Interia.pl opublikowała obszerny wywiad z Mikołajem Podolskim, dziennikarzem od lat zajmującego się sprawą zaginięcia 19-letniej Iwony Wieczorek. Jednym z najbardziej ponurych fragmentów tej relacji jest to, że prokurator, zajmująca się sprawą, zareagowała szyderstwem, gdy usłyszała o tym, że z zaginięciem Wieczorek mogli mieć związek gangsterzy później powiązani z Zatoką Sztuki. Miejscem ukochanym swojego czasu przez nasze elity celebryckie. Dziś wątek tych związków jest badany przez prokuraturę. Problem w tym, że od zaginięcia Wieczorek minęło 12 lat. Zostawiając na boku same szczegóły śledztwa, to w całej sprawie związanej z niemożliwym do zwalczenia przez lata światem trójmiejskiej przemocy i patologii seksualnej o depresję przyprawia świadomość czasów, w których to się wszystko działo. Nie było to w latach 90. a dziś, dopiero co. Sprawa Iwony Wieczorek. Z daleka od Raju Dwadzieścia pięć lat temu ta historia mniej by dziwiła, bo odrodzona Polska bywała nader często indolentnym przestępczym bantustanem. W 2010 roku, a tym bardziej potem, wydawało się jednak, że już dawno się zmieniło. Przecież czołowi gangsterzy siedzieli w więzieniach. Na przełomie tysiącleci powołano Centralne Biuro Śledcze, a potem inne formacje, przeszkolono prokuratorów. Mało się o tym mówi, że te zmiany, a także uszczelnienie granic, zostały wymuszone przez NATO i Unię Europejską przed akcesją, ale Polska poszła w nie na tyle konsekwentnie, że po kilku latach, wydawało się, iż byliśmy jednym z bezpieczniejszych krajów Europy. Tymczasem w 2010 roku ginie młoda dziewczyna. Wszystko wskazuje na to, że nie została z premedytacją porwana albo zabita, tylko zginęła w jakiś przypadkowych okolicznościach. Znalazła się w sytuacji, w której nie powinna i w środowisku, w którym nie powinna. Za dużo widziała albo doszło do jakiejś awantury. Tragedia, ale i do niej mogło dojść. Gorzej o naszym państwie świadczy to, co się działo potem. Przez 12 lat prokuratura nie jest w stanie dojść do tego, co przydarzyło się Iwonie Wieczorek. Jak się okazuje, nie podejmuje bardzo ważnych tropów. W tym czasie trójmiejskie Eldorado pedofilów, bandziorów i wykorzystywaczy kwitło w najlepsze. Efektem jego działania jest co najmniej jedno samobójstwo dziecka. Nie wiadomo ile spraw, załamań, depresji, może śmierci, udało się zatuszować, zastraszyć świadków. Wiadomo za to, że jego kolejną odsłoną była, później otwarta, słynna "Zatoka Sztuki". Kulturalna wizytówka Sopotu i Mekka naszej celebryckiej śmietanki. Czytaj też: Poznał akta sprawy Iwony Wieczorek. Wskazuje "tajemniczą postać" Jednym głosem Jestem marnego zdania o naszych elitach kulturalno-artystycznych, a pogląd ten jest powodowany kwestiami, można by rzec, systemowymi. W 17-wiecznej Francji wielka aktorka mogła być kochanicą króla, w 16-wiecznej Anglii dramaturg mógł być ulubieńcem publiczności i zrobić ogromną karierę. Ale nikt nie traktował ich, jako autorytet moralny, a za takich dziś uchodzą już nawet nie literaci czy reżyserzy, ale czuje się nimi pokaźna część naszych ścianek fotograficznych włącznie z ludźmi znanymi głównie z reklam czy głośnych rozwodów. Często ci sami ludzie byli stałymi bywalcami "Zatoki". Mogło im się zdarzyć. Ani alkohol, ani seks, nie są w Polsce zabronione i ja na pewno ani nie nadaję się do rzucania obyczajowymi kamieniami, ani nie mam na to ochoty. Ale nawet uwzględniając, że nie każdy nasz celebryta jest najbardziej rozgarnięty, nawet uwzględniając, że autor popularnego talk-show wyznaje własne normy moralne, to nie wymaga nadmiernej zdolności dedukcji czy posiadania wbudowanych praw moralnych konstatacja faktu, że obecność nieletnich w klubie nocnym nie jest normą. I, że po pierwsze należy z takiego miejsca wyjść, po drugie kogoś zawiadomić. Nie trzeba być bezpośrednim naśladowcą świętego Franciszka albo uczniem Immanuela Kanta by pojąć, że ktoś, kto przyprowadza piętnastolatki do klubu nocnego jest bandytą, a jego miejsce jest w więzieniu. Cóż, skoro koledzy i koleżanki nie widzieli to i "myśmy nie widzieli". Nasze elity celebryckie zawsze mówią jednym głosem, a największym ich wrogiem są ci, którzy pozwolą sobie mieć inne zdanie. Niestety, gdy trzeba, także solidarnie przymykają oczy. Czy nie tak było w sprawie Romana Polańskiego, którego przez lata w Polsce "nie godziło się" krytykować za ewidentną pedofilię? Niestety, nie dość tego. Już po tym, jak sprawa "Zatoki sztuki" wypłynęła za sprawą publikacji Sylwestra Latkowskiego i Michała Majewskiego i filmu tego pierwszego, zaczęła się ambitna obrona ukochanego lokalu i redukowanie wszystkiego do polityki. Niewykluczone, że na jakiś czas ochroniła ona trójmiejską ośmiornicę. Być może pozwoliła na kolejne matactwa lub zacieranie śladów. A w ostatnich miesiącach wokoło tej sprawy znowu pojawiły się budzące wątpliwości zgony. Domniemane (czy rzekome) samobójstwo księdza pomagającego ofiarom i nagła śmierć jednego z ważnych świadków, człowieka młodego i zdrowego. Mafie i artyści W publicystyce takie rzeczy zawsze dobrze wyglądają, ale nie będę pisał, że sprawa Iwony Wieczorek i Zatoki Sztuki to obraz Polski, bo byłoby to prostacką demagogią. Ani za tej, ani za poprzedniej ekipy. Ale to niewątpliwie obraz tego, co w Polsce szwankuje i wskazówka, byśmy nie czuli się jeszcze jak w Raju. Niestety, bez ciągłej presji na rządzących w sprawie bezpieczeństwa, bez porządnej wreszcie reformy sądów, tego rodzaju mafie zaczną pojawiać się wszędzie jak to już było kiedyś. Jeśli zaś chodzi o naszych celebrytów, nasze gwiazdy i autorytety ze "szklanego okienka", to szczerze mówiąc nie mam rozwiązania. Pozostaje żywić nadzieję, że za sprawą rozwoju mediów społecznościowych po prostu zostaną sprowadzone na ziemię i aktor będzie znowu tylko aktorem, prezenterka prezenterką, a dziennikarz czy publicysta - włącznie z niżej podpisanym - tylko dziennikarzem czy publicystą. Bez pretensji do tego by umoralniać ludzi, którzy z reguły żyją dużo moralniej od niego.