Żenujący, bo - jak wynika z tych wszystkich informacji - samego generała jeszcze nikt nie pytał o zdanie: czy chce lecieć, i czy - ze względów zdrowotnych - może? Więc zanim Kancelaria Prezydenta poddała jego nazwisko pod publiczną dyskusję, wypadałoby zapytać samego zainteresowanego. Nie podoba mi się również krętactwo niektórych urzędników Kancelarii, tych którzy wymyślili sformułowanie, że prezydent zaprosi na swój pokład demokratycznie wybranych prezydentów RP i premierów. Ten wygibas niczemu nie służy, to takie kombinowanie, jak Jaruzelskiego nie zapraszać. Zupełnie niepotrzebny ten strach. Bo 60 proc. Polaków (to potężna większość!) uważa, że prezydent Komorowski powinien zaprosić na pokład samolotu lecącego do Rzymu także i gen. Jaruzelskiego. Jako pierwszego prezydenta III RP. Ale również jako reprezentanta potężnej grupy Polaków, którzy z czasami PRL może nie tyle się identyfikują, co mają wobec tamtych czasów dobre sentymenty. Tych ludzi generał Jaruzelski reprezentuje. Jest dla nich symbolem i punktem odniesienia. To jest potężna grupa ludzi, zresztą bardzo niejednolita. Wbrew temu co opowiadają niektórzy nie są to tylko byli aparatczycy oraz przedstawiciele struktur siłowych tamtych czasów, bo oni głosują różnie. I mogą być i w Platformie (to, zdaje się, gen. Czempiński), i w PiS (śp. prokurator Wassermann i sędzia Kryże to przecież były podpory tej partii). Elektorat PRL to przede wszystkim rzesze tych, którym tamten ustrój zapewnił awans społeczny, możliwość samorealizacji. Oni byli dumni, że budują nową Polskę, z zagłębiem miedziowym, Hutą Katowice, FSM, "gierkówką" i tak dalej... Wielkich budów socjalizmu możnaby jeszcze wiele wymieniać, sęk w tym, że większość została już dawno sprzedana. Co ważne, ten elektorat poparł Okrągły Stół i przejście do III RP. I dalej - mimo że w III RP słyszą o PRL i o sobie najgorsze rzeczy, karykaturalne - ów wybór popiera. Nie ma w Polsce (może poza pojedynczymi przypadkami) grup, które chciałyby powrotu PRL, nikt nie świętuje 22 lipca, 13 grudnia nie wychodzą na ulice, w geście triumfu, polscy oranżyści. Nic z tych rzeczy, ludzie wywodzący się z PRL, ci, którzy mają dla PRL jakieś cieplejsze słowa, 13 grudnia się kajają, i przepraszają. Podobnie jak i generał Jaruzelski. Z drugiej strony, mimo 20 lat jednostronnych przekazów, wciąż około 40-50 proc. Polaków uważa, że stan wojenny był mniejszym złem. Bo trudno bronić tezy, że Leonid Breżniew i jego generałowie zgadzali się w roku 1981 na to, by Polska wyrwała się z Układu Warszawskiego... Te wszystkie zachowania stwarzają realne podstawy do tego, by zacząć zakopywać potężny rów dzielący Polaków od roku 1981. A warto go zakopać, gdyż podziały Polsce nie służą. Bo demokracja polega na tym, że wszyscy są równi, i nie ma grup wykluczonych, gorszych. Podziały, dzielenie na waszych i naszych, takie myślenie, wprowadza do życia publicznego chaos i element nieracjonalności. W takich okolicznościach rozwija się leninowski mechanizm - najpierw sprawdzamy kto mówi, a potem, ewentualnie, zastanawiamy się - co powiedział. Jeżeli więc prezydent Komorowski podejmuje wobec generała Jaruzelskiego różne eleganckie inicjatywy, to widzę w tym polityczny cel. Gest więźnia politycznego z czasów PRL, który potrafi wyciągnąć rękę do dawnego przeciwnika, już przecież rozbrojonego. W imię zasypania dawnych podziałów. To także jest znak, że prezydent poważnie traktuje swoje obowiązki. Myślę, że dziś jeszcze nikt nie wie czy generał Jaruzelski znajdzie się na pokładzie samolotu lecącego do Rzymu czy nie. Ale, abstrahując od religijnego charakteru beatyfikacyjnych uroczystości, obecność Jaruzelskiego miałaby rangę symbolu. Gdy w roku 1989 toczyły się rozmowy Okrągłego Stołu, gdy decydowała się przyszłość nie tylko Polski ale i całego regionu, miały one wielu bacznych obserwatorów i dwóch patronów. Pierwszym był Jaruzelski, który wpierw spacyfikował opór betonu przed rozmowami z opozycją, i który później formalnie w rozmowach nie uczestniczył, ale bez którego zgody nic by się nie zdarzyło. On był ze strony rządu decydującą instancją. Drugim patronem był papież. Uczestnicy tamtych obrad opowiadają o roli Kościoła, o tym jak biskupi, formalnie jedynie obserwatorzy, pracowali nad zbliżeniem obu stron. Nikt nie ma wątpliwości, że czuwał nad ich pracą Jana Paweł II. I że obecna Polska, to także jego dzieło. Robert Walenciak