Nienawiść, fascynacja, strach, pożądanie - co jest najbardziej chodliwą emocją, której używają macherzy dzisiejszej światowej polityki, by pozyskać głosy mas, które uprawniają do wszechwładzy? Moim zdaniem jednym z najsilniejszych żywiołów jest histeria. Wywołanie solidnej histerii to jak dziesiątka na strzelnicy w lunaparku, kto trafi, zgarnia największego pluszowego misia. Pamiętacie lata 2014-2015? Posła Michała Szczerbę z plakatem "uchodźcy zapraszamy!". I Donalda Tuska, świeżo upieczonego "prezydenta Europy" mówiącego, że jak nie przyjmiemy owych "uchodźców" to poniesiemy surowe konsekwencje? I niemiecką kanclerz stroskaną brakiem solidarności, przestrzegania zasad europejskiego solidaryzmu, subsydialności, czy czego tam jeszcze, przez nowe kraje UE, które nie chciały dzielić się ze starymi krajami UE, nowym wyzwaniem w postaci przyjmowania kwotowo przyznawanych przyjezdnych z nie do końca określonych części świata? Przecież od tego zaczęła się nasza europejska niegrzeczność. To był moment dramatyczny, to co w sztukach nazywa się momentem kulminacyjnym lub zwrotem akcji w filmach, w których zamieniliśmy się z pojętnego uczniaka w rozbrykanego, niepokornego ulicznika. To był ten przełom, kiedy zaczęto mówić o ukaraniu Polski i innych krajów Europy Środkowej za niedotrzymywanie, szczeniackie niezrozumienie wręcz, warunków traktatowych, które mówią, że mamy robić to, co nasi starsi bracia, bo oni wiedzą lepiej. I co? Po kilku latach zaczęło się od kanclerz Merkel, która po prostu przyznała, że popełniła błąd, a potem została po raz kolejny panią kanclerz. Teraz, w tym tygodniu, Michel Barnier, główny negocjator w sprawie brexitu - tego brexitu, w wyniku którego nierozumiejący wspólnych zasad europejskich dzicy wyspiarze opuścili naszą wspólną Europę - stwierdził, że należy zawiesić imigrację na kilka lat. Nie dość tego, uznał, że należy przedyskutować dalsze funkcjonowanie strefy Schengen w jej obecnej formie, czyli powiedział coś, za co kiedyś z miejsca lądowało się w worku z faszystami, ksenofobami, a w najlepszym razie populistami, w przypadku których nawet posiadanie działającego konta na Facebooku jest sprawą budzącą poważne wątpliwości z perspektywy łady prawno-demokratycznego na świecie. Cóż więc się działo przed kilku laty? Mieliśmy do czynienia z przelotną histerią, tak jak wiosną mamy często do czynienia z przelotnymi deszczami i burzami? Zachodnich partnerów i ich krajowych wykonawców nie przekonywały fakty, że Polska jest krajem przyjmującym setki tysięcy Ukraińców, kształcącym ambitną młodzież z Białorusi, ale pozbawionym i nie chcącym napięć rasowych. W ramach ówczesnego trendu, bezrefleksyjnie powtarzanych sloganów mieliśmy koniecznie przyjąć ludzi, którzy ani nie chcieli u nas mieszkać, ani nie byli często tym za kogo się podawali, ani często nawet nie pochodzili z krajów, z których mieli być, bo weryfikacja była zerowa. Wbrew temu, co nam wciskano. A co pozostało po kilku latach, kiedy okazało się, że to my mieliśmy rację? Płaszcz się znalazł, ale niesmak pozostał, szczególnie że teraz już uchodźcy zachodnim mediom się znudzili, teraz mamy tematykę dżender, a jak ona się znudzi, zajmiemy się kwestią zwierząt i będziemy wprowadzać powszechny weganizm, a potem będziemy walczyć o nienaruszalność ekosfery Marsa, zapominając każdy z tematów, gdy tylko pojawi się kolejny. Pomogą nam artyści, seriale na platformach streamingowych i prasa. W końcu stan histerii potrafi uzależniać. Szczególnie że i druga strona - na miarę swoich skromnych środków - potrafi skutecznie go zapewniać.