości funduszu. <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-komisja-europejska,gsbi,34" title="Komisja Europejska" target="_blank">Komisja Europejska</a> dąży też do zablokowania Węgrom jednej trzeciej funduszu spójności. W kontekście historycznym jest to daleko idący bandytyzm, bo fundusz spójności był także przedstawiany jako rekompensata za otwarcie się wyniszczonych komunizmem biedniejszych rynków środkowo-europejskich dla potężnych koncernów i kapitału zachodniego. Co więcej, duża część z tych pieniędzy i tak ostatecznie lądowała z powrotem na Zachodzie, przede wszystkim w Niemczech ze względu na to, że to korporacje stamtąd były częstymi ostatecznymi beneficjentami realizacji funduszy. Do niedawna Orban z dumą pełnił rolę europejskiego czarnego charakteru, gotowego iść na wszelkiego rodzaju konflikty z Unią, co do czasu <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-wojna-na-ukrainie-2022,gsbi,54" title="wojny na Ukrainie" target="_blank">wojny na Ukrainie</a> sprawiało, że ogromną sympatię do niego czuła polska prawica. Tylko co teraz? Na Węgrzech ruszyła maszynka legislacyjna wprowadzająca wszystkie zmiany prawne, szczególnie te dotyczące sądownictwa, procedur antykorupcyjnych, pod kątem żądań Brukseli. Argumenty o podwójnych standardach, politycznym charakterze niewypłacania pieniędzy, poszły na bok. Orban - wedle licznych mediów - robi wszystko, by jak najszybciej zdobyć unijną kasę. Równocześnie używa groźby kija, czyli węgierskiego weta dla kluczowych dla Unii projektów. Szarpanie sukna W tym czasie w Polsce fundusze z KPO kolejny miesiąc padają ofiarą nie tylko niechęci urzędników z Komisji, czy mających na nich wpływ władz niemieckich, ale też naszego wewnętrznego sporu. Co gorsza, mówi się o zagrożeniu dla funduszu spójności. W przypadku jednego i drugiego każdy dzień zwłoki to ogromne koszty. Niestety, generowane w dużym stopniu przez naszą krajową naparzankę. Tak było z grą opozycji, przede wszystkim Platformy Obywatelskiej, przeciwko przyznaniu Polsce KPO za rządów PiS. Chodzi oczywiście o maksymalne osłabienie gospodarki kraju, by wygrać <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tagi-wybory,tId,92551" title="wybory" target="_blank">wybory</a>, a potem ogłoszenie wielkiego sukcesu wraz z odblokowaniem pieniędzy, gdy władzę w Warszawie zyska ekipa przyjaźniejsza Brukseli i Berlinowi. Zarazem uzyskanie środków z KPO politycznie staje się nieopłacalne dla części uczestników rządzącej koalicji, bo wzmacnia Mateusza Morawieckiego. Konkurencja jest wpisana w politykę, ale w przypadku tego układu władzy wewnętrzny konflikt może mieć wyjątkowo fatalne skutki dla państwa. Bardzo łatwo jest mówić o konflikcie polsko-niemieckim, który faktycznie w wielu miejscach daje o sobie znać. Trudniej wskazać, że Polska pod wieloma względami zaczyna przypominać I Rzeczpospolitą, gdzie rozmaite stronnictwa szarpią się między sobą, w trosce o własny interes poświęcając dobro kraju, zgodnie z dewizą księcia Bogusława Radziwiłła mówiącego u Sienkiewicza, że Rzeczpospolita to czerwone sukno, za które wszyscy ciągną.