Anegdotka ta niesie zawsze aktualną przestrogę, że z interpretowaniem rozmaitych znaków na niebie i ziemi należy bardzo uważać. Cóż, jednak zaryzykuję. Fakt, że "Gazeta Wyborcza" wystąpiła z bardzo ostrym atakiem na rząd Tuska wydaje mi się coś znaczyć. Zwłaszcza, gdy niemal jednocześnie inne dotąd sprzyjające Tuskowi media zaczynają go szczypać na różne strony, a były szef UOP niby to przypadkiem ujawnia rewelację, że to on zainspirował powstanie Platformy Obywatelskiej. Dodatkowo znaczący wydaje mi się fakt, iż atak "Wyborczej" oparty został na nader wątłych podstawach. Gazeta sama przyznaje, że nie ma żadnych dowodów, iżby rząd dokonał transakcji wiązanej, na mocy której spółka z Kataru kupiła na w miarę korzystnych dla rządu warunkach stocznie, a rząd za to zobowiązał się na najbliższe dziesięć lat kupować w Katarze płynny gaz po cenach daleko wyższych niż rynkowe. Przedstawia tylko poszlaki, łatwe do obalenia (Japonia, skoro ten przykład został użyty, może płacić mniejszą cenę na przykład dlatego, że kupuje katarskiego gazu bardzo dużo, o wiele więcej niż Polska). Diabli wiedzą; tajemnica, jaką uczynił rząd z tego, komu właściwie i na jakich warunkach sprzedał stocznie, kusi do rozmaitych spiskologicznych dociekań, ale akurat hipoteza "Wyborczej" wydaje mi się mało przekonująca. Bywały znacznie poważniejsze powody, by bić na alarm, i wtedy "Wyborcza" nie biła. I właśnie o to chodzi. Tusk demaskowany jako polityk wyprzedający tanio polskie stocznie, marnotrawiący dobro publiczne w imię swego pijaru - gdzie?! W "Wyborczej"? Pamiętam czasy, kiedy jak zastrajkowali Tuskowi gdzieś w Polsce lekarze, to "Wyborcza" na pierwszej stronie dawała materiał o tym, że ci strajkujący zarabiają mnóstwo kasy, a na przykład wybitni specjaliści w Warszawie o połowę mniej, i nie strajkują! Ale to były czasy, kiedy inna z trybun Salonu rzuciła hasło: "Tusku, musisz". Dzisiaj zaś jej czołowy publicysta oznajmia, i to właśnie na łamach "Wyborczej", że Tusk już wcale "nie musi", bo jest wielu innych równie dobrych kandydatów na prezydenta, nie będących Kaczyńskim. No a TVN-24 dosłownie strach włączyć - niemal codziennie jej prezenterzy z kamiennymi twarzami pozwalają zaproszonym gościom jeździć po rządzie jak po dornowskiej "burej suce", ba, dowalają Tuskowi nawet prowadzący dzienniki! Zauważyli Państwo? Dopóki rozmaite środowiska drżały z lęku, że mogą wrócić do władzy Kaczyńscy albo jacyś inni szaleni dekomunizatorzy, zagrażający ich żywotnym interesom, dopóty Tusk mógł być pewien, że cokolwiek zrobi, albo czegokolwiek nie zrobi, media, będące emanacją tych interesów, będą urabiać ludożerę we właściwym duchu. Ale sytuacja się zmieniła. Z jednej strony, notowania PiS nie rosną, nawet spadają, a szanse obecnego prezydenta na reelekcję wydają się nawet nie zerowe, ale wręcz ujemne; strach, najsilniej dotąd spajający obóz Tuska, słabnie. Z drugie - narasta rozczarowanie. Tusk niby mówił, co powinien, ale poza odbudowaniem układów w specsłużbach niewiele zrobił z tego, co zrobić miał. Nie rozwalił CBA, nie zadeptał IPN, nie zdołał znaleźć dowodów "zagrożenia dla demokracji" i postawić Ziobry z Kaczyńskim przed Trybunałem Stanu, nie rozwalił TVP do stopnia eliminującego ją całkowicie z konkurencji w momencie cyfryzacji, nie odebrał oszołomom "Rzeczpospolitej" i nie dorżnął "Gazety Polskiej", a jeszcze na dodatek w sprawach obyczajowych ulegał Kościołowi. Przychodzi teraz czas zemsty. Zemsty salonu za to, że przez tak długi czas musiał Tuska popierać bezwarunkowo, bo nie miał nikogo innego do popierania. Nie zapominajmy, że dla establishmentu III RP Tusk był drugim wyborem, i to mocno rozpaczliwym. Miało być tak, że na fali międzynarodowego oburzenia "zagrożeniem dla demokracji" wylansuje się LiD, i że to LiD odsunie od władzy Kaczyńskich w koalicji z PO - ale w tej koalicji Tusk będzie tym stawianym pod ścianę, musztrowanym przez Autorytety moralne i medialne, ilekroć się postawi Kwaśniewskiemu. Niestety, Kwaśniewski okazał się niezdolny powstrzymać przed zalewaniem pały bodaj przez parę dni, LiD się skichał i wyszło tak, jak wyszło. Ale teraz jest wreszcie alternatywa - Andrzej Olechowski może i nie porywa przeciętnego Polaka, ale medialnemu establishmentowi na pewno bliżej do niego, niż do faceta, który na swej drodze do władzy rozbił Unię Wolności i wyrzucił z krajowej wielkiej polityki "wujka Bronka", innych grzechów nie licząc. Ten życiorys - po prostu piękny: już od lat siedemdziesiątych współpraca ze służbami, która przerodziła się we wzorową, trwającą do dziś przyjaźń z oficerem prowadzącym, szerokie koneksje w świecie nomenklaturowego biznesu... już samo to wystarcza. Myślę, że to dopiero początek. Jeśli Olechowski okaże się liczącym kandydatem, a SD wejdzie na miejsce przewidziane niegdyś w planach establishmentu dla LiD, to Tusk i jego ekipa, oj, będą biedni... Zemsta nierychliwa nagnała cię w nasze sieci, czyli innymi słowy, przyszła kryska na maTuska, pardon, Matyska. Rafał A. Ziemkiewicz