Ileż się tego w ostatnich latach nasłuchaliśmy. Kult powstania warszawskiego jest archaiczny i niepotrzebny. Warszawski Pomnik Małego Powstańca oburzał nie tylko publicystów, ale i choćby aktora Marka Kondrata, który dziwił się, że w ten sposób honoruje się ludzi posyłających dzieci na śmierć "jak w Afryce". Nadmierna ilość lekcji historii, szczególnie tych poświęconych historii polityki, podbojów i obrony przed nimi, była niebezpiecznym archaizmem. Zamiast tego można było przecież dołożyć kolejnych zajęć związanych z wychowaniem seksualnym, na których żądna wiedzy młódź w lepszym stopniu pozna przyrastająca w astronomicznym tempie ilość nowo zdiagnozowanych płci. W ciągu kilku lat, z dwóch, poprzez trzy, potem ponad pięćdziesiąt, dominującą doktryną stało się to, że mamy ich nieskończoność. Ta doktryna, bez względu czy rządził w USA prawicowy radykał czy demokratyczny "mejnstrimowiec" stała się dominującym tematem światowej agendy tematycznej. A wisienką na torcie było wywieszenie flagi LGBT na ambasadzie USA w Kabulu niemal w tym samym momencie, gdy miasto przejmowali z błogosławieństwem USA straszni talibowie. Nikomu nie przeszkadzało to, że ci sami talibowie nie tylko są przeciwnikami "uzgadniania płci", ale przede wszystkim praw kobiet do czegokolwiek z bazową higieną osobistą włącznie. Ale przecież szło nie tylko o sprawy tęczowe. Wojsko? To twór archaiczny. Kojarzy się z przemocą, pochłania budżety i dlatego Polska wydaje nań tak dużo. Tworzenie obrony terytorialnej to przepalanie pieniędzy, organizacja "prywatnej armii Macierewicza", a nawet formacji, która stanowi zagrożenie dla społeczeństwa, bo może być użyta przeciwko niemu. Ochrona wschodniej granicy? To nic innego, jak przemoc i zbrodnia przeciwko ludzkości. Odrealnione "fejkniusy" zdobywały w tej sprawie gigantyczne zasięgi, a w akcję pomocy ofiarom "polskich oprawców", włączały się nawet byłe prezydentowe. Rodzina - wedle nauk środowiskowego guru Magdaleny Środy - była źródłem przemocy i cierpienia, tak samo tak istotna dla tożsamości narodowej religia. Zresztą sama tożsamość narodowa stała się słowem wrogim, wręcz mającym posmak faszyzmu. Podobnie jak coraz bardziej umiarkowaną wartością - w oczach wielu "postępowców" - stawała się niepodległość jako taka. Podczas happeningu i ściągania tabliczki patrona z warszawskiego ronda Dmowskiego jeden z uczestników na uwagę dziennikarza, że "to jeden z ojców naszej niepodległości", odparł, że niepodległość nie jest dla niego wartością. "Odbrązawiająca" narracja, której koronnym dokonaniem jest serial "Król" wedle powieści pisarza Szczepana Twardocha przedstawiała przedwojenną Polskę jako kraj niewiele różniący się od hitlerowskich Niemiec. Do tego dochodziło permanentne umniejszanie polskiego poświęcenia podczas drugiej wojny światowej i zamienianie Polaków z ofiary w oprawcę, tak zresztą doceniane w zagranicznych grantach i na międzynarodowych festiwalach filmowych, w szczególności tych w Niemczech i we Francji. Oto miał być nowy świat, do którego zmierzamy. Zapowiadana przez współczesną lewicę, dominujący jej dziś odłam, ziemia obiecana. Tyle, że wszystko to kilka tygodni temu okazało się funta kłaków warte. Co prawda znaleźli się działacze oferujący uciekinierkom z Ukrainy darmową aborcję, a główna troska organizacji powołanej by zajmować się ofiarami wojen i dyktatur, Amnesty International, to kwestie związane z przestrzeganiem "prawa do zdrowia seksualnego" na Ukrainie. Ale patrząc na ukraińskiego prezydenta ma chyba inne sprawy na głowie. Naród, obrona tożsamości, niepodległości, spuścizny, przed najeźdźcą. Przyjeżdżające do Polski Ukrainki tęsknią i modlą się o zdrowie swoich mężczyzn walczących z najeźdźcą. Swoich obecnych i przyszłych mężów, ojców swoich dzieci. A czy pamiętacie rozmaitych aktorów, prezenterki, reżyserów, którzy ogłaszali, że wyjeżdżają z kraju, bo ktoś kogo nie lubią wygrał wybory? Celebrytki, które na znak protestu przeciwko wynikom demokratycznych wyborów przeniosły się na Zanzibar lub do Dubaju? No to znowu spójrzmy tam, gdzie dziś się tylko patrzy. Według różnych szacunków na Ukrainę wróciło od kilkudziesięciu do 200 tysięcy mężczyzn by walczyć. Właśnie w ramach obrony terytorialnej, tego ukraińskiego WOT. W tym tygodniu Polskie Stowarzyszenie Fotowoltaiki ogłosiło, że z dokończeniem wielu projektów na czas będzie problem. Przyczyna? Ukraińscy pracownicy porzucili przyszłościową branżę, by walczyć za swój kraj. Oto nowy świat. Całkiem jak stary. Przywiązany do tego co sprawdzone - rodziny, narodu i tożsamości. Broniący się przed tym co zawsze zagrażało - imperializmem, fanatyzmem, ideologią, jakichkolwiek barw by nie nosiła. Twoje błyskawice, parady, absurdalny, sztuczny, narzucony język, droga Lewico, są dziś tak nieważne nie tylko na Ukrainie, ale i w Polsce, jak fascynacje Trockim czy Mao na Zachodzie w latach 60. Były czasową fanaberią, modą, która przemija. Pogódź się z tym i wymyśl coś innego, albo idź do skansenu, gdzie zresztą chętnie cię czasem - z przyczyn zawodowych, a i dla czystej rozrywki - odwiedzę.