Liderka PiS-u w Lublinie, PiS-owski szef Rady Warszawy, działacz LPR i pracownik biura prasowego SLD do Samoobrony przywiedziony przez tatę - działacza - to są ludzie, którzy uzdrawiać mają skażoną lewicowym ukąszeniem Radę. Ludzie - którzy jak obiecywano przy nowelizacji ustawy medialnej - mieli być medialnymi fachowcami stroniącymi od jednoznacznych afiliacji partyjnych. Owszem o panach Kołodziejskim czy Borysiuku można powiedzieć, że jakieś tam doświadczenie medialne mają. Ten pierwszy pracował w redakcji katolickiej TVP, ten drugi był wydawcą programów publicystycznych w telewizji Roberta Kwiatkowskiego, ale kaktus mi na ręce wyrośnie, a język kołkiem stanie, jeśli mi ktokolwiek udowodni, że to otarcie o media, a nie polityczne zaangażowanie przesądziły o ich nominacjach. Nie ma co ukrywać - ten nieporadny działacz PiS-u, który w chwili szczerości oświadczył że jego partia "chce rzeczywiście mieć bardzo silny wpływ na media, mimo że będzie krzyk i hałas się podnosił, rwetes i lament", wiedział co mówi, a wybór składu Rady tylko to potwierdził. A ja niczym Katon nawołujący do zniszczenia Kartaginy powtarzać będę: "Rada jest niepotrzebna". Koncesje rozdane. Nadzór Rady nad mediami - iluzoryczny (albo co gorsza - polityczny), a miliony wydawane na Radę idą w błoto. Śmiało można wyobrazić sobie, że Rada znika, a nowy porządek medialny wygląda następująco. Koncesje dla mediów elektronicznych odnawiane są automatycznie. Jeśli pojawiają się wolne częstotliwości - organizuje się przetarg i wygrywa ten który oferuje najwięcej. Ewentualne kary dla mediów za propagowanie pornografii czy przemocy w nieodpowiednich godzinach wymierzane są przez sąd administracyjny składy rad nadzorczych publicznych mediów wybierane są przez Sejm spośród kandydatów zgłaszanych przez środowiska twórcze. Działałoby? Chyba tak - na pewno nie gorzej niż działało dotąd. Ale wiem, wiem - przemawia przeze mnie naiwność. Tak jak Włodzimierz Ilicz wierzył niegdyś w to, że kadry decydują o wszystkim, tak nasi politycy są przekonani, że to media decydują o wszystkim. Dlatego obawiam się, że w programie wyborczym wszystkich partii startujących w następnych wyborach (na szczęście ich groźba na razie się oddala) znów pojawiać się będzie taki passus: "Rada Radiofonii i Telewizji, która dzisiaj jest ciałem czysto politycznym, powinna być zamieniona w organ kierujący się względami merytorycznymi, wybierany przez parlament i prezydenta, spośród kandydatów przedstawionych przez stowarzyszenia twórców i stowarzyszenia naukowe" (program wyborczy PiS. Rozdział IV. Nowy porządek w mediach).