To wersja rodziny. Nie znam wszystkich szczegółów sytuacji w zabrzańskim szpitalu i nie chcę w nie nadmiernie wnikać, bo przecież w takich sprawach racje bywają podzielone. Ale śmierć człowieka, który uratował tak wielu ludzi i posunął tak bardzo polską kardiochirurgię do przodu, jest jedna. Był też, krótko, dobrym ministrem, choć w rządzie, który przecież ostro krytykowałem, a na tym etapie uważam, że już był bardzo szkodliwy. Reasumując. Bardzo wartościowy człowiek, któremu dużo wszyscy zawdzięczamy, a niektórzy z nas bardzo dużo, zmarł z powodu profesjonalnego konfliktu i tego, że gdzieś w tym konflikcie któraś ze stron nie mogła sobie trochę odpuścić. Uznać, że jest granica, za którą kończy się ludzka konkurencja - rzecz w końcu naturalna, równie naturalne są konflikty, a zaczyna ludzka tragedia. Kiedy przeczytałem informację o "nowych okolicznościach" w sprawie śmierci profesora Zembali, przypomniałem sobie - zresztą trudno zapomnieć - o dwóch wydarzeniach z poprzedniego dnia, z forum w Karpaczu. Jednym była rozmowa z jednym z moich kolegów dziennikarzy o najpopularniejszym wśród nas komunikatorze internetowym i tym, dlaczego owego kolegi tam nie ma. Odparł: "bo wy tam tylko do siebie strzelacie. To największe źródło nienawiści w Polsce. Załatwiania spraw, które powinno się załatwiać prywatnie, publicznie, w dodatku podlanego agresją anonimowym tchórzy". Nie zgadzam się z tym w pełni, bo przecież to także wartościowe źródło informacji, ale faktycznie ilość życzeń tego, by komuś źle się stało, zawoalowanych życzeń śmierci albo wręcz wyrażania satysfakcji z czyjejś śmierci, choroby, daje do myślenia. To oczywiście wszystko wirtualne, jak gra komputerowa, ale jednak emocje za tym stojące, stadne instynkty, żółć, są prawdziwe. A w końcu - tak mi się wydaje - życzenie komuś śmierci jest kompletnym idiotyzmem. Oczywiście ma ono sens w przypadku postaci takich jak rosyjski prezydent, którego szybki zgon mógłby, choć niekoniecznie, ocalić wiele istnień ludzkich. Gdy zginęła córka Aleksandra Dugina pokłóciłem się z kilkoma znajomymi. Wystarczy chyba nawet przejrzeć moje teksty pisane w Interii by zauważyć, że popieram Ukrainę w jej walce i uważam rosyjski najazd za bestialską inwazję. Ale nie rozumiałem i nie rozumiem ludzi cieszących się widokiem ojca, nawet jeśli to taki psychopata jak Dugin, patrzącego na śmierć córki. Zresztą przecież mu to nie zaszkodzi. Nie zaszkodzi także w większości przypadków innych osób, nawet takich, których się nie lubi, nie znosi, na którą wspólnie szczuje się w swojej grupie w mediach społecznościowych i w ten sposób odreagowuje życiowe kompleksy. Przecież to nie ma sensu, bo umrzemy i tak wszyscy, jak wszyscy przed nami i wszyscy po nas. Drugie wydarzenie, które wspominałem, nastąpiło wczoraj podczas powrotu z Forum Ekonomicznego w Karpaczu. Droga była zapchana, nie byłem kierowcą, ale też w głowie "hejtowałem", tych wszystkich spychających innych światłami, zajeżdżających w ostatniej chwili kierowców tirów i zmieniających pas bez migacza. Pomstowałem, że nie mam kamerki, bo przecież mógłbym im dokuczyć w internecie. A potem zobaczyłem śmierć naprawdę. Nie wywołaną hejtem, nie mediami społecznościowymi, nie czyjąś złą wolą. Wywołana pewnie prędkością i tłokiem na trasie. Wczoraj wraz z kilkoma innymi osobami próbowaliśmy wydobywać kierowcę samochodu z rozbitego samochodu dostawczego. Trwało to długi czas, a on umierał na naszych oczach i bardzo cierpiał, umierając. Nie udało się go uratować i odszedł naprawdę. Tak samo jak profesor Zembala w swoim przydomowym basenie. Nie wiem kim był, po co jechał, zapewne był kurierem, pewnie też ktoś go lubił, ktoś kochał, a może także ktoś nie znosił i źle życzył. Warto może pomyśleć o tych prawdziwych śmierciach, o tych którzy naprawdę nie żyją, zanim komuś będziemy sami źle życzyć. Bo w ten sposób zabijamy nie ich, a samych siebie.